Florentino i jego listy z ukrycia
Zidane w swoim otwartym liście sportretował różnicę dzielącą madridismo od florentinismo.
Fot. Getty Images
Prezes Realu Madryt swoimi poczynaniami w zasadzie przyznał rację byłemu szkoleniowcowi Realu Madryt „listem”, który nie został podpisany przez sternika Królewskich, ale który mimo wszystko ma na sobie jego znaczek. Mowa o zachowaniu najlepiej opisanym ostatnio przez Javeira Tebasa. „Przeczytałem uważnie list Zidane'a i zwróciłem uwagę przede wszystkim na słowa o kontrolowanych wyciekach. Potwierdza się to, o czym zawsze mówiłem, że w mediach są rzecznicy klubów. Zidane był ofiarą tych rzeczników, jak byłem nią także ja. Nie zaskoczyły mnie słowa Zidane'a o Florentino, bo kontrolowane wycieki to jasna sprawa. To sposób działania Florentino. Wiesz, kiedy w mediach pada jego opinia, bo przekazują ją określeni dziennikarze”, stwierdził prezes La Ligi w jednym z wywiadów.
Po zdemaskowaniu całego zjawiska na oczach madridismo i opinii publicznej Florentino nie zmienił strategii. Wręcz przeciwnie. Po raz kolejny wprawił machinę w ruch. Pérez po rezygnacji 48-latka za sprawą mediów podał do wiadomości, że podarował Francuzowi zapłacenie 10-milionowej kary za zerwanie kontraktu z własnej woli. Sternik Królewskich tak oto w pewien sposób zrzuca na trenera winę za nieudany sezon. Za pomocą swego rodzaju brzuchomówstwa Florentino zarzuca też Zidane'owi, że nie chciał przedłużyć umowy z klubem, jakby nie czuł się jego częścią.
Real Madryt doszedł do półfinału Ligi Mistrzów i do końca walczył o mistrzostwo w znacznej mierze dzięki starej gwardii tworzonej między innymi przez Casemiro, Kroosa, Modricia, Benzemę oraz wspaniałemu Courtois. Florentino jednak ucieka się do retoryki, w której dyrekcja sportowa miała prosić trenera o częstsze stawianie na młodzież, podczas gdy Zidane miał z niej korzystać jedynie w razie absolutnej konieczności. To perfekcyjna wymówka, by móc następnie winić szkoleniowca za niewystarczająco dobre przygotowanie fizyczne do sezonu. Sprawa jest o tyle ciekawa, że przecież Real Madryt od lat nie ma dyrektora sportowego. Jego funkcję pełni sam Pérez do spółki z José Ángelem Sánchezem.
Dalsze kontrolowane wycieki krytyki mają już konkretne nazwiska. Vinicius miał zacząć grać później, niż powinien, choć jak zawsze było widać u niego więcej efekciarstwa niż efektywności. Valvedre miał grać częściej, choć trapiły go kontuzje i koronawirus, przez co trudno było mu odzyskać formę z poprzedniego sezonu. Pretensje dotyczą także tak późnego korzystania z Militão. Brazylijczyk faktycznie miał wspaniałą końcówkę sezonu, ale w klubie zapomniano chyba, że dostępni Ramos i Varane to absolutnie podstawowa para stoperów. Zidane w oczach zarządu był niezdolny do autokrytyki i znajdował się na prostej drodze do wygodnictwa. Dość wymowne jest to, co pisano i mówiono, gdy najpierw zwolniono Ancelottiego i gdy teraz zatrudniono go ponownie.
Kiedy Zidane zdobywał trofea, był wychwalany pod niebiosa. Kiedy zaś przyszedł na ratunek Florentino w 2019 roku, jego misja była tak naprawdę skazana na niepowodzenie. Francuz oczywiście popełniał błędy. Wystarczy wymienić wystawienie na Stamford Bridge Hazarda i Ramosa. Znacznie więcej popełniono jednak błędów instytucjonalnych. Pérez nadał bowiem priorytet przebudowie stadionu kosztem odbudowania drużyny od wielu miesięcy cierpiącej po odejściu Cristiano Ronaldo.
To jednak nie wszystko. Prezes doskonale wiedział, że Zidane nosi się z zamiarem odejścia. Wiadomość została podana do wiadomości publicznej tak późno, ponieważ negocjowano warunki wspomnianej wyżej klauzuli dotyczącej ponownego zerwania umowy przez trenera. Czy mówiono cokolwiek o tych zapisach, w chwilach, kiedy Zidane był najmocniej kwestionowany? Nagle postanowiono wyciągnąć ten temat na powierzchnię, jakby pieniądze były dla byłego piłkarza i trenera Królewskich problemem, choć sam przecież zrezygnował łącznie z kilku lat kontraktu.
Normalne jest, że list Zidane'a nie spodobał się klubowi. Tym bardziej po komunikacie, w którym Real pisze, że trzeba uszanować tę decyzję i okazać szkoleniowcowi wdzięczność za profesjonalizm, poświęcenie i pasję. Sama klauzula miała jednak pierwotnie zapobiec kolejnej niespodziance podobnej do tej sprzed trzech lat. Prawdy Francuza wyjawione prasie mocno zaś zabolały zarząd. Klub w swoim komunikacie po prostu starał się robić dobrą minę do złej gry.
Zidane'owi zarzuca się, że list opublikowano cztery dni po tym, jak pewne już było, iż nie będzie musiał płacić kary. Przekaz medialny o tym, że Zizou zatrzasnął za sobą drzwi i nie ma już dla niego drogi powrotnej brzmi jednak niczym wyraz czystej irytacji Florentino. Prezes publicznie mówi, że Zidane ma madridismo w sercu, a Real zawsze będzie jego domem. Naprawdę myśli jednak zupełnie inaczej, a swoje faktyczne spojrzenie na sprawę dyktuje innym z ukrycia.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze