Z obozu rywala: Barcelona
Już dziś o 21:00 rozpocznie się El Clásico. Co słychać na Camp Nou?
Fot. Getty Images
Barcelona po przegraniu jesiennego Klasyku spadła z fotelu lidera i już na niego nie wróciła. Wiele rzeczy się jednak wydarzyło w międzyczasie. Do dzisiejszego meczu podchodzi z dużą nadzieją i ma w ręku kilka argumentów. Po wpadce w Kadyksie 5 grudnia nie przegrała już żadnego ligowego spotkania i podobnie jak Atlético, w wyścigu o mistrzostwo jest zależna wyłącznie od siebie.
Ekipa Ronalda Koemana rozgrywki europejskie musi oddzielić grubą kreską od hiszpańskich. Choć mecz rewanżowy z Paris Saint-Germain był obiecujący i pokazał pozytywy, remontada się nie udała i zawodnicy z Camp Nou zakończyli udział w Lidze Mistrzów już w 1/8 finału. Pozostają jednak pod prądem w La Lidze i Pucharze Króla, którego finał przeciwko Athletikowi zagrają 17 kwietnia.
– Na początku sezonu mieliśmy problemy z dostosowaniem się do nowego systemu i kolegów z drużyny, a dodatkowo nie mieliśmy pretemporady. Teraz jesteśmy o wiele bardziej zgrani ze sobą i znajdujemy się w dobrym momencie gry – mówi Frenkie de Jong, który jest nominalnym środkowym pomocnikiem, który czasem grywa z konieczności na środku obrony. Był tam ustawiony też w ostatnich trzech meczach. Jutro wróci do drugiej linii, jeśli od pierwszej minuty wyjdzie Gerard Piqué. Wypchnęłoby to ze składu prawdopodobnie Antoine'a Griezmanna.
Holenderski gracz w swojej wypowiedzi porusza ważny aspekt. Ten sezon w Barcelonie upływa pod znakiem kolejnych etapów z innym systemem gry jako podstawowym. Koeman na samym początku swojej pracy w Katalonii zaproponował 4-2-3-1 i dotrwał w nim aż do końcówki 2020 roku. W tym ustawieniu Blaugranie brakowało nieco bezpośredniości, zazwyczaj trzech piłkarzy z kwartetu ofensywnego czuło się najlepiej jako „dziesiątka". Do tego grona zaliczają się Coutinho, Griezmann i Leo Messi.
Jesienne wyniki nie były najgorsze, ale grudniowe straty punktów ze słabymi Cádizem i Valencią oraz porażka z Juventusem 0:3 zapaliły światła alarmowe. 22 i 29 grudnia trener wypróbował (3:0 z Realem Valladolid, 1:1 z Eibarem) formację z trzema środkowymi obrońcami, czego na Camp Nou nie widziano od stycznia 2020, kiedy to Quique Setién wystawiał na wahadle... Ansu Fatiego. Na przełomie roku były selekcjoner Oranje powrócił do typowego dla Barçy systemu, czyli 4-3-3. Wszystko szło bardzo dobrze aż do lutego, gdy jego zespół przegrał 0:2 z Sevillą w Copa del Rey i 1:4 z PSG w Champions League. Na dokładkę zremisował u siebie z Cádizem, co musiało przekonać go do kolejnej roszady na tablicy taktycznej.
27 lutego i 3 marca Duma Katalonii zagrała kolejne dwa mecze z klubem z Andaluzji. W ligowym wygrała 2:0, by w rewanżu pucharowym odrobić straty z Sánchez Pizjuán, zadając decydujący cios w dogrywce. Zrobiła to wszystko, wracając do formacji z trzema stoperami. Koemanowi wychodzi ona dużo lepiej niż Setiénowi. Zawodnicy czują się komfortowo, a cały zespół jest zbalansowany. – To ustawienie pozwala zagęścić środek pola, co ma zwiększyć posiadanie futbolówki. Z takimi graczami jak Jordi Alba i Sergiño Dest to błogosławieństwo – uważa Paco Jémez, były trener m.in. Rayo Vallecano czy Las Palmas. – W Barcelonie lubiliśmy ten system już od czasów Cruyffa. Mecze są wygrywane w polach karnych, ale kto dominuje w środku, ma większą szansę na wejście w szesnastkę – wyjaśnia Carles Rexach, były piłkarz i trener, a obecnie skaut.
Swoje dalej robi Lionel Messi (29 goli i 13 asyst), cegiełkę od siebie dokłada Griezmann (odpowiednio 14 i 11), choć słychać głosy, że może zostać latem sprzedany. W swoich 41 meczach w tym sezonie tylko 13 rozegrał w pełnym wymiarze czasowym. Bardzo dobre liczby wykręca również Alba (5 bramek i aż 12 ostatnich podań). W ostatnich miesiącach furorę robią Pedri i Ronald Araújo. Ta drużyna wciąż ma indywidualności z wielką jakością.
Nawet jeśli FC Barcelona kuleje ekonomicznie, nawet jeśli nie ma typowego goleadora na „dziewiątce", nawet jeśli Óscar Mingueza nie zwali z nóg Karima Benzemy, wciąż należy traktować ją bardzo poważnie. W La Lidze zdobyła 51 na 57 możliwych ostatnich punktów. Na stanowisko prezesa wrócił Joan Laporta, co pozwala culés myśleć o przyszłości w jaśniejszych barwach. Być może nie uczestniczy na poważnie w wyścigu po Erlinga Hålanda i próbuje ściągać piłkarzy bez ceny odstępnego (David Alaba, Sergio Agüero), ale zdolna młodzież (Pedri, Fati, Dest, Araújo, Ilaix Moriba) pozwala kibicom sądzić, że do czasu finansowej odbudowy klub nie wypadnie z walki o duże trofea. Bitwa o przybliżenie się do jednego z nich już dziś o 21:00.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze