Bettoni: Sposób bycia Zidane'a może nie pomóc ludziom go docenić
David Bettoni, asystent Zinédine'a Zidane'a, który niebawem chce zostać samodzielnym trenerem, udzielił wywiadu dziennikowi AS. Francuz opowiadał między innymi o czasie spędzonym w Madrycie.
Fot. as.com
Przyzwyczaisz się do garnituru?
Jasne, mam włoskie korzenie i lubimy modę. Miałem już okazję poprowadzić dwa mecze w Primera División z Realem i czułem się z tym komfortowo.
Jak wyglądał proces aż do podjęcia decyzji?
Wszystko wydarzyło się w ostatnich trzech, czterech miesiącach poprzedniego sezonu. Dużo rozmawiałem z Zizou, ponieważ łączy nas przyjaźń, która wykracza poza futbol. Zawsze mi powtarzał, że jestem w stanie sam prowadzić zespół, a kiedy był bardziej natarczywy, może miałem wrażenie, że chce zrobić sobie przerwę, zatrzymać się na chwilę.
A ty zdecydowałeś się kontynuować…
Pomyślałem: „Dlaczego nie?”. W końcu mam zaufanie do tego, jak postrzegam futbol. A tego lata, kiedy byłem w impasie, zadzwoniłem do Zizou, by powiedzieć mu: „Jestem gotowy mentalnie”.
Czy to nie przyprawia o zawrót głowy?
Właściwie to jestem otwarty na wszystko. Kocham Hiszpanię, w której mieszkam od ośmiu lat, mam włoskie korzenie i mówię w tym języku, jestem Francuzem i ten futbol bardzo się rozwinął… Chodzi o to, żeby poczekać na projekt, który sprawi mi radość i w którym będę mógł coś wnieść.
Masz nieco enigmatyczny wizerunek, kim tak naprawdę jest Bettoni?
Prosty człowiek, człowiek rodzinny… Mam wielką pasję do piłki nożnej, lubię być blisko zawodnika, staram się mu pomóc, aby dał z siebie wszystko. Ogólnie rzecz biorąc, staram się szukać równowagi.
Czy pamiętasz dzień, w którym poznałeś Zidane'a?
Tak, tak, oczywiście… Ja przyszedłem z Lyonu, a on z Marsylii i spotkaliśmy się pierwszego dnia pretemporady z Cannes. Kiedy zobaczyłem, jak trenuje, wiedziałem, że jest dla mnie świetnym przykładem. Mieliśmy po 16 lat…
Jak zostaliście przyjaciółmi?
Nie byłem przyzwyczajony do codziennych treningów i miałem pęcherze na stopach. Musiałem się leczyć, a Zizou był jedynym, który miał bidet w swoim pokoju. Zaproponował, że pozwoli mi z niego korzystać… Od początku bardzo dobrze się dogadywaliśmy.
Czy to była rezydencja?
Nie do końca, to był duży dom z pokojami. Było tam 50 piłkarzy. I zaczęliśmy spędzać razem dużo czasu. Było wiele rzeczy, które nas łączyły, tak młodych z dala od domu, z podobnego środowiska, z rodzicami, którzy musieli wyemigrować w poszukiwaniu przyszłości dla swoich dzieci… Byliśmy jak bracia, zawsze byliśmy razem, na boisku i poza nim.
Jak grałeś?
Defensywny pomocnik, jak Casemiro czy Deschamps… Byłem profesjonalistą do 32. roku życia, ale moja kariera nie była najlepsza.
Czy pojechaliście razem do Włoch?
Trafiłem do Juve rok po Zizou, ale nawet on pomógł mi przez swojego agenta znaleźć drużynę. Chciałem poznać ten futbol i spędziłem tam sześć lat.
Kiedy zdecydowałeś się zostać trenerem?
Kiedy zaczynałem pracę w Cannes, naszym trenerem był Guy Lacombe. Zizou i ja znaliśmy go tam w wieku 16 lat, a potem, co dziwne, koło się zatoczyło, ponieważ pomógł nam obu przygotować się do zdobycia naszych profesjonalnych dyplomów trenerskich.
Niezła historia…
Cóż, kiedy miałem 16 lat, Lacombe już mi mówił, że mogę być trenerem, bo rozumiałem futbol, byłem kapitanem, miałem zdolności przywódcze, rozmawiałem z ludźmi… I to zawsze było coś, co we mnie tkwiło, myśl, że będę zajmował się futbolem po przejściu na emeryturę. Włochy były dla mnie również bardzo ważne, ponieważ można tam oddychać taktyką…
Zizou powiedziałby, że Lippi był dla niego wielkim wzorem… Kto był taką osobą dla Bettoniego, który nie trafił do elitarnego futbolu?
Jestem oczywiście samoukiem, ale to prawda, że rok spędzony z Lacombe był kluczowy dla nauki skuteczności, stałości, pracy… We Włoszech miałem dwóch nietypowych trenerów, mówimy oczywiście o Włoszech lat 90-tych, tych z niskim blokiem, broniących, czekających na błąd przeciwnika… Ale nie tych dwóch. Jednym z nich był Corrado Orrico, który był ze starej szkoły i miał sposób na motywowanie zawodników, w którym się zakochałem. I pozostałem przy tym sposobie okazywania uczuć i zrzędzenia. Jest to bardzo przydatne. A taktycznie był bardzo wszechstronny. A drugi był fizycznie taki sam jak Zeman (śmiech), nazywał się Adriano Cadregari i grał bardzo mechanicznym 4-3-3.
Co za pamięć, mówisz o wydarzeniach sprzed 30 lat.
Cadregari często się ze mną kłócił, mówił mi, że nie pasuję do jego futbolu. I skończyło się na tym, że w ligowym finałem zagrałem od początku. Wiele się od niego nauczyłem, szczególnie gry pozycyjnej.
Ty i Zizou byliście w dwóch bardzo różnych Realach, w jednym z Cristiano, a w drugim bez niego. Jak sobie z tym poradziliście?
Zizou jest bardzo inteligentny. Kiedy przejęliśmy Real w styczniu 2016 roku, zespół był gotowy. Zabrakło może odrobiny pewności siebie. A Zizou dał lekcję, jak zarządzać składem pełnym gwiazd, do tego stopnia, że zdobyliśmy trzy tytuły Ligi Mistrzów. Był też pierwszym trenerem z elity, który odważył się na masowe rotacje. Nikt wcześniej tego nie zrobił. W ten sposób udało mu się zdobyć dublet. Ale z Keylorem, Marcelo, Ramosem, Modriciem, Kroosem, Benzemą… drużyna była gotowa.
A w drugim etapie?
Pytanie było inne: co zrobimy bez 40 goli Cristiano?
Co wymyślił Zidane?
Musieliśmy być silniejsi w obronie, grać bardziej zrównoważony futbol pomiędzy atakiem a obroną. Zawodnicy zrozumieli, że nie chodzi o to, by grać defensywnie, ale że równowaga jest kluczem do tego, by móc coś wygrać. I myślę, że graliśmy inny futbol, zmieniając rzeczy w systemie, z trzema z tyłu, z 4-4-2… Wygraliśmy mniej, ale rozwinęliśmy się znacznie bardziej jako trenerzy i jako ludzie.
Jak oceniłbyś to, co Zizou zrobił w Madrycie?
Dokonał czegoś spektakularnego mając za sobą zaledwie półtoraroczne doświadczenie w Castilli. Trzeba pomyśleć o presji, jaką czuł: był ikoną, legendą… Dla niego to była podwójna odpowiedzialność. I myślę, że krytycy byli wobec niego trochę niesprawiedliwi. Były momenty, kiedy byliśmy wzruszeni, bo w końcu piłka nożna to gra, jesteśmy tu po to, by dawać radość ludziom i nie każdy może wygrać. W Madrycie nie możesz tego powiedzieć, ale ja to powiem.
Czy aż tak bardzo to męczy?
Tak, również drugiego trenera. Wchodzisz do szatni pełnej wielkich piłkarzy, którzy chcą wygrywać, a twoim zadaniem jest zaprowadzić ich na szczyt. Jest wiele żądań, widzisz stadion, ludzi na ulicy, gazety, prezesa… To jest wygrywanie, wygrywanie… To jest to słowo, zwycięstwo, i trzeba się do niego przygotować fizycznie i psychicznie. I bardzo to wypala.
Czy Zidane przeczytał ci ten list przed jego publikacją?
Nie. Wiedziałem, że coś zrobi, że chce się wytłumaczyć, i choć wyobrażałem sobie treść, to oczywiście poznałem ją w tym samym czasie, co inni.
Czy rozmawiał z tobą wcześniej, że odchodzi?
Tak, tak, to prawda… Wiedziałem o tym od dawna. Co do listu, każdy ma swoje zdanie. W moim przypadku jest on moim przyjacielem, jest moim trenerem i zawsze będę go wspierał. Zawsze będę z nim.
W piłce nożnej mówi się o rewolucji. Ajax Rinusa Michelsa, Milan Sacchiego, Barça Rijkaarda i Guardioli?
Jasne… W tym ostatnim nie chodziło tylko o posiadanie, było sporo ofensywnego urozmaicenia. Trudno to powiedzieć madridiście, ale Barça Guardioli była dla mnie wzorem, podobnie jak w pewnym sensie Real Zidane'a z trzema tytułami Ligi Mistrzów.
Ale Zidane nie wprowadził żadnego elementu różnicującego?
Często różnica polega na osobowości trenera. Zizou nie ma takiej osobowości jak Guardiola czy Sacchi, ale stworzył drużynę na ich podobieństwo. Zidane wie jak się dostosować, ufa ludziom, wyciąga 100% z piłkarzy. I to był styl sam w sobie. Jego Real miał swoją tożsamość i przejdzie do historii jako „Real Zidane'a”.
Czy tak myślisz?
Aby to dostrzec, trzeba spojrzeć na coś konkretnego, a ja twierdzę, że finał przeciwko Juve był bardzo piękny, bardzo wyjątkowy. To był punkt odniesienia. Kiedy wygraliśmy pierwszą edycję Ligi Mistrzów, w lidze zbliżyliśmy się na odległość jednego punktu do Barcelony. Zagraliśmy bardzo dobrze i zdobyliśmy wiele bramek. W naszym drugim roku, z Marcelo i Carvajalem… Po dziesięć asyst! Chodzi o to, że są trenerzy, którzy wiedzą, jak sprzedać swoją pracę, a inni nie…
Co masz na myśli?
Nie twierdzę, że Guardiola, Luis Enrique czy Klopp utrzymują się ze sprzedaży swojego wizerunku, twierdzę, że sposób bycia Zidane'a może nie pomóc ludziom go docenić. Jego futbol nie był bardzo przejrzysty, jak u Guardioli, ani bardzo taktyczny, jak u Sacchiego, ale miał dużo tożsamości, wygraliśmy dwa tytuły Ligi Mistrzów, grając w formacji diamentu, z rozgrywającym i dwoma napastnikami, z dwoma wysokimi obrońcami, a zwłaszcza z Marcelo! Dla mnie jest on punktem odniesienia. Spójrzcie, ile drużyn wygrało Ligę Mistrzów, grając diamentem w środku pola.
A jaka była ostatnia wielka rewolucja w futbolu?
Myślę, że zawodnicy są teraz bardzo, bardzo dobrze przygotowani fizycznie. To jest ostatnia duża różnica. Potrafią powtarzać wysiłki na boisku, sprinty na 30 czy 40 metrów, a suma tego wszystkiego pozwala na mocny pressing, na naciskanie na przeciwnika. To futbol intensywności, siły, małej przestrzeni. Z drugiej strony nie wydaje mi się, żeby w elicie były jeszcze małe drużyny. Nie chodzi o to, że poziom drużyn z czołówki się obniżył, ale o to, że poziom drużyn z dołu tabeli wzrósł. I wszystko zostało skompresowane.
Czy Chelsea jest tego przykładem?
To właśnie ona wywarła na mnie największe wrażenie w ciągu tych sześciu lat. Za to, za ich zdolność do powtarzania sprintów, za ich agresywność, za najlepszą organizację, zawodników z jakością techniczną, silnych psychicznie… Byli prawowitymi zwycięzcami Ligi Mistrzów.
Gdzie teraz grają najlepiej?
Anglia zawsze się poprawia, ale nie tylko dzięki piłkarzom, ale także dzięki trenerom z różnych krajów, którzy wnoszą różne metodologie. I to jest wzbogacające. We Francji, gdzie zawsze grano bardzo fizyczny i niezbyt taktyczny futbol, teraz są dość odważni trenerzy. Początek rozgrywek Ligue 1 był dla mnie zaskoczeniem. We Włoszech zmieniają się już od czterech lat, grają trzema napastnikami, trzema obrońcami i atakującymi skrzydłowymi… Co do Hiszpanii, to przyznając, że wszystko jest cykliczne i że nie ma już takich ludzi jak Cristiano, Messi czy Neymar, nigdy nie przestanie być punktem odniesienia. Jest wiele topowych drużyn poza tymi wiadomymi, jak Villarreal, Sevilla, Real Sociedad, Levante w zeszłym roku… Każdy kraj ma swoją własną specyfikę.
Czy uważasz, że istnieje jeden system, który jest lepszy od drugiego?
Siłą trenera jest umiejętność dostosowania się. Podoba mi się 4-3-3, jeśli mam Casemiro. A jeśli go nie mam, to może z podwójnym pivotem osiągnę większy balans ofensywno-defensywny. Ważne jest, aby zobaczyć, jaki rodzaj napastnika posiadasz. Jeśli to będzie Benzema, to na szczęście możesz zrobić dużo więcej… Ważne jest, aby pracować w wielu systemach, aby móc zmieniać się, gdy zajdzie taka potrzeba.
Jak Bettoni wyobraża sobie swoją karierę?
Z pasją, z chęcią osiągnięcia czegoś ważnego, uszczęśliwienia kibiców i zawodników. Chcę się dobrze bawić i brać na siebie odpowiedzialność. To wyzwanie, ale podchodzę do niego bardzo spokojnie, choć wiem, że w piłce nożnej liczy się tylko zwycięstwo.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze