Hazard na czele
Edenowi Hazardowi kończą się wymówki. W środę Belg doznał kolejnej kontuzji, a Real Madryt po raz piąty w tym sezonie musiał opublikować raport medyczny.
Fot. Getty Images
Kontuzja mięśniowa wykluczy atakującego z gry na bliżej nieokreślony czas, choć wydaje się, że raczej nie zdąży na pierwszy mecz z Atalantą 24 lutego. Hazard źle wprowadził się do nowego klubu, a po półtora roku w zasadzie trudno mówić o jakimkolwiek progresie. Sam zainteresowany apelował, by sądzić go za drugi sezon, przez co dziś jest niewolnikiem własnych słów. Nieliczne błyski stanowią ledwie kroplę w morzu wielkiego rozczarowania.
Trzeba by cofnąć się do 23 listopada 2019 roku, by znaleźć ostatni pełny mecz Edena w barwach Realu Madryt. To dość zatrważający fakt, kiedy przypomnimy sobie, ile zapłacono za jego transfer (według różnych źródeł 100 lub 160 milionów euro). Hazard stał się najdroższym piłkarzem w historii klubu. Upływ czasu skłania do zastanowienia się, czy w jego przypadku możemy mówić o najgorszym transferowym niewypale w dziejach Królewskich. Prawdę mówiąc, wiele na to wskazuje.
Hazard dołączał do zespołu latem 2019 roku, by wypełnić wreszcie pustkę po Cristiano Ronaldo. Były gracz Chelsea spełniał ku temu wszelkie warunki. Belg był gwiazdą światowego formatu o potwierdzonej klasie, która na dodatek dość otwarcie wyrażała publicznie swoje zainteresowanie grą w bieli. Do tego wielkim adoratorem jego talentu był Zidane. Choć raporty spływające do Madrytu podawały w wątpliwość jego profesjonalizm, klub postanowił dokonać tego transferu. Po półtora roku Eden zdążył rozegrać zaledwie 35 meczów, w których strzelił cztery gole. Jego wypływ na grę zespołu był przez ten czas w zasadzie niezauważalny. W praktyce bez niego drużyna zdołała zdobyć mistrzostwo i Superpuchar Hiszpanii.
Od Baljicia, przez Kakę, po Illarrę
Real Madryt na przestrzeni dziesięcioleci zaliczył na rynku wiele wpadek, podobnie zresztą jak prawie każdy klub na świecie. Dyrekcja sportowa niemal zawsze musi liczyć się z pewnym ryzykiem, choć z pozoru wszystko wydaje się przecież proste. Tak czy inaczej, Królewskim zdarzały się tak nieprawdopodobne ruchy, jak chociażby sprowadzenie Elvira Baljicia. Bośniacki pomocnik trafił do stolicy Hiszpanii z Fenerbahçe. Koszt? W przeliczeniu około 30 milionów euro.
Był to najdroższy transfer w historii klubu aż do momentu ściągnięcia z Barcelony Figo. Lorenzo Sanz, który porównywał umiejętności Elvira do jakości Rivaldo, zdecydował się na ten ruch pomimo tego, że dla Baljić dla kibiców był praktycznie anonimem. Jego liczby w Realu ograniczają się do nieco ponad 520 minut, jednego gola i jednej asysty. W międzyczasie odniósł poważną kontuzję kolana. Po roku Bośniak wrócił tam, skąd przyszedł, a klub nie odzyskał ani jednego z zainwestowanych euro.
Ricardo Izecson dos Santos Leite, czyli Kaká, do Realu trafił jako jeden z flagowych nabytków początku drugiej kadencji Florentino. Stary-nowy sternik postanowił wejść z przytupem, w ciągu jednego okienka kupując trzech graczy będących na ustach wszystkich: Cristiano, Benzemę i właśnie Kakę. Brazylijczyk kosztował niespełna 70 milionów euro. Przebojowy ofensywny pomocnik o nienagannej technice do Madrytu trafiał z poręczeniem w postaci Złotej Piłki.
Ricardo jest często powszechnie uznawany za wielki niewypał. Przybycie Hazarda pozwoliło jednak spojrzeć w jego stronę nieco bardziej przychylnym okiem. Bo nawet jeśli Kaká daleki był od tego, co prezentował w Milanie, to jednak w Realu Madryt zdarzało mu się błyszczeć, a jego liczby wcale nie są tak beznadziejne. 29 goli i 39 asyst w 129 meczach daje średnio nieco ponad 0,5 udziału przy golu na spotkanie. Są to liczby, o jakich Hazard mógłby na tę chwilę co najwyżej pomarzyć. Trudno momentami nie odnieść wrażenia, że w przypadku Brazylijczyka chodziło nie tyle o sam wkład w wyniki, ile o stosunek ceny i oczekiwań do faktycznych osiągów. Do tego dochodziły też częste kontuzje, które skutecznie go hamowały. Po czterech latach piłkarz wrócił do Milanu za około 10 milionów euro, czyli za ponad 50 milionów euro mniej niż cena jego transferu do Realu. Można się zastanawiać, jak pod tym względem wypadnie w przyszłości Hazard.
Prawie 40 milionów kosztował natomiast Asier Illarramendi. Królewscy szukali godnego następcy Xabiego Alonso i koniec końców postawili na młodego zawodnika Realu Sociedad. Illarra źle jednak zniósł przenosiny i w Madrycie nie uwolnił pełni potencjału. Po pewnym czasie Bask pokazał, że jest niezwykle wartościowym piłkarzem, ale potrzebował do tego powrotu na stare śmieci. Do San Sebastián odszedł za połowę tego, co w niego zainwestowano.
W historii Królewskich zdarzały się jeszcze inne przypadki, jak – nie szukając daleko – Jonathana Woodgate'a, Robinho, Pablo Garcíi czy rzecz jasna Fauberta. Każdego z nich poniekąd broni jednak fakt, że nie zapłacono za nich aż tak astronomicznych kwot. Na Robinho Real wręcz zyskał, ponieważ City koniec końców zapłaciło za niego niemal dwa razy więcej, niż Królewscy przelali na konto Santosu.
Skrajnie różnie można patrzeć też na transfer Garetha Bale'a. Walijczyk kosztował fortunę, a obciążeniem finansowym dla klubu jest do teraz. Inwestycję tę amortyzują jednak konkretne liczby: 251 meczów, 105 goli, 68 asyst i kluczowy wkład w zdobywane trofea. Nawet przeciwnicy 31-latka nie mogą o tym zapominać, gdy wytykają mu kolejne kontuzje i brak zaangażowania.
Eden Hazard w skali rozczarowania niestety przebija wszystkie wyżej wymienione nazwiska. Jego fiasko jest aż nader oczywiste, a zegar nie przestaje bić. Pozostaje coraz mniej czasu, by wreszcie wyjść z tego błędnego koła kontuzji i braku formy. Wiadomo już, że przez kolejny miesiąc znowu się to nie uda.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze