Polska nareszcie zwycięska!
Polska wygrała swój pożegnalny mecz z Kostaryką 2:1
Sytuacja w grupie A wyjaśniła się już po drugiej serii spotkań, dzięki czemu wiedzieliśmy, że nasza reprezentacja pożegna się z Mistrzostwami już w fazie grupowej. Trzeci mecz był pożegnalnym spotkaniem zarówno dla Polski, jak i Kostaryki, która także straciła szanse na awans z grupy. Nie wszyscy Polacy obrazili się na swoją drużynę po ich ostatnich wyczynach. Od początku meczu to kibiców z Polski było słychać najgłośniej, ale niestety to nie oni wygrywają mecz, a i na grę naszych zawodników wpłynąć nie potrafili. Podopieczni Pawła Janasa grali wolno, niemrawo, mimo iż dłużej utrzymywali się przy piłce od przeciwnika. Trener zmienił ustawienie, a do składu powrócił Mirosław Szymkowiak, ale nie polepszyło to gry Polaków.
W 25. minucie rzut wolny tuż sprzed pola karnego wykonywał Gomez. Dwóch Kostarykańczyków stojących w murze, w ostatniej chwili odskoczyło z niego, tworząc dziurę. Właśnie tędy piłka prześlizgnęła się i zaskoczyła Artura Boruca, przechodząc mu pod nogami. Nasz golkiper mógł zachować się w tej sytuacji nieco lepiej. Może i strzał był mocny, ale nietrudny do obrony - nie z takimi radził sobie Boruc.
Wyrównanie ze strony polskiej przyszło dość szybko i niespodziewanie. W 33. minucie Maciej Żurawski dośrodkowywał z rzutu rożnego, błąd popełnił bramkarz (był faulowany?), minął się z piłką i dopadł do niej Bartosz Bosacki, uprzedzając obrońcę i bezpośrednio strzelając na bramkę Porrasa. Jeszcze w końcówce Polacy przeprowadzili kilka dobrych akcji, a najaktywniejszym zawodnikiem był oczywiście Ireneusz Jeleń, który jak zwykle miał dużo ochoty do gry i napędzał ataki naszej drużyny.
Po przerwie na boisku pojawił się Paweł Brożek, zmieniając słabo grającego Żurawskiego. Spotkanie było wyrównane i coraz to szybsze akcje przeprowadzali zawodnicy obydwu drużyn. W 66. minucie Polacy niespodziewanie wyszli na prowadzenie! Gol znów padł po dośrodkowaniu z rzut rożnego, a strzelcem ponownie został Bartosz Bosacki, który skierował piłkę głową do siatki. Wyrównania szukali jeszcze Kostarykańczycy, ale nie umieli wykorzystać kilku błędów Polaków, którzy w końcówce zaczęli się gubić w obronie. Warto odnotować fakt, iż w 85. minucie na Mistrzostwach Świata zadebiutował… Grzegorz Rasiak :) Przeprowadził on jedną, ładną akcję, po której dośrodkował do Pawła Brożka, ale ten źle trafił w piłkę.
Bohaterem meczu został bezdyskusyjnie Bartosz Bosacki. Polski obrońca, który wskoczył do kadry Janasa rzutem na taśmę, rozegrał dzisiaj bardzo dobrze spotkanie. Nie tylko strzelił dwie bramki, jedyne dla Polski w tym turnieju, ale także pewnie grał w obronie. Polska żegna się z Mistrzostwami wygraną, tak jak w turnieju sprzed 4 lat w Korei, i jest to zwycięstwo na otarcie łez, gdyż Polacy zawiedli, nie zagrali na miarę oczekiwań.
Kostaryka - Polska 1:2 (Gomez 25’ - Bosacki 33’, 66’)
Kostaryka: Jose Francisco Porras - Gabriel Badilla, Luis Marin, Michael Umana - Jervis Drummond (70‘ Wallace), Walter Centeno, Mauricio Solis, Christian Bolanos (78’ Alvaro Saborio), Leonardo Gonzalez - Ronald Gomez (82’ Carlos Hernandez), Paulo Wanchope.
Polska: Artur Boruc - Marcin Baszczyński, Jacek Bąk, Bartosz Bosacki, Michał Żewłakow - Ireneusz Jeleń, Arkadiusz Radomski (64’ Mariusz Lewandowski), Mirosław Szymkowiak, Jacek Krzynówek - Euzebiusz Smolarek (85’ Grzegorz Rasiak), Maciej Żurawski (46’ Paweł Brożek).
Mecz Niemiec z Ekwadorem decydował nie o awansie, a o pierwszym miejscu w grupie A. Tylko czy aż pierwszym miejscu? Najwyraźniej dla Niemców "aż", a dla Ekwadorczyków "tylko", bo choć już w pierwszych sekundach wynik mogli otworzyć gracze z Ameryki Południowej, to Europejczycy odpowiedzieli błyskawicznie i dużo bardziej skutecznie - po dograniu Schweinsteigera do Klosego napastnik polskiego pochodzenia precyzyjnym strzałem przy słupku pokonał Cristiana Morę.
Po pół godzinie gry mogło być już 2:0 a nawet 4:0 dla Niemców, ale dobre okazje marnowali kolejno Schneider i Ballack, a wychodzących na świetne pozycje Klosego i Podolskiego uprzedził Cristian Mora. Pewnym usprawiedliwieniem dla podopiecznych Luisa Suareza był brak czołowych piłkarzy, Delgado, Tenorio i Hurtado, ale prawdę mówiąc, Ekwador zagrał w tym meczu jeszcze bardziej bezbarwnie, niż Polska w spotkaniu z Ekwadorem właśnie.
Pierwszą połowę Niemcy zakończyli podwyższeniem na dwa do zera. Precyzyjne prostopadłe podanie Ballacka wykorzystał Klose, wcześniej mijając obrońcę i golkipera Ekwadoru.
W drugiej połowie Niemcy znów ruszyli do ataku, a zepchnięty do głębokiej defensywy Ekwador stać było tylko na kilka niemrawych kontrataków. Tymczasem Niemcy grali zdecydowanie i walczyli o zakończenie fazy grupowej z jak największym dorobkiem bramkowym. Cel zrealizowali w 57. minucie meczu, kiedy po kombinacyjnej akcji gola zdobył drugi Polak na boisku - Podolski. Ten sam piłkarz był bliski podwyższenia na 4:0, ale tym razem Mora interweniował skutecznie.
Mecz zakończył się wynikiem 3:0, pozostawiającym Niemców na 1. miejscu w grupie, a eksperci FIFA najlepszym piłkarzem meczu wybrali Michaela Ballacka, choć wyróżnienie to mogli równie dobrze przyznać Klosemu, zdobywcy dwóch goli. Niemcy po raz pierwszy od 1970 roku odnieśli trzy zwycięstwa w fazie grupowej.
Ekwador - Niemcy 0:3 (Klose 4’, 44’, Podolski 57’).
Ekwador: Cristian Mora - Ulises de la Cruz, Jorge Guagua, Giovanny Espinoza, Paul Ambrossi - Edison Mendez, Edwin Tenorio, Marlon Ayovi (69’ Patricio Urrutia), Luis Antonio Valencia (63’ Cristian Lara) - Felix Borja (46’ Cristian Benitez), Ivan Kaviedes
Niemcy: Jens Lehmann - Arne Friedrich, Robert Huth, Per Mertesacker, Philipp Lahm - Bernd Schneider (73’ Gerald Asamoah), Torsten Frings (67’ Tim Borowski), Michael Ballack, Bastian Schweinsteiger - Lukas Podolski, Miroslav Klose (67’ Oliver Neuville)
Bardzo emocjonujące spotkanie oglądali kibice zgromadzeni dziś na stadionie w Kolonii. Pewna już awansu Anglia podejmowała Szwecję, która o awans musiała jeszcze walczyć. Głównym podtekstem tego spotkania był fakt, iż reprezentacja Anglii od niecałych 40 lat szuka sposobu na pokonanie Szwedów i póki co nie potrafiła go znaleźć.
Mecz jednak fatalnie zaczął się dla Anglików – już w 2. minucie kontuzji doznał Michael Owen. Spotkanie od początku było szybkie, zacięte, lecz obie drużyny bezskutecznie atakowały na bramkę przeciwnika. Pierwsi bramkę strzelili podopieczni Svena Gorana Erikssona. Fantastyczny strzałem popisał się Joe Cole, który najpierw przyjął piłkę na klatkę piersiową, a następnie uderzył ją z powietrza, z ok. 30 metra, w samo okienko. Anglicy starali się podwyższyć wynik, a najwięcej strzałów oddał, rzecz jasna, Frank Lampard, ale albo były to strzały niecelne, albo zbyt proste dla Isakssona.
Całe widowisko rozpoczęło się na nowo, kiedy to 6 minut po zmianie stron wyrównali Szwedzi. Z rzutu rożnego dośrodkowywał Linderoth i skuteczny strzał głową zaliczył Marcus Allbaeck, zastępujący dzisiaj Ibrahimovića. Zaledwie 3 minuty później piłka po strzale głową Larssona trafiła w poprzeczkę, co powtórzyło się niedługo potem, po strzale Mellberga. Drużyna „Trzech Koron‿ była bardzo bliska strzelenia kolejnej bramki, a na taką sytuację szybko zareagował Eriksson, który wpuścił na boisko Gerrarda. To właśnie kapitan Liverpoolu wybił piłkę z linii bramkowej, po strzale Kaellstroema, ratując tym samym drużynę przed stratą gola.
W 85. minucie bohater meczu, Joe Cole, świetnie dośrodkował piłkę właśnie do Stevena Gerrarda, który głową skierował ją do bramki. Było już 2:1 i wszystko wskazywało na to, że zła passa Anglików zostanie dziś przełamana. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry, po długim wyrzucie z autu w pole karne, piłka minęła wszystkich zawodników, przedłużył ją jeszcze Larsson i… strzelił w ten sposób gola! Remis był tu wynikiem jak najbardziej sprawiedliwym, ponieważ spotkanie było bardzo wyrównane, zacięte i atrakcyjne.
Szwecja - Anglia 2:2 (Marcus Allbaeck 51’, Henrik Larsson 90’ - Joe Cole 34’, Steven Gerrrard 85’)
Szwecja: Andreas Isaksson; Olof Mellberg, Teddy Lucic, Erik Edman, Niclas Alexandersson; Mattias Jonson (54’ Christian Wilhelmsson), Tobias Linderoth (92’ Daniel Andersson), Kim Kaellstroem, Fredrik Ljungberg; Marcus Allbaeck (76’ Johan Elmander), Henrik Larsson.
Anglia: Paul Robinson; Jamie Carragher, Rio Ferdinand (56’ Sol Campbell), John Terry, Ashley Cole; David Beckham, Frank Lampard, Owen Hargreaves, Joe Cole; Michael Owen (4’ Peter Crouch), Wayne Rooney (69’ Steven Gerrard).
Szanse na awans z grupy B, przed meczem z Paragwajem, miała jeszcze drużyna Trynidadu i Tobago.
Wystarczyło tylko wygrać z wcześniej wspomnianym przeciwnikiem i liczyć na porażkę Szwedów. Tak więc zespół z Karaibów od początku zaczął atakować na bramkę rywala, a bliski pokonania Bobadilli był Cornell Glen, który uderzał piłkę głową po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, ale bramkarz Paragwaju zaliczył świetną interwencję.
W 24. minucie reprezentacja Paragwaju objęła prowadzenie, po tym, jak po rzucie wolnym własnego bramkarza pokonał Brent Sancho. Co ciekawe to nie drużyna Trynidadu i Tobago rzuciła się do ataku po straconej bramce, ale to Paragwaj dążył do podwyższenia wyniku. Ta sztuka udała się Denisowi Canizowi, który pokonał Kelvina Jacka, ale był to gol ze spalonego. T&T także atakował, a przynajmniej starał się, ale nie były to akcje bramkowe.
W drugiej połowie groźniej zaczęli atakować piłkarze z Karaibów. Grali bardzo ambitnie, do czego nas już z resztą przyzwyczaili. Wszakże Trynidad i Tobago to jedna z niespodzianek Mistrzostw Świata, gdyż jako całkowity debiutant potrafiła podjąć walkę z takimi drużynami jak Szwecja i Anglia, do tego w trzecim meczu mając jeszcze szanse na awans z grupy. Problemem Trynidadu była niemoc strzelecka; uprzedzając fakty - mimo dobrych występów, nie strzelili oni w tym turnieju bramki. Natomiast o podwyższenie wyniku postarali się zawodnicy Paragwaju, a bramkę zdobył, wpuszczony w drugiej połowie na boisko, Nelson Cuevas. Oba zespoły jednak odpadły z turnieju, a wygrana piłkarzy Anibala Ruiza w trzecim meczu tylko nieznacznie osładza słaby występ tej drużyny na tych Mistrzostwach.
Paragwaj - Trynidad i Tobago 2:0 (Brent Sancho 24’ - sam., Nelson Cuevas 86’)
Paragwaj: Aldo Bobadilla - Denis Caniza (88’ - Paulo da Silva), Julio Cesar Caceres (78’ - Julio Manzur), Carlos Gamarra, Jorge Nunez - Roberto Acuna, Edgar Barreto, Carlos Paredes, Julio Dos Santos - Roque Santa Cruz, Nelson Haedo Valdez (66’ - Nelson Cuevas)
Trener: Anibal Ruiz
Trynidad i Tobago: Kelvin Jack - Dennis Lawrence, Brent Sancho, Avery John (31’ Kenwyne Jones) - Carlos Edwards, Aurtis Whitley (67’ - Russel Latapy), Chris Birchall, Densill Theobald, Dwight Yorke - Stern John, Cornell Glen (41’ - Evans Wise).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze