Veni, vidi, ale jeszcze nie vici
Po dwóch latach w stolicy Hiszpanii Vinícius w dalszym ciągu nie potrafi wejść na właściwe tory. Niska skuteczność i problemy z wykończeniem to główne aspekty, które utrudniają życie młodemu Brazylijczykowi. A w Realu Madryt czas nieubłaganie płynie.
Fot. Getty Images
W dniu, w którym Vinícius Júnior przeniósł się do Europy, przez wielu postrzegany był jako zawodnik, który ma mieć znaczący wpływ na grę Realu Madryt – zarówno na krótką, jak i na długą metę. Po dwóch latach przekaz Brazylijczyka pozostaje jednak bez zmian: „Mogę dać temu klubowi wiele, ale nie wszystko na raz i właśnie teraz”. Warto tutaj przypomnieć, że wychowanek Flamengo zaledwie trzy miesiące temu skończył 20 lat. Czy po chwili zastanowienia naprawdę ktoś mógł wierzyć w to, że w tym wieku weźmie na siebie odpowiedzialność za grę całego Realu Madryt, który nie przechodzi przez swoje najlepsze chwile?
Vini wzbudza różne odczucia – przez jednych postrzegany jest jako wielka nadzieja, a przez innych jako wielkie rozczarowanie. Rozchodzi się tutaj o to, jakie oczekiwania ma się wobec danego zawodnika. Po prostu. Jedni widzą w nim młodego i przebojowego chłopaka bez doświadczenia, który nie boi się nieszablonowych zagrań. Inni z kolei 20-latka, który ma chęci, ale nie za bardzo wie, co z nimi zrobić na boisku.
I w tym kontekście nie można nikogo o nic winić. Vinícius od samego początku sprawiał bowiem wrażenie piłkarza, z którym faktycznie można wiązać duże nadzieje. Był nieoszlifowanym diamentem, elementem, który trzeba po prostu właściwie dopasować do europejskiego futbolu. Problem w tym, że już na starcie wymagano od niego tego, na co nie był jeszcze gotowy. Miał być niczym Juliusz Cezar – miał przybyć, zobaczyć i zwyciężyć. Veni, vidi, vici.
Niewykluczone, że w czasach Cristiano Ronaldo miałby na to więcej czasu. Wówczas postawa i występy młodego Brazylijczyka nie byłyby za każdym razem rozkładane na czynniki pierwsze. Zaczynałby głównie na ławce, na spokojnie rozmawiałby sobie z Rodrygo, by na boisku pojawić się w 70. minucie i uczyć się od najlepszych. Rzeczywistość i teraźniejszość wyglądają jednak zupełnie inaczej. Vinícius nie może uczyć się od najlepszych, on już teraz ma być jednym z tych najlepszych. W Realu Madryt nie ma czasu na głupoty – albo jesteś Juliuszem Cezarem, albo nikim.
Veni już było
Brazylijczyk udowodnił, że ma wszystko, aby wejść na poziom, na który aspiruje. Jest szybki, dynamiczny, a przede wszystkim, co niezwykle ważne w tym wieku, potrafi być w swojej grze bezczelny. Bez żadnych oporów wdaje się w pojedynki indywidualne i praktycznie z niczego potrafi znaleźć się z piłką w polu karnym rywala. A nawet jeśli coś się nie uda, to od razu idzie po więcej – cały czas szuka futbolówki, naciska, stosuje pressing, atakuje, biega. Chęci mu nie można odmówić. Zawsze jest, walczy i przybywa na plac boju.
Vidi również
Wizja gry to niezwykle ważny aspekt w grze każdego napastnika. Vinícius z łatwością znajduje się tam, gdzie powinien być – dochodzi do sytuacji strzeleckich, potrafi wyprzedzić rywala, odnajduje się w polu karnym. To, co dzieje się w momencie, gdy przed sobą ma już tylko bramkarza lub gdy musi się zdecydować na oddanie strzału, to już zupełnie inna kwestia. Jednak aby móc wierzyć w zdobycie bramki, najpierw trzeba się odnaleźć we właściwym miejscu i zobaczyć cel na własne oczy. Vini bez wątpienia go widzi.
Nie ma zwycięstwa bez goli
Oczywista oczywistość. Vinícius nigdy nie zostanie Juliuszem Cezarem Realu Madryt, jeśli swoimi działaniami na boisku nie będzie doprowadzał do zwycięstwa. Królewscy cierpią na chroniczny brak bramek i to właśnie młody Brazylijczyk miał być jednym z głównych lekarstw na tę dolegliwość. Teraz po dwóch latach można powiedzieć, że przybył, zobaczył, ale nie zwyciężył, gdyż po prostu nie ma wykończenia. 3 bramki w 7 meczach tego sezonu, 5 bramek w 38 meczach sezonu poprzedniego. Potrzebuje średnio 29 strzałów na zanotowanie jednego trafienia.
Tak, w tym momencie tego sezonu Vini jest najlepszym strzelcem Realu Madryt. Ale patrząc na ogólne liczby wszystkich ofensywnych zawodników Królewskich, nie jest to jakieś wielkie osiągnięcie. Możliwe, że potrzeba jeszcze nieco więcej cierpliwości, aby wszystko się ułożyło. Madridistas pozostaje wiara w to, że mecz po meczu, batalia po batalii brazylijska perełka zacznie się stawać prawdziwym imperatorem. Pora jednak wrzucić wyższy bieg, gdyż w Realu Madryt zegar nigdy nie staje w miejscu.
Czas leci, Viníciusu. I po raz ostatni nawiązując do Juliusza Cezara – alea iacta est. Kości zostały rzucone.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze