Advertisement
Menu
/ elmundo.es

Cañizares: Iker grał, bo był medialną ikoną

Santiago Cañizares trafił do szkółki Realu Madryt w 1985 roku, a klub opuścił definitywnie trzynaście lat później. Hiszpan udzielił obszernego wywiadu dziennikowi El Mundo. Były bramkarz wspominał całą swoją karierę.

Foto: Cañizares: Iker grał, bo był medialną ikoną
Fot. Getty Images

Miałeś czas na dwie kariery: dziesięć lat szukania swojego miejsca, z dużą ilością czasu jako zmiennik w Madrycie, i kolejne dziesięć zdobywania tytułów, trofeów Zamora i bycie topowym piłkarzem w Valencii.
To są normalne sytuacje w długiej karierze, ale mam poczucie, że spełniłem cel, jakim było uczynienie z mojej smykałki zawodu. To wspaniałe, bo wszystkiego było po trochu. W pierwszej części mojej kariery miałem bardzo dobre lata w Segunda División z Méridą, z której wybiłem się do Primera División, a w Celcie przeżyłem dwa genialne lata. Chodzi o to, że poprzeczka była ustawiona bardzo wysoko, ponieważ Real Madryt podpisał ze mną kontrakt, a tam, logicznie rzecz biorąc, trudno jest wywalczyć sobie miejsce.

Byłeś tam przez cztery sezony i ci się nie powiodło.
Ciężko pracowałem przez wszystkie cztery lata, tak ciężko, że Real chciał przedłużyć ze mną kontrakt na tyle długo, bym mógł zakończyć tam karierę, ale nigdy nie znalazłem komfortu, którego potrzebowałem będąc bramkarzem, a jest to pozycja, na której, jeśli nie grasz od początku, to życie zaczyna wiać ogromną nudą.

Bramkarzem się rodzisz czy nim zostajesz?
Kiedy jest się dzieckiem, gra się we wszystko i ze wszystkimi. Moją pasją od zawsze była piłka nożna, grałem też na wielu innych pozycjach. Dzieje się tak, że są rzeczy, w których zaczynają przyciągać twoją uwagę i zamiast wybierać je samemu, one wybierają za ciebie. Odkryłem, że byłem najlepszym bramkarzem w szkole i, jako że dziecko chce czuć się kochane, podziwiane i mieć dobrą opinię, zakochałem się w tym zajęciu, w którym byłem dobry. Zostałem więc golkiperem z tego prostego powodu, że kiedy przyszła moja kolej na stanie w bramce w szkole, robiłem to lepiej niż inni.

Czy to prawda, że bramkarze są szaleni?
Problem z bramkarzem jest taki, że dużo myśli. Podczas gdy zawodnik z pola interweniuje tysiące razy i jest bardzo zaangażowany w grę, bramkarz jest tam sam i dużo myśli w swojej głowie. Możesz stać przez 15 minut bez dotykania piłki i walki z własnym umysłem. To nie jest łatwe.

Jak przeszedłeś z tej szkoły w Puertollano do Realu Madryt?
Sprawy przybrały poważny obrót, gdy miałem 15 lat i Calvo Sotelo, które było tamtejszą drużyną, wezwało mnie na treningi z pierwszą drużyną, a ta grała w Segunda B. Trenerem był Eduardo Caturla i powiedział mi, żebym zmienił swój plan w szkole na popołudniowy i pracował z nimi każdego ranka, że nie będę grał, bo jestem dzieckiem, ale że dostrzega mój potencjał, żeby zostać profesjonalistą. Byłem tam tylko przez pięć miesięcy, ponieważ zostałem powołany przez reprezentację Hiszpanii U-16 i wielkie kluby, które zawsze gromadzą talenty z małych drużyn, niezależnie od tego, czy im się to później opłaca, czy nie, zagięły na mnie parol.

Czy to tam Real podpisał z tobą kontrakt?
Podpisałem kontrakt z Realem. Spędziłem tydzień trenując z Barçą, a drugi z Realem, ale chcieli mnie jedni i drudzy. Wybrałem Madryt z tego prostego powodu, że od Puertollano dzieliło mnie 240 kilometrów, a do Barcelony było 800 kilometrów, więc moim rodzicom łatwiej było się ze mną spotkać. Gdybym pochodził z Hueski lub Tarragony, wybrałbym Barçę.

Rozumiem, że wyprowadziłeś się sam.
Tak, oczywiście. Moi rodzice nadal pracowali w Puertollano i nawet przez myśl im nie przeszło, że tylko dlatego, iż dołączyłem do szkółki Realu Madryt, będę gwiazdą, a oni będą mogli przestać pracować, choć taką koncepcję ma wielu rodziców w dzisiejszych czasach. Więc kiedy miałem 16 lat, poszedłem mieszkać do akademika, gdzie było 16 lub 17 canteranos.

Czy ta zmiana cię przeraziła, czy też przybyłeś z nieświadomością, która przychodzi z wiekiem?
Wcale nie byłem nieśmiały, ale bałem się, miałem wiele obaw: czy sprostam tej koszulce, konkurencji… Normalna rzecz dla każdego dziecka. Przechodziłem przez bardzo złe chwile, przepłakałem wiele nocy, ponieważ tęskniłem za rodziną i nie mogłem znaleźć uczucia w hiperkonkurencyjnym środowisku, ale przezwyciężyłem to i było to konieczne dla mojego treningu. A kiedy skrzyżowałem ścieżki z Juanito, Santillaną, Miguelem Ángelem czy Petroviciem w miasteczku sportowym, wszystkie złe rzeczy odeszły w niepamięć. To było bezcenne i niwelowało wszelkie rozczarowania, jakie mogłem mieć z powodu złych relacji z kolegami z drużyny.

Dołączyłeś do Castilli w wieku 19 lat i od tego momentu wszystko się skomplikowało.
Przeskok z wieku młodzieżowego do zawodowego jest kluczowy w rozwoju piłkarza, a ja miałem trudny okres. Mój sezon w Castilli nie był dobry i zostałem wypożyczony do Elche, gdzie również nie miałem najlepszego roku. Tam uratowała mnie Mérida, ponieważ trenerem był Caturla; w przeciwnym razie nikt nie dałby mi kolejnej szansy w drugiej lidze. Tam reaktywowałem swoją mentalność, zacząłem się adaptować, miałem wspaniały sezon i udało mi się dokonać tego wymaganego skoku. Dlatego trzeba zachować cierpliwość wobec zawodników, bo kiedy robi się krok do profesjonalnego poziomu, pojawia się strach, który niektórzy znoszą dobrze, inni źle, a jeszcze inni nigdy. Tu zaczyna się futbolowa rzeczywistość.

Z Méridy do Primera División z Celtą, do drużyny narodowej i z powrotem do Madrytu. Czy czułeś, że cykl się dopełnił?
Dwa lata spędzone w Celcie były wspaniałe. Drużyna, która dobrze broniła, trener, Txetxu Rojo, który miał do mnie pełne zaufanie i kibice, którzy byli bardzo zadowoleni z bramkarza, którego mieli. Przenosiny do Realu Madryt sprawiły, że wszystko stało się o wiele bardziej wymagające: stadion nie oklaskiwał już każdej dobrej interwencji, ponieważ Bernabéu było przyzwyczajone do oglądania ich w takiej lub lepszej formie. To było trudne, a ja nie miałem szczęścia do trenera, który by we mnie wierzył. Valdano i Capello mi nie ufali, a potem Heynckes bardziej mnie doceniał, ale w końcu też nie.

Jak bramkarz radzi sobie z rywalizacją z kolegami z drużyny, wiedząc, że jest to pozycja, która stwarza najmniej możliwości dla zmiennika?
Tak jak w przypadku, gdy masz piekarnię, a obok otwiera się kolejna. Konkurujecie o wszystko, o ceny, o ciasto, o klientów… I pewnego dnia zamiatasz pod drzwiami i, czy chcesz czy nie, wrzucasz odrobinę kurzu do sklepu drugiej osoby. Wtedy robi się bałagan i lecą iskry. Jest to ogromna konkurencja i dlatego tak ważne jest, aby mieć wyraźny status, tak aby jedynym wrogiem byli twoi rywale. Spójrz na przykład na Courtois, który gdy był z Keylorem miał dużo więcej wątpliwości niż teraz, gdy wie, że jest niekwestionowany.

Byłeś kryty przez Buyo i Illgnera, czy źle się z nimi dogadywałeś?
Nie miałem za dobrych relacji z Paco Buyo, od pierwszego dnia panowała zła atmosfera. Z Bodo, z drugiej strony, miałem fantastyczne relacje, ponieważ obaj robiliśmy to, co do nas należało i ponieważ, z mojego punktu widzenia, osobowość Illgnera była o wiele lepsza niż osobowość Buyo.

Czy zrozumiałeś, dlaczego Valdano i Capello nie postawili na ciebie?
Szanowałem ich decyzje, ale siedzenie na ławce było dla mnie karą nie do zniesienia, więc jak tylko mogłem, poszedłem do innej drużyny, gdzie pozwolono mi rozwijać się zawodowo. W porządku. Ich zadaniem jest podejmowanie decyzji, a to nie jest łatwe, ale ja potrzebowałem dobrego samopoczucia i jeśli nie miałem go w Madrycie, musiałem poszukać go gdzie indziej. Moje relacje z obojgiem były poprawne, choć oczywiście nie piszę do nich teraz, żeby dowiedzieć się, jak im się układa w życiu.

W roku Séptimy grałeś od początku przez większość sezonu, ale Heynckes posadził cię w końcówce. Co się stało?
Kończył mi się kontrakt i to było kluczowe. Zacząłem jako starter, ponieważ Bodo był kontuzjowany podczas pretemporady. Grałem bardzo dobrze, pobiłem rekord z Realem i klub zaproponował mi przedłużenie kontraktu, ale zanim się zaangażowałem i zapuściłem korzenie, chciałem wiedzieć, czy będę bramkarzem pierwszego wyboru i postanowiłem poczekać, by zobaczyć, czy trenerzy naprawdę mi zaufali. Potem pojawiły się fałszywe doniesienia, że podpisałem już kontrakt z innymi drużynami, co w końcu wpłynęło na Heynckesa. Po porażce na Teneryfie w 26. kolejce, kiedy nie szło mi najlepiej, postanowił zmienić mnie na Illgnera. Zdałem sobie sprawę, że moja przyszłość nie leży w Madrycie i na kilka dni przed finałem w Amsterdamie podpisałem kontrakt z Valencią, która oferowała Zubizarrecie przedłużenie umowy, ale ten zdecydował się przejść na emeryturę. Tak więc natychmiastowe i fantastyczne małżeństwo powstało z powodu naszych wspólnych potrzeb.

Jak odebrałeś decyzję Heynckesa?
Nigdy nie pocieszyło mnie tłumaczenie trenera, że podjął decyzję wbrew moim interesom. Nigdy. Dlatego nie chciałem wyjaśnień, bo po co? Niech podejmuje decyzje, jakie chce, to jego praca i tyle. Zrobię to po swojemu. Oszczędzę mu kłopotu. Udzielanie zbyt wielu wyjaśnień jest częstym błędem popełnianym przez trenerów. Na przykład, jednym z największych historycznych problemów w drużynie narodowej były relacje Luisa Aragonésa z Raúlem. Dał mu tak wiele wyjaśnień, dlaczego go nie wpuszcza na boisko, że pewnego dnia Raúl odpowiedział: „Słuchaj, trenerze, nie dawaj mi wyjaśnień, jestem tylko kolejnym zawodnikiem i ich nie potrzebuję”. I wtedy związek się rozpadł, a on przestał go powoływać. Piłkarz chce grać, a jeśli tego nie robi, nie potrzebuje tłumaczeń.

Jak przeżywałeś historyczny finał, jakim była Séptima, siedząc na ławce rezerwowych?
Jedynym celem tamtej drużyny z Madrytu było zdobycie Pucharu Europy, aby złagodzić traumę 30 lat bez wygranej. Tak więc, mimo że wiedziałem, że to mój ostatni mecz w klubie, miałem poczucie, że osiągnąłem swój cel i usprawiedliwiłem wszystkie pensje, które otrzymywałem zarówno w szkółce, jak i w pierwszej drużynie. Zawsze bardzo mi zależało na tym, żeby ten, kto mi płaci, robił to z zadowoleniem. Jest to odpowiedzialność, której nauczyłem się od mojego ojca.

Mijatović powiedział mi, że w tamtym sezonie sporo wychodziliście na miasto. Może chodziło o to.
To prawda. Mieliśmy bardzo dobre relacje, wiele wspólnych kolacji i od tej pory każdy sam decydował o tym, czy iść spać wcześniej czy później. To był inny duch niż teraz, bo mogliśmy wychodzić bardzo często i nic się nie działo. Teraz następnego dnia bylibyśmy w Sálvame [hiszpański program telewizyjny]. Nie można już tego zrobić, a szkoda.

Czy czułeś się usprawiedliwiony po tym, co stało się w Madrycie?
Oczywiście, że tak. Odetchnąłem też z ulgą, widząc, że nie popełniłem błędu. Moja kariera nabrała sensu, a ja czułem się bardzo dumny z tego, że udowodniłem, iż mogę rywalizować na najwyższym poziomie. Przejście do Valencii było bardzo dobrze przemyślaną decyzją, szukałem drużyny, w której to ja jestem starterem, a rywale znajdują się poza moją szatnią, a nie w środku; miałem całkowitą rację.

Wygrywałeś pod wodzą trzech bardzo różnych trenerów: gwałtowność Ranieriego, hermetyczność Hectora Cúpera i niezwykła dbałość o szczegóły Beníteza.
I z wszystkimi trzema czułem się bardzo komfortowo. Każdy z nich opierał się na pracy poprzednika, a Rafa zwieńczył ją zdobyciem dwóch tytułów mistrzowskich. Ranieri bardzo podniósł naszą samoocenę, Cúper sprawił, że staliśmy się niezwykle wymagający i mieliśmy niezmordowaną etykę pracy, a Benítez wziął drużynę z niezwykłą dynamiką pracy i położył wisienkę na torcie na poziomie taktycznym, ze wspaniałym zespołem asystentów. Otrzymał świetne dziedzictwo, z piłkarzami gotowymi na wszystko i dokończył to.

Z Cúperem zagrałeś w dwóch finałach Ligi Mistrzów, czy kamień milowy, jakim jest dotarcie tam, rekompensuje ból porażki?
To bardzo boli, ale nie mam gorzkich wspomnień, ponieważ dotarcie tam oznaczało walkę i wygrywanie z niezwykłymi drużynami: Realem Galácticos; Barçą Figo i Rivaldo; Lazio, w którym najgłupszemu piłkarzowi płacono dwa razy więcej niż naszym gwiazdom i zabrano nam takich graczy jak Piojo czy Mendieta; Manchesterem United… To nie były zespoły z naszej kategorii społecznej i ekonomicznej, taka jest rzeczywistość. Staliśmy się przykładem zarządzania i pracy, naszych piłkarzy chciały mieć wszystkie drużyny, byliśmy najlepszą drużyną na świecie według statystyk IFFHS, które są bezwartościowe, ale są, i mieliśmy noce na Mestalli, o których valencianistas wciąż mówią, że były najlepszymi w ich życiu. I tak, przegraliśmy, ale to nie wymazuje zasług.

W pierwszym meczu z Realem byliście uważani za faworytów. Patrząc z perspektywy historycznej, było to szaleństwo.
To nie szaleństwo, to kłamstwo. Kiedyś Camacho był trenerem Espanyolu, szło im bardzo dobrze i na konferencji prasowej powiedziano mu, że są faworytami w meczu z Realem. Chłop usłyszał to i zaczął walić głową w stół jak oszalały. Jak Valencia może być faworytem meczu z Realem w finale Ligi Mistrzów? Oni wygrali siedem, a my nigdy nie graliśmy nawet w finale, a najniżej opłacany z nich otrzymywał cztery razy więcej niż najwyżej opłacany z nas. Graliśmy lepiej w La Lidze, ale przybyliśmy bez lewego obrońcy, z Kilym i Farinósem bardzo kontuzjowanymi, nasza kadra nie dorównywała poziomowi Realu. Byliśmy drużyną z dużymi zasługami, ale faworytem przeciwko Realowi? No nie rozśmieszaj mnie.

Zostaliście pokonani, ale w następnym roku, przeciwko Bayernowi, było to bardziej bolesne. Przegraliście w rzutach karnych, mimo że rozegraliście fantastyczny mecz.
Dzięki doświadczeniom z poprzedniego roku weszliśmy do tego finału znacznie lepiej przygotowani. Wygrywaliśmy w meczu i dwukrotnie w rzutach karnych, ale… Oliver Kahn, który również był bardzo zainspirowany, pojawił się i sprawił, że przegraliśmy finał. Mogliśmy to wygrać, mimo olbrzyma, który stał przed nami.

Twoje łzy na koniec, pocieszanie przez Kahna, to bardzo zapadający w pamięć obrazek. Co sobie myślałeś?
Co myślą wszyscy valencianistas, że to był dzień, w którym Valencia mogła zapisać się złotymi zgłoskami w historii Ligi Mistrzów, a nam to umknęło. Wiedziałem, że będzie bardzo trudno to powtórzyć, potem w rzeczywistości nawet się do tego nie zbliżyliśmy. I to boli, oczywiście, że boli.

Ta Valencia była powiązana z Eufemiano Fuentesem i dopingiem, ale jakiś czas temu zaprzeczył temu na antenie Évole. Skąd tyle plotek?
Bo dużo biegaliśmy i pracowaliśmy ciężej niż inni, bo Real Galácticos był technicznie najlepszy, ale nie sądzę, żeby Roberto Carlos, Beckham czy Zidane trenowali tak jak my. Wygraliśmy, ponieważ biegaliśmy więcej niż inni, a przy braku talentu mieliśmy upór. Nasze przygotowanie fizyczne, z Ayestaránem, było fenomenalne. A kiedy ktoś wygrywa nie będąc faworytem, pojawiają się spekulacje i wątpliwości co do wszystkiego, ale nie było nic poza pracą.

Pojawienie się Koemana na ławce w sezonie 2007/08 spowodowało, że odszedłeś. Odsuwa od drużyny ciebie, Albeldę i Angulo, trzy legendy wielkiej Valencii. Jak to wytłumaczysz?
Ano dlatego, że w tamtym czasie rządził Juan Soler i jak każdy, kogo bogactwo zostało osiągnięte dzięki dziedziczeniu, a nie wysiłkowi. Jest facetem, który potrzebuje psychologicznych wzmocnień i nakarmienia swojego ego. On jest tak biedny, że ma tylko pieniądze. Pewni piłkarze nie mówili mu, jaki jest przystojny, a przypadkowo dopasowaliśmy się do listy odrzutów Koemana, który był tam tylko jako odskocznia, by spróbować dostać się do Barçy i którego liczby są najgorsze od dekady. Jego sposobem na usprawiedliwienie swojej pozycji było więc zrzucenie winy na innych. Koeman i Soler wyrównali swoje osobiste interesy na niekorzyść Valencii. Pod koniec sezonu miałem już 38 lat i postanowiłem rozwiązać kontrakt i odejść, ale Albelda wrócił, by grać na najwyższym poziomie.

Czy jesteś zaskoczony, że Koeman pracował w Barcelonie?
To zależy od tego, co rozumiemy przez pojęcie pracy. Jeśli oczekiwania Barçy spadły do tego stopnia, że Valverde nie uważał, że wystarczy wygrać ligę i puchar, a teraz uważało się to za sukces, to w porządku. Ale ich najlepszym scenariuszem miało być wygrywanie tych samych rzeczy, za które Valverde nie tylko nie dostał uznania, ale został ostatecznie zwolniony. Więc pomysł, że to działało, był bardzo względny.

Czy są takie dni, kiedy bramkarz czuje się nieśmiertelny?
Nie, zawsze boisz się, że w każdej chwili możesz stracić bramkę. Nie ma bramkarza bez strachu, żyjemy z nim cały czas.

Czy znalazłeś schronienie w drużynie narodowej?
Od 1986 roku, kiedy pojechałem z kadrą U-16, aż do 2006 roku, kiedy pojechałem na Mistrzostwa Świata w Niemczech, jeździłem na zgrupowania reprezentacji co roku, nawet w moich najgorszych sezonach. Zawsze miałem intymne relacje z drużyną narodową, nawet jeśli grałem mniej lub więcej, ponieważ konkurencja była bardzo silna, a reprezentacja narodowa bardzo zmediatyzowana, więc trenerzy zawsze dokonywali najwygodniejszego wyboru i tego, który generował najmniej hałasu. To dlatego Luis nie wziął Raúla w 2008 roku, bo wiedział, że będzie to problem medialny, a nie dlatego, że nie szanował go jako piłkarza. Podobnie było z bramkarzami: jeśli dwóch z nich miało mniej więcej taki sam wkład, grał ten, który wzbudzał najmniej kontrowersji. I to mi nie pomogło.

17 listopada 1993 roku Hiszpania grała z Danią w Sewilli, aby zakwalifikować się na Mistrzostwa Świata. Po 10 minutach Zubizarreta został wyrzucony i…
Wszedłem i moje życie i moja kariera zmieniły się całkowicie. Dostawałem telefony z Madrytu i Barçy, stałem się medialnym bramkarzem dla całej Hiszpanii. Sportowcy potrzebują tych szczególnych momentów, kiedy masz odrobinę szczęścia i one dają ci niesamowitego kopa. To była niezapomniana noc, udało mi się uratować wiele rzeczy, zakwalifikowaliśmy się. Nie możesz nawet o tym marzyć.

Cofnijmy się do Barcelony 1992, kiedy myśleliśmy, że jesteśmy najlepsi.
To była bardzo piękna rzecz, w zupełnie innej sytuacji politycznej niż ta obecna w Hiszpanii, w kraju, który był bardziej zjednoczony… To była niezapomniana chwila, jedna z tych, kiedy myślisz, że każdy czas w przeszłości był lepszy.

I znów wszedłeś jako zmiennik, nie spodziewając się tego, za Toniego Jiméneza.
Zdziwiłem się. W ostatnich sześciu meczach przygotowawczych grałem od początku, ale nadeszły Igrzyska i Vicente Miera zdecydował się postawić na Toniego, który miał bardzo dobrą końcówkę sezonu z Figueras. Nic się nie stało, jakość grupy była ogromna i byliśmy wspaniałymi przyjaciółmi, większość z nas nadal nimi jest. Połączyła nas kwestia premii, ponieważ federacja nie chciała ich wypłacać. W końcu ci, którzy byli już w Primera División, oddali swoją część, aby ci z Segunda División, którzy wciąż zarabiali bardzo mało, mogli dostać pensję. Aby dać ci wyobrażenie, w tym czasie dom moich rodziców był wystawiony na aukcję, więc wyobraź sobie, że musiałbym brać cokolwiek by dawali.

Powiedziałeś jakiś czas temu, że stworzyłeś czat, w którym są wszyscy oprócz Guardioli. Potem Pep powiedział, że go nie zaprosiłeś. Naprawiłeś to?
Nagłówki zabrudzają prawdę. Powiedziałem, że wszyscy tam byliśmy oprócz niego i usprawiedliwiłem go, mówiąc, że jest menedżerem City i to normalne, że nie jest w nastroju na bzdury. To wszystko. W rzeczywistości inni, jak Kiko, wyszli ostatnio w dobrym nastroju, ponieważ są przytłoczeni tak dużą ilością WhatsAppa. Wszystko w porządku. To, co dzieje się z Guardiolą nie ma nic wspólnego z tym, co mówię, ale mówiłem też, że nie rozumiem, dlaczego byli piłkarze reprezentacji narodowej, tacy jak Pep i Xavi, tak bardzo patrzą z góry na Hiszpanów. W 1992 roku mieliśmy już swoje poglądy polityczne, dyskutowaliśmy o nich i żyliśmy razem doskonale. Co, do ku**y nędzy, politycy zrobili nam w głowach, że musimy walczyć ze sobą, bo mamy inne spojrzenia?

Czy rozmawiałeś o tym z Pepem?
Nie, bo nie mam jego komórki, ale chętnie bym to zrobił i jestem pewien, że on też by chciał. Tak jak rozmawialiśmy o tym 30 lat temu.

Santiago Abascal powiedział, że jesteś piłkarzem, którego wziąłby do VOX [hiszpańska narodowo konserwatywna partia polityczna].
Tak, powiedział, że weźmie mnie, aby zatrzymać bramki, które próbują strzelić przeciwko niemu. To było zabawne. Wiem, że Abascal chętnie podpisałby ze mną kontrakt w VOX i nie jest on jedynym, który mi to zaproponował, bo ostatnio miałem propozycję z innej strony, o której nie powiem z szacunku. Odpowiedziałem zarówno Abascalowi, jak i im, że jestem bardzo wdzięczny za propozycję, ale nie chcę się angażować w politykę.

Dlaczego tak niewielu piłkarzy zajmuje stanowisko w tej sprawie?
Ponieważ jest wielu radykałów, którzy pozbawiają nas tej wolności, ale ty nie powinieneś mieć tego w dupie i mówić o tym głośno tak jak każdy inny obywatel. Ważne jest, aby słuchać. Uważam, że to fantastyczne, że każdy może zajmować stanowisko polityczne, jakie mu się podoba, jeśli przy tym szanuje innych.

Oczywiście, spośród tych, o których mówisz, bardzo niewielu jest na lewicy.
Wiem dużo, ale może obrona obecnego rządu jest niewygodna, nawet jeśli jest się na lewicy.

Wróćmy do piłki. Podczas swojego pierwszego okresu w drużynie narodowej byłeś zmiennikiem Zubiego, który wkrótce stał się obiektem wojny między Clemente a prasą. Czy miało to na ciebie wpływ?
Zubi był świetnym bramkarzem i wspaniałym kolegą z drużyny. To jest pierwsza rzecz. Chodzi o to, że bramka w drużynie narodowej to zawsze problem i dyskusja, ale ja miałem jasność co do swojej roli, ponieważ Javi Clemente był bardzo szczery i od pierwszego dnia powiedział mi, że Andoni jest jego bramkarzem. Przeżyliśmy pełne napięcia Mistrzostwa Świata w 1994 i wojnę na EURO w 1996, ale piłkarze bez wahania byli z Clemente. Na tej wojnie płynęliśmy jedną łodzią.

W 1998 roku Zubizarreta przeszedł na emeryturę i nadszedł twój moment. Zastąpiłeś go w Valencii i wszystko wskazywało na to, że zastąpisz go również w drużynie narodowej, ale woda kolońska się rozbiła [Cañizares przegapił Mistrzostwa Świata w 2002 roku, ponieważ upuścił butelkę wody kolońskiej i przeciął ścięgno w stopie].
Wcześniej było EURO 2000 i też miałem pecha. Na początku sezonu doznałem pęknięcia kości piszczelowej w starciu z Van Nistelrooyem, w Lidze Mistrzów przeciwko PSV, co sprawiło, że Molina dołączył do reprezentacji, radził sobie bardzo dobrze, a nam wszystkim brakowało pewności siebie przed Mistrzostwami Europy, w których teoretycznie miałem zagrać. On rozpoczął pierwszy mecz, a ja kolejne, ale to był zagmatwany turniej. I wtedy nastąpił rok 2002. To był dla mnie wspaniały rok: wygraliśmy ligę po 31 latach, zdobyłem kolejną Zamorę i urodził mi się jeden z moich synów. Jestem z tych, którzy myślą, że jak wszystko idzie tak dobrze, to coś pójdzie nie tak, żeby się wyrównało… i poszło nie tak. Nieszczęście i tyle. Takie jest życie.

Po twoim odejściu Iker Casillas zajął to miejsce i nigdy go nie opuścił.
Wszedł mocno, bo był wspaniałym bramkarzem i wywołał bardzo silny efekt medialny. Były lata, jak 2004, kiedy miałem lepszy sezon od niego przed Mistrzostwami Europy, a trener, Iñaki Sáez, nawet nie rozważał zmiany bramkarza, bo panował taki bałagan. Kiedy był lepszy ode mnie, grał, a kiedy ja byłem lepszy, on też grał. Wtedy zrozumiałem, że rywalizuję nie tylko ze świetnym bramkarzem, ale także z medialną ikoną i musiałem przyjąć, że moja rola jest przesądzona.

Czy wyrwanie mu miejsca było aż tak niewykonalne?
Dla przykładu, w 2004 roku Luis Aragonés przyszedł, zebrał Ikera oraz mnie razem i powiedział nam, że ja będę grał od początku. Wystąpiłem w jego debiucie, przeciwko Wenezueli, wygraliśmy… i więcej sobie nie pograłem. Ciekawe jak bardzo był przekonany o słuszności tej decyzji i że ta pewność trwała jeden mecz. I tyle, akceptuję to, Iker dobrze zareagował, kiedy był wystawiany i na tym koniec.

Dlaczego Luis zmienił zdanie?
Ponieważ dopiero co przybył, presja mediów była ogromna i ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, była zła prasa. A ludzie nie mówili dobrze o drużynie narodowej, gdy Cañizares był w bramce, taka jest prawda. Nie miałem przyjaciół w prasie i za to zapłaciłem.

Podczas Mistrzostw Świata w 2006 roku mówiło się, że doszło do wojny domowej; weterani pod wodzą Raúla i ciebie przeciwko Luisowi i młodym. Czy tak było?
Będę mówił za siebie. Na jednym z treningów Luis Aragonés powiedział do mnie, tym swoim wielkim głosem i gestykulacją: „Ku**a, czemu ty trenujesz z piłkami tenisowymi? Co to za bzdury?”. Wszystko odbyło się w żartach, ale nie chcąc tego zweryfikować, były media, które publikowały, że to kłótnia i on chce mnie wyrzucić z obozu treningowego. Dwa dni później zapytałem Luisa, czy przeszkadzałoby mu, gdyby na pierwszej stronie umieścili informację, że nie ma ku**a pojęcia o kolorze koszulki następnego rywala, przez co atakowaliby jego godność zawodową, i że dokładnie to samo zrobili mi i nie widziałem, żeby wyszedł mnie bronić i tłumaczyć, że to było kłamstwo. Luis odpowiedział, że zagram w trzecim meczu fazy grupowej, już po awansie, w podzięce za to, że w wieku 36 lat trenuję więcej niż ktokolwiek inny. To nie trafia na pierwsze strony gazet, ponieważ bardziej sprzedaje się to, że Cañizares jest wielkim awanturnikiem, ale rzeczywistość jest taka, że Luis postawił mnie przed Reiną, który przez cały rok był drugim bramkarzem. W każdym razie nie pozwól, by rzeczywistość zepsuła ci dobre wieści.

Czy twoja reputacja awanturnika jest niesprawiedliwa?
Przykro mi, że angażuję Ikera w tę wojnę, to fantastyczny facet, z którym mam niezwykłe relacje i z którym uwielbiałem być kolegą z drużyny, ponieważ nie jest winny, ale rzeczywistość jest taka, że media chciały Casillasa jako startera, a nie mnie, ponieważ był młodym chłopakiem, miłym i z Realu Madryt, oprócz tego, że był świetnym bramkarzem. I aby tego bronić, Cañizares musiał być karany za wszystko: jeśli miał dobry mecz, to był ignorowany; jeśli miał zły, to był podkreślany z całą siłą, a jeśli mogli powiedzieć o nim kłamstwa, to jeszcze lepiej.

Jakie kłamstwa?
Że byłem złym kolegą z drużyny i problemem dla trenerów. Byłem tak zły w reprezentacji, że zostałem w niej do 36 roku życia. Dlaczego? Ponieważ trenerzy wiedzieli, że problem dla nich skończył się w momencie, gdy zostawili Cañizaresa na ławce i że Cañizares zaakceptuje tę decyzję i będzie gotowy w razie potrzeby. Dążenie wielu dziennikarzy do umieszczenia Ikera w bramce reprezentacji sprawiło, że przekroczyli bardzo poważne granice, kłamali i zrobili ze mnie drania. Wymyślili, że byłem złym kolegą z drużyny, kiedy po meczach reprezentacji zawsze wychodziliśmy razem z Ikerem, śmiejąc się wspólnie w tej samej dyskotece.

Odszedłeś na emeryturę w 2008 roku z ofertami z Premier League, czy byłeś już tym wszystkim wyczerpany?
Nie mogłem kontynuować pracy w Valencii, ponieważ nie będę tam, gdzie mnie nie chcą i choć miałem oferty z Anglii, Brazylii i Argentyny, przechodziłem przez delikatny moment osobisty, który zmusił mnie do pozostania w Walencji. Byłem w separacji z moją pierwszą żoną i nie chciałem być z dala od moich dzieci w traumatycznym dla nich czasie. Czułem się na tyle dobrze, że mogłem kontynuować, ale moja sytuacja osobista wzięła górę.

Jak poradziłeś sobie z szokiem psychicznym związanym z powrotem do cywilnego życia?
Dobrze, ponieważ właśnie poznałem moją drugą żonę i moje serce było pełne. Futbol zdradził mnie z Koemanem, a ona zrekompensowała mi to na poziomie osobistym. Czułem się więc spokojny, że go zostawiłem.

To zabawne, że po tylu problemach z dziennikarzami, skończyłeś pracując w telewizji i radiu.
To był zbieg okoliczności. Tego lata pojechałem na miesiąc miodowy do Nowego Jorku i w hotelu spotkałem José Ramóna de la Morenę, który przy śniadaniu zaprosił mnie do współpracy. Postanowiłem dać sobie kilka miesięcy na zastanowienie się, jak przeorientować swoją energię i pomyślałem, że ciekawie będzie spróbować. I chyba nie poszło mi najgorzej, bo od razu dostałem telefon z telewizji i tak to się zaczęło. Nigdy nie chciałem wracać do futbolu, mimo że miałem oferty. Nie chcę mieć więcej do czynienia z prezesami, którzy są zdecydowanie najgorszą rzeczą w futbolu. Już przez to przeszedłem, odbiło się to na mnie psychicznie i nie zamierzam tego powtarzać.

Twoja kariera może być tematem serialu.
Było gorąco, ale żyłem z mojej pasji, udało mi się przedwcześnie przejść na emeryturę i ściągnąć dom rodziców z aukcji, mam liczną rodzinę, której nigdy niczego nie brakowało, a kiedy idę ulicą w Walencji, ludzie zapraszają mnie na kawę. Gdybym urodził się ponownie, bez wahania przeszedłbym przez tę samą karierę, pomimo złych czasów i niespełnionych marzeń, ponieważ w rzeczywistości, gdy spełnia się marzenie, zawsze pojawia się nowe. Niektórzy z nas nie urodzili się, aby być zadowolonymi.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!