Komandos Valverde
Niektóre historie w sporcie są trudne do wytłumaczenia. Niegdyś na ustach wszystkich były dokonania piłkarzy z Jugosławii, dziś natomiast zagadką jest to, jak malutki Urugwaj może wypuszczać tak wiele futbolowych talentów. Fede Valverde stanowi kolejny produkt najwyższej jakości pochodzący z tamtejszych ziem.
Fot. Getty Images
Fede z pozoru wygląda niewinnie, wręcz na nieco roztargnionego. Kiedy jednak szefostwo go o to prosi, bierze w ręce karabin i idzie na wojnę, nie zważając na napotykane po drodze przeszkody. Zidane na rewanż z Liverpoolem posłał go na misję niemal dla komandosa. Jego zadaniem było powstrzymanie na prawej stronie Sadio Mané. Nominalny pomocnik rzucił w kierunku dowódcy jedynie krótkie „tak jest” i zabrał się za wykonywanie zadania. Internet obiegają zdjęcia kostki Valverde po środowej potyczce, ale w trakcie meczu po jego twarzy nie dało się stwierdzić żadnego grymasu bólu.
Fede grywał niegdyś na wypożyczeniu w Deportivo jako boczny obrońca, ale czasy te są już naprawdę prehistorią. Na prawej stronie bloku defensywnego Urugwajczyk poradził sobie bardzo dobrze, tym samym zaliczając kolejną próbę charakteru. Zidane wiedział, że może pozwolić sobie na tego typu eksperyment, ponieważ zna Valverde jak nikt inny. Chwilową dezorientację można było zobaczyć u 22-latka jedynie na początku spotkania. Im jednak dalej, tym lepiej. Federico szybko wszedł na właściwe tory i do udanej gry w obronie dorzucił właściwą dla siebie dynamikę i szybkość.
Rozwiązanie zastosowane przez Zidane'a pokazało, że Odriozola dla szkoleniowca praktycznie nie istnieje. Przynajmniej nie jako realne rozwiązanie problemu. W środę Bask ostatecznie pojawił się na murawie w 70. minucie, a Valverde wrócił na swoją nominalną pozycję, jednak nie zmienia to faktu, że były gracz Realu Sociedad w zasadzie się nie liczy. Występ 24-latka na Anfield, eufemistycznie rzecz ujmując, nie był w stanie tego naprawić. Latem najpewniej nadejdzie czas pożegnania, a klub wzmocni pozycję prawego obrońcy kimś innym. Tym bardziej że bardzo prawdopodobne wydaje się odejście również Lucasa. W szkółce wiele obiecują sobie po Sergio Santosie, ale to raczej jeszcze nie jego moment.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze