Wędrówka przez Morze Czerwone
Oni kochali jego, a on kochał ich.
Fot. własne
Wskoczyliby za niego w ogień, on natomiast stanąłby wówczas przed nimi i nie pozwoliłby, by jego podopieczni sparzyli sobie choćby jeden palec. Był surowy, lecz sprawiedliwy. Potrafił nauczyć ich solidarności, szlachetności, odpowiednich zachowań w zależności od sytuacji oraz wydobywał z nich najgłębiej ukryte rezerwy potencjału. Był dla nich niczym książkowo-filmowa Niania McPhee.
Niania McPhee miała jednak jedną kluczową zasadę. „Kiedy mnie potrzebujecie, ale tak naprawdę nie chcecie, to właśnie wtedy muszę z wami zostać. Kiedy chcecie, żebym została, ale już mnie nie potrzebujecie – wtedy muszę odejść”, brzmiała. W końcu faktycznie nadszedł dzień rozstania. Wymowna była scena, gdy jego najtwardszy wychowanek przy pożegnaniu wypłakiwał mu się w ramię niczym małe dziecko. On jednak musiał ruszyć dalej w świat, więcej zrobić już nie mógł. Potrzebowali go gdzie indziej.
Wówczas całą wyniesioną naukę musieli wykorzystywać w życiu sami. Czasami bywa jednak tak, że więź staje się aż zbyt mocna, a oderwanie pępowiny wcale nie oznacza, że ktoś jest w stanie dalej funkcjonować samodzielnie na pełnych obrotach. Tak właśnie było w przypadku Interu Mediolan po odejściu do Realu Madryt José Mourinho. Portugalczyk po zdobyciu potrójnej korony z zespołem w sezonie 2009/10 spakował walizki i ruszył na kolejną misję, tym razem do stolicy Hiszpanii. Inter natomiast rozpoczął wędrówkę przypominającą wyjście Izraelitów z Egiptu i przeprawę przez Morze Czerwone. W tym przypadku jednak, mimo przyjścia kolejnej niani lubiącej zarządzać twardą ręką – Rafy Beníteza – nikt nie chciał oddawać czci innym bożkom. Zagubienie wynikało po prostu z tęsknoty za poprzednim duchowym przewodnikiem. Nerazzurri do tamtych świetnych czasów, być może najlepszych w historii klubu, nie są w stanie nawiązać do dziś nawet w niewielkim stopniu.
Stwierdzenie, że wszystko zaczęło się psuć wyłącznie przez rozstanie z Mourinho, byłoby oczywiście sporym nadużyciem. Głupio byłoby też nie wspomnieć, że podwaliny pod te najwieksze od lat 60. sukcesy podłożył Roberto Mancini (trzy mistrzostwa Włoch). Tak czy inaczej, nie ulega wątpliwości, że to po odejściu Portugalczyka, który oszlifował ten diament do granic, zakończył się pewien wspaniały etap w dziejach Interu. Choć jeszcze przez dwa lata trzon ekipy pozostawał praktycznie nienaruszony, w sezonie 2010/11 drużynie udało się sięgnąć jedynie po Puchar Włoch, a potem... aż do dziś po nic więcej. Najpierw mistrzostwo padło łupem Milanu, a potem już rozpoczęła się trwająca do teraz dominacja Juventusu.
Przez te 10 lat szczytem możliwości Interu był ćwierćfinał Ligi Mistrzów w sezonie 2010/11 oraz dwukrotne wicemistrzostwo Włoch. O tym, jak wielkie były kłopoty Nerazzurri niech świadczy fakt, że mediolańczykom zdarzało się w Serie A zajmować 7., 8. czy nawet 9. miejsce oraz zaliczyć 6-letnią przerwę w Lidze Mistrzów. W zeszłym sezonie coś jednak wreszcie ruszyło. Spora w tym zasługa zwłaszcza zatrudnionego przed rokiem Antonio Conte, który potrafił wreszcie ogarnąć cały panujący w drużynie chaos, oraz ściągniętego za 74 miliony euro Romelu Lukaku (nie wystąpi z Realem). Belg wraz z Lautaro stanowi w tym momencie jeden z potencjalnie najgroźniejszych duetów napastników na świecie.
W kampanii 2019/20 Inter koniec końców nie sięgnął po żadne trofeum, ale trzeba zaznaczyć, że praktycznie do samego końca walczył o trzy puchary: w lidze o punkt lepszy okazał się Juventus, w Pucharze Włoch w półfinale zwyciężyło Napoli, w finale Ligi Europy zaś triumfowała Sevilla. Z jednej strony puste ręce, z drugiej jednak od czegoś trzeba zacząć. Równie konkurencyjnego Interu na kilku frontach nie widzieliśmy bowiem od bardzo dawna. Ten sezon nie zaczął się już jednak tak dobrze. Nasi rywale, licząc od początku października, wygrali zaledwie jeden z sześciu meczów. Punkty niebiesko-czarnym urywali Lazio, Milan, Genoa i Parma (Serie A) oraz Szachtar i Borussia (Champions League). Jak jednak zapewne każdy z nas doskonale zdaje sobie sprawę, przed wieczornym starciem nie należy do tego typu statystyk przykładać większej wagi.
Przed wieczorną konfrontacją wagi ciężkiej trzeba też wspomnieć o jednej sprawie, która wydawać może się wręcz niewiarygodna. Po raz ostatni w meczu o stawkę z Interem Królewscy mierzyli się bowiem... niemalże 22 lata temu, dokładniej 25 listopada 1998 roku. Nerazzurri wygrali wówczas z Realem 3:1 w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Niech o tym, o jak odległych czasach mówimy, świadczy fakt, że gola dla Los Blancos strzelił wówczas Clarence Seedorf (dla Interu trafiali Zamorano i dwa razy Roberto Baggio), 21-letni Raúl występował na lewym skrzydle, a w składzie Interu od początku grał... Diego Simeone. Trenerem Realu Madryt był Guus Hiddink, zespół odpadł w ćwierćfinale z Dynamem Kijów, a jednego z naszych redaktorów nie było jeszcze na świecie.
Dziś los znów kojarzy oba zespoły w pierwszej fazie rozgrywek, a stawka jest naprawdę wysoka. Zarówno jednych, jak i drugich czeka bowiem dwumecz prawdopodobnie o być albo nie być w Champions League. Inter po dwóch seriach gier ma na koncie dwa oczka, Królewscy zaś jedno. Biorąc pod uwagę, że w potyczkach Szachtara z Gladbach ktoś siłą rzeczy będzie punktował, robi się naprawdę gorąco.
W tym sezonie pierwszy finał przychodzi zatem wyjątkowo wcześnie. Margines błędu jest już naprawdę bardzo niewielki, jeśli nie zerowy. Królowa nauk dziś co prawda jeszcze nikogo nie zabije, ale może za to poważnie ranić. Każdy trzeźwo oceniający rzeczywistość doskonale musi zdawać sobie z tego sprawę. Innej drogi ucieczki przed katastrofą niż zwycięstwo najzwyczajniej w świecie nie ma. Zidane i jego paczka również na pewno doskonale o tym wiedzą.
Mecz rozpocznie się dziś o 21:00. Będzie można go obejrzeć na Polsat Sport Premium 2 w IPLA.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Kurs na chociaż jedną bramkę Edena Hazarda to 2,80. Jego trafienie na otwarcie wyniku, co Belg zrobił przecież w sobotę, wycenia się na 5,80.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze