Wiemy, na co was stać
Kto by pomyślał, że ten sezon okaże się aż tak pokręcony.
Fot. Getty Images
Był przecież w tym sezonie taki czas, gdy Atlético mistrzowską koronę wciskano na głowę nawet w momentach, gdy na grę podopiecznych Diego Simeone nie dało się patrzeć. Były też chwile, gdy z Barcelony ochoczo szydzono, a punktami bliżej niż do podium Katalończykom było do strefy spadkowej. Nawet gdy Realowi wciąż daleko było do lidera, to można było chociaż w pewien sposób pocieszać się tym, że ekipie Ronalda Koemana jest do nas dość daleko zarówno pod względem sportowym, jak i instytucjonalnym.
Fakt, że zdążyliśmy przyzwyczaić się, iż nieraz sezon od stycznia do samego końca pod względem ostatecznych rozstrzygnięć potrafił się już nie zmieniać, mógł uśpić naszą czujność w bieżących rozgrywkach. Jak jednak się okazuje, rozgrywki 2020/21 na tym etapie zapowiadają się najbardziej emocjonująco od co najmniej kilku lat. Po raz ostatni sytuację zbliżoną do obecnej przeżywaliśmy bodaj w sezonie 2013/14, kiedy koniec końców po mistrzostwo sięgnęli nasi rywale zza miedzy.
Jak miało się okazać, dziś sezon znajduje się w punkcie, gdzie trzy linie niemal przecinają się w tym samym punkcie. Z jednej strony mamy Atlético, które po wypracowaniu sobie sporej przewagi nad resztą stawki zaczęło zaliczać regularne wpadki, z drugiej Barcelonę, która po słabym starcie obecnie notuje passę 17 meczów bez porażki. W końcu jesteśmy także i my, czyli zespół pozbawiony wspaniałych czy wstydliwych serii, ale zachowujący na tyle przyzwoitą regularność, że walka o ostateczny triumf jest jak najbardziej w zasięgu. Wszystko to sprawia, że na chwilę obecną dystans między pierwszym Atlético, a trzecim Realem wynosi zaledwie trzy punkty. Przy tej samej liczbie spotkań, warto dodać, bo nie było to regułą.
O wadze wieczornego Klasyku nie trzeba więc nikogo przekonywać. Konfrontacja z Barceloną przychodzi niewątpliwie w najbardziej ekscytującym momencie sezonu, a jej wynik z dużą dozą prawdopodobieństwa może zaważyć na ostatecznym powodzeniu misji. Obie strony mają swoje powody ku temu, by wierzyć, że to ich racja okaże się bardziej słuszna. Z jednej strony mamy Dumę Katalonii, która – jak już wspomnieliśmy – nie przegrała od 17 ligowych spotkań. Ostatnią porażkę nasz odwieczny rywal poniósł 5 grudnia w starciu z Kadyksem. Jak zatem łatwo policzyć, od tamtej pory minęły ponad cztery miesiące. Co innego przygoda w Lidze Mistrzów, która skończyła się już na wyraźnie przegranym dwumeczu z PSG w 1/8, ale jak to mawiają mądrzy ludzie, Katalończycy zyskali sobie tym czasu na regenerację.
Po stronie Realu stoi natomiast to, że do tej pory w potyczkach z najmocniejszymi na podopiecznych Zidane'a nie było mocnych. Ostatni dowód na to dostaliśmy w miniony wtorek, gdy poza naprawdę krótkimi chwilami Królewscy absolutnie podporządkowali sobie Liverpool. Niektórzy stwierdzą pewnie, że to Anglicy byli tak słabi, a nie Real tak mocny, tylko jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności ci mocni mają gorszy dzień akurat wtedy, gdy przychodzi im stanąć w szranki z nami. Czy to dzieło przypadku? Niech każdy odpowie sobie na to pytanie sam. Tak czy inaczej, morale przed dzisiejszym starciem po prostu nie mogły być lepsze. Cieszyć mógł zwłaszcza wyśmienity występ Viníciusa, który nareszcie zagrał na takim poziomie, jakiego powinno oczekiwać się od kogoś, kto ma stanowić o sile drużyny. Dla młodego Brazylijczyka takie spotkanie będzie niewątpliwie olbrzymim zastrzykiem pewności siebie i miejmy nadzieję, że podobnie jak przed ponad rokiem ponownie znajdzie to swoje odzwierciedlenie w jego zdobyczach bramkowych w Klasyku. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że w pierwszym meczu z Barceloną w październiku również byliśmy górą i zaprezentowaliśmy się wyraźnie lepiej.
Przed tą kluczową dla losów mistrzostwa batalią trudno nie czuć wyraźnego poddenerwowania czy wręcz niepokoju. Niemniej jednak, nawet pomimo różnych dziwnych wpadek na przestrzeni całego sezonu ta drużyna przed wieczornym Klasykiem najzwyczajniej w świecie zasłużyła sobie na nasze zaufanie. Jeśli podejdziemy do tego meczu tak, jak należy, głęboko wierzymy, że nic złego nam się nie stanie. I wcale nie wynika to z lekceważenia czy niedoceniania rywala. Byłoby to przecież skrajnie głupie. My po prostu wiemy, na co stać ten zespół, gdy obudzi się w nim porucznik tygrys.
***
Początek Klasyku już o 21:00. W Polsce będzie można go obejrzeć na kanałach Eleven Sports 1 i CANAL+ Premium na platformie Player.pl.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Karim Benzema, który znajduje się w wyśmienitej strzeleckiej formie, jest uznawany za najbardziej prawdopodobnego zdobywcę bramki wśród graczy Królewskich. Jego trafienie wycenia się kursem 2,10. Wyższe prawdopodobieństwo ma jedynie gol Messiego, który wyceniany jest kursem 2,00.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze