Mecz z niedoszłą Arką Gdynia
W Gdyni, Mieście z Morza i Marzeń, czasami ludziom mimo wszystko zdarza się wyrażać niezadowolenie. Swego czasu w mieście nie brakowało rozwieszonych transparentów o wymownej treści „WON!”.
Fot. Getty Images
W zamyśle wszystko miało być pięknie. Włodzimierz Midak, potentat branży utylizacji odpadów, miał sypnąć groszem, zaś jego 20-letni syn, Dominik, oficjalny właściciel, miał dbać o odpowiednią atmosferę i sterowany z tylnego fotela po prostu niczego nie zepsuć. Zdobyty chwilę wcześniej Puchar Polski miał natomiast stanowić idealny fundament pod zbudowanie czegoś więcej niż siermiężnie grającej drużyny walczącej rok w rok o utrzymanie w lidze.
Trzeba przyznać, że zaczęło się nawet dobrze. Choć zwolnienie Leszka Ojrzyńskiego nie było postrzegane przez kibiców zbyt dobrze, jego następca, Zbigniew Smółka, rozpoczął od wygranego Superpucharu Polski na terenie Legii Warszawa. Ligowy start także wyglądał nie najgorzej. Arka Gdynia wreszcie grała ładną dla oka piłkę, co jakkolwiek okrutnie to zabrzmi, ostatni raz działo się bodaj za czasów Wojciecha Stawowego. Wówczas nikt nie podejrzewał, że koniec tej właścicielskiej przygody będzie aż tak dramatyczny.
Panowie Midakowie wpędzili klub w finansową ruinę, ostatnim rzutem starając się uratować swoją pozycję olbrzymim na skalę całej ligi kontraktem dla Marko Vejinovicia, a wspomniany przed chwilą Zbigniew Smółka zdążył obrócić przeciwko sobie praktycznie wszystkich oprócz samych właścicieli. Wojna na linii kibice-Midakowie przeciągała się długimi miesiącami, a Arce w oczy zaglądało realne widmo budowania wszystkiego od poziomu 4. ligi. Drużyna ostatecznie spadła z Ekstraklasy, ale przed degradacją na szczęście znalazł się ktoś, kto skusił się od szarlatanów z Ożarowa odkupić klub. Transparenty w mieście wreszcie mogły zniknąć, zespół zaczęto budować w logiczny sposób, a w mieście wreszcie zapanował względny spokój.
Gdyby w Walencji wiedzieli o istnieniu takiego klubu, jak Arka Gdynia, zapewne spoglądaliby w jego kierunku z niekrytą zazdrością. Choć Nietoperzom co prawda na szczęście nigdy nie groziło bankructwo, konflikt kibiców z właścicielem przeciąga się już latami, a jego końca niezmiennie nie widać. Sytuacja jest o tyle frustrująca, że singapurski filantrop i inwestor, Peter Lim, w teorii dysponuje wszelkimi środkami, by zbudować klub na europejską skalę. W praktyce jednak trudno nie odnieść wrażenia, że od lat ogranicza się do wkładania kija w szprychy i grania na nosie wściekłym fanom.
Kiedy już nawet było dobrze, Peter Lim musiał zrobić tak, by za chwilę było źle. Urządzanie z klubu prywatnej stajni Jorge Mendesa, wydawanie pieniędzy w skrajnie nieefektywny sposób, zwolnienie Marcelino na początku sezonu 2019/20 tuż po zdobyciu pierwszego od dawien dawna trofeum (Pucharu Hiszpanii), a na koniec rozwalenie kręgosłupa drużyny przed startem obecnej kampanii to tylko wierzchołek góry lodowej zarzutów pod adresem Lima. Kryzys ekonomiczny kryzysem ekonomicznym, ale pozbycie się w ciągu jednego okienka Rodrigo, Kondogbii, Coquelina czy Parejo było ciosem wymierzonym prosto w serce. Zwłaszcza że za dwóch ostatnich Valencia otrzymała łącznie... 6,5 miliona euro.
A przecież jeszcze w 2019 roku wszystko wreszcie wydawało się iść w dobrym kierunku. Triumf nad Barceloną w Copa del Rey, 4. miejsce w lidze i powrót do Champions League mogły zwiastować lepsze jutro. Z Peterem Limem za sterami najwidoczniej dobrze być jednak nie może. Poprzedni sezon Los Che kończyli na 9. miejscu, nie zakwalifikowali się do europejskich pucharów, a w obecnych rozgrywkach po sportowej rozbiórce, cóż za niespodzianka, nasi dzisiejsi rywale na ten moment plasują się dwa punkty nad strefą spadkową (15. miejsce). Nad Mestalla znów unosi się duch Garego Neville'a. Można odnieść wrażenie, że kiedy właścicielowi przypadkiem wreszcie uda się coś zbudować, zaraz musi to na złość wszystkim zepsuć.
Nic dziwnego, że kibice mają tego już po dziurki w nosie. Ich manifestacje i otwarta wrogość zdają się jednak nie robić na Limie absolutnie żadnego wrażenia. Przeciwnie – momentami można sobie pomyśleć, że on czerpie wręcz z tej sytuacji satysfakcję. Im częściej daje mu się do zrozumienia, że jest persona non grata, tym głośniej Lim podkreśla, że to on jest właścicielem. Koło się zamyka, końca nie widać. Lim do swojego Ożarowa śladami wygnanych Midaków wracać nie chce i kropka. To przeciąganie liny trwa już szósty rok.
Swojej drogi poszukuje także Real Madryt, choć w przypadku Królewskich o optymizm zdecydowanie łatwiej. Porażki z Kadyksem i Szachtarem wydają się już dość odległe, a podopieczni Zizou, co zepsuli, w miarę umiejętnie naprostowali. W lidze co prawda wciąż nie możemy pochwalić się pozycją lidera, ale zdołaliśmy odnieść niezwykle ważne wyjazdowe zwycięstwo z Barceloną. W Champions League natomiast nie daliśmy się złamać Interowi i uniknęliśmy znalezienia się w dramatycznej sytuacji w grupie. Sama gra może i nie zachwyca, ale trzeba się po prostu cieszyć, że w kluczowych momentach nie zawodzimy, co chyba jest mimo wszystko najważniejsze. Przy dobrych wiatrach, jeśli punkty w potyczce z Granadą straci Real Sociedad (dowiemy się tego około godziny 18:00), możemy też wskoczyć na pierwsze miejsce w tabeli.
Dziś musimy zatem zrobić swoje. Kryzys Valencii nie powinien zaś usypiać naszej czujności. Doskonale wiemy przecież, że nie raz i nie dwa Nietoperze nawet w najgorszych chwilach potrafiły w meczach z nami nagle przypominać sobie, jak gra się w piłkę. Wygrana przed przerwą na reprezentacje, po której zawsze przecież wraca się bardzo opornie, jest absolutnie niezbędna.
Mecz z Valencią rozpocznie się o 21:00 na Estadio Mestalla, a spotkanie będzie można obejrzeć na CANAL+ Sport 2 na platformie Player.pl.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Kurs na bramkę Karima Benzemy to 2,00. Jego trafienie na otwarcie wyniku wyceniono na 4,50.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze