Casillas: Krytyka ze strony madridismo? Nie mam za co nikogo przepraszać
Vicente Del Bosque posiada swój cykl rozmów w dzienniku El País. Przedstawiamy pełne tłumaczenie jego najnowszego wywiadu z Ikerem Casillasem.
Fot. El País
Widzę, że jesteś w dobrej formie. Iker, jak się masz? Co u Sary i dzieciaków?
Dobrze, trenerze. Po 1,5 roku [od zawału] odnajduję Ikera, jakim byłem wcześniej. Powietrze w Portugalii czy w Salamance, czyli pańskich regionach, jest dobre. Sara też czuje się świetnie, a dzieciaki chodzą już do szkoły.
Spotkanie z tobą to dla mnie wiele emocji. Spędziliśmy razem wiele lat. Do Realu dołączyłeś w 1990 roku, a do pierwszej drużyny wszedłeś w 1999 roku.
Miałem ledwo 9 lat. Zaczęło się od wrześniowych w turnieju regionalnym.Tamten Real, który pan zna lepiej niż ja, był bardzo rodzinny. Nie miał tej wielkości, jaką ma teraz, ale był rodziną.
Poznałeś więc tamtą biedę, tamten ośrodek treningowy ze wszystkimi swoimi brakami, ale także poznałeś klub bogaty, z Valdebebeas, z Los Galácticos...
Gdybym jakiemukolwiek chłopakowi z dzisiaj powiedział, że graliśmy na piaszczystych boiskach, nie uwierzyłby. Dzisiaj wszyscy trenują na sztucznych murawach czy trawie hybrydowej.
W klubie nastąpiła nowa era po opuszczeniu starego ośrodka?
Było mi go szkoda. Gdy widzę w tamtym miejscu te cztery wieżowce, teraz prawie pięć, zawsze czuję nostalgię. Jednak wszystko poszło ku lepszemu i rozwinęło się tak, że dzisiaj dzieciaki mają lepsze warunki. Ja z tamtego starego ośrodka poza panem pamiętam też dobrze Don Alfredo [Di Stéfano] i Camacho. Gdy zginął Juanito, byłem w Infantilu A. Przeszedłem praktycznie przez wszystkiego kategorie. Mam tak dobrą pamięć do tamtych czasów, bo nie chcę tego zapomnieć. Mogę zapomnieć inne czasy, ale nie dzieciństwo. Walczę o to.
Byłeś szczęściarzem i dobrze, że o tym nie zapominasz. Dzieci muszą mieć marzenia.
Dzieci muszą zrozumieć jedno, że rzeczywistość nie jest taka, że każdy wygrywa Ligę Mistrzów czy mundial. Ja jestem uprzywilejowany. Musisz być świetny i mieć szczęście, a ja je miałem w określonych momentach. Nawet panu nie podobało się, że wszystko u mnie toczy się tak szybko...
Nie chcieliśmy, żebyście przechodzili do wyższej kategorii, ale potem nie grali. Na moim stanowisku dobrze było być osobą konserwatywną, ale mieć też ten punkt, który pozwalał złamać proces logicznego rozwoju, jak złamaliście go ty, Raúl czy Guti. Trzeba było ryzykować z tymi, którzy mieli talent, by grać najwyżej. Zrobiliśmy ten krok. Nie rób tu złej miny...
Ja się nie skarżę, a opowiadam. Ja sam wstydziłem się trenować i grać z kolegami, którzy w szkółce byli 3-4 lata starsi ode mnie.
W tym wieku trzeba wyróżnić wysiłek rodzin. Ciebie na treningi dowoził ojciec i po cichu obserwował. Chronił cię swoim milczeniem. Ja chyba ostatecznie nigdy z nim nie rozmawiałem.
Tego ludzie nie widzą. Widzą to, co wygrałem, ale nie widzą tego, że przez 8 lat ojciec codziennie woził mnie do Madrytu z Móstoles. I nigdy nie robił złej miny. Nie chcę zabrzmieć arogancko, ale ojcu wszyscy trenerzy powtarzali, że jestem dobry i na pewno zostanę bramkarzem Realu. On wiedział, że jestem dobry, ale nie chciał, żebym się zagubił. Był restrykcyjny, może dlatego, że był oficerem Guardii Civil. Trzymał mnie krótko. A ja zawsze żyłem z pochwałami.
Przez 21 lat współpracy przeszliśmy przez wszystko. Wiele dobrych rzeczy, ale chcę też naturalnie podejść do tych złych. Jedną z nich był sezon 2001/02, gdy postawiliśmy na Césara.
To było wtedy, gdy pan i Hierro uzgodniliście, że wyrzucacie mnie ze składu...
Nie, nie, to nie jest prawda. To nieprawda.
Trenerze, niech pan nie robi się taki poważny, żartuję... [śmiech] Wtedy w poprzednim sezonie też w końcówce grał César. Wygraliśmy z nim mistrzostwo. Ogólnie w każdym roku miałem jakieś takie momenty...
Złamaliśmy twój rytm, ale były też dobre rzeczy. Nie chcę tu się tłumaczyć, bo nie od tego jest ta rozmowa.
Nie, trenerze, nie trzeba. Ja zawsze żyłem z rywalizacją. Z Césarem miałem dobre stosunki. Kluczowa była nasza jedność, chociaż był draniem i mu o tym mówiłem wprost [śmiech].
Tamte cztery lata w Realu były fantastyczne.
Wygraliśmy 9 tytułów.
Przejdźmy do reprezentacji. Byłeś dla niej niesamowicie ważny. Twoje parady pomogły nam zdobyć to, co zdobyliśmy.
Byliśmy częścią czegoś, co będzie bardzo trudno powtórzyć. Nie wyobrażaliśmy sobie, że może być aż tak pięknie. Mieliśmy jednak dobrą ekipę i wyjątkową grupę ludzi.
Mieliśmy wyjątkową tendencję do wygrywania i złamaliśmy tę fatalną serię, która zagościła w reprezentacji.
Odwróciliśmy własną sytuację. Do tamtego momentu okazywaliśmy innym kadrom za duży szacunek. Przeszliśmy ze strachu przed innymi do wzbudzania strachu u innych. Gdy przeciwnik wychodził grać przeciwko nam, czuł, że może zostać ośmieszony.
W połowie kariery przeżyłeś delikatną sytuację z częścią madridismo, do której doprowadził czy którą napędzał trener [Mourinho]. Dla każdego madridisty to było bardzo bolesne, że chłopak taki jak ty, który wyszedł ze szkółki, był tak krytykowany przez część madridismo. Nie wszystkich, oczywiście. Dla mnie to było tak samo niesamowite, jak było bolesne.
To była minimalna część madridismo, która była młoda i napalona.
Dobrze, ale nie możemy tego pomijać. To była grupka, ale istniała.
Oczywiście, ja tego nie rozumiałem. Zamiast myśleć, że reszta mnie oklaskuje i jest ze mnie dumna... Cały czas myślałem tylko o tej krytyce. Z czasem zrozumiałem, że ci krytykujący dalej będą mnie krytykować, ale druga część uznaje mnie za idola i kocha po tym wszystkim jeszcze bardziej. Jeśli patrzę za siebie, nie mam za co nikogo przepraszać. To jest zapomniane. Do tego przy tym, co przydarzyło mi się 1,5 roku temu, ta historia to mała anegdota.
A po czasie uznajesz naszą decyzję z 2016 roku, byś nie grał na EURO w pierwszym składzie, za dobrą czy złą?
Trenerze, jest pan tak poważny... Porozmawiamy o tym potem bez kamer [śmiech].
Nie, porozmawiajmy teraz. To była poważna decyzja o zmianie dotyczącej gracza, który wcześniej grał zawsze, nawet przy świetnych rywalach. Sytuacja z trzema bramkarzami w reprezentacji zawsze była wyjątkowa.
Podkreślę tu Víctora [Valdésa] i Pepe [Reinę]. Ja grałem najwięcej, ale oni zachowywali się wobec mnie dobrze. Víctor był introwertykiem, który z czasem zaczynał ci ufać. Był profesjonalistą na 6. Nie mogłeś zawalić żadnego treningu. Może jeden czy dwa, ale przy trzecim gorszym dniu ta dwójka czekała, a w kolejce byli kolejni. Powołanie kosztowało wtedy bardzo dużo.
W 2014 roku zostawaliśmy tych samych bramkarzy, bo ciągle graliście na maksymalnym poziomie. W przerwie meczu z Holandią jeden z niewielu razy odezwałeś się w przerwie, by polepszyć atmosferę, bo straciliśmy gola na remis tuż przed przerwą i nagle wszyscy załamali się tak, jakbyśmy już przegrali. Pobudzaliśmy się, ale tamto spotkanie przegraliśmy już tym golem na remis.
Ja w to nie wierzyłem, co działo się na tym mundialu. Nie mogliśmy tego tak zakończyć, to było zbyt okrutne dla naszej generacji. Przegrać dwa mecze, odpaść i czekać cztery dni na zagranie ostatniego, trzeciego spotkania.
To były wzorowe dni z waszej strony, zaakceptowaliście tą przegraną.
Wzorowe tak, ale dziwnie było przegrać te dwa pierwsze mecze.
Przyszedł więc 2016 roku i wszyscy cały czas prosili o zmiany, a my z pełnym szacunkiem postawiliśmy na De Geę. Decyzja była wyłącznie sportowa. Poprawna czy nie. To było trudne dla ciebie, dla mnie i dla wszystkich.
Tak, było. Pamiętam, że rozmawiałem z panem i ludźmi ze sztabu. Nie wiem, może się mylę, chociaż zawsze mówię wszystko w dobrej wierze, ale czasami musisz wziąć zawodnika i po prostu z nim porozmawiać. „Słuchaj, Iker, sytuacja jest taka”. Tak, wszyscy jesteśmy równi, ale uważam, że zawsze jest to „ale”... Moim zdaniem zyskałem szacunek na tyle, by mógł pan poświęcić mi 5 minut i dzień przed meczem powiedzieć: „Iker, jutro zagra David [De Gea]. Z tego, tego i tego powodu. To jest jego szansa i to jest ten moment”. Czułbym się lepiej czy gorzej, na pewno czułbym się źle, ale miałbym wytłumaczenie i przyjąłbym je. Ale przyjechaliśmy, rywalizowaliśmy, ja byłem gościem z największą liczbą meczów, kapitanem, do tego tyle lat współpracy z panem... Nadchodzi odprawa i dowiaduję się, że nie gram... Prawda jest taka, że poczułem się źle.
Cóż, stało się pewnie tak dlatego, że stosowałem zasadę, że podejmuję decyzje bez tłumaczenia ich zawodnikom. Jeśli wszystkim wszystko tłumaczysz, popadasz w mówienie kłamstw. My zawsze działaliśmy tak, jak uznawaliśmy to za słuszne. Nie dało się inaczej... Co miałem ci powiedzieć? Nie grasz, bo to i tamto... Nie da się tak.
My, piłkarze, gdy gramy, jesteśmy egoistami. Zawsze patrzymy na siebie. To sport drużynowy, ale patrzysz na aspekt indywidualny. Gdy patrzę za siebie, myślę, że nie powinienem był zachowywać się w taki sposób, gdy opuszczałem Real Madryt czy gdy kończyłem z reprezentacją. Powinienem był zaakceptować nową rolę, bycie weteranem. Powinienem był też pomyśleć, że De Gea prezentował głód, chęci i pokazał jakość, jaką ma. Jednak w tamtym momencie...
Ja to rozumiem. Dla nas też było to trudne i bolesne. Jednak zrobiliśmy to wyłącznie na podstawie sportowej. Tak samo jak w Realu postawiliśmy na Césara. Nie mieliśmy nic przeciwko tobie. Przeciwnie, jeśli kogoś preferowaliśmy, to ponad wszystkimi chłopców ze szkółki.
Dobre jest to, że po tamtych nieporozumieniach mogliśmy dalej ze sobą rozmawiać.
Pamiętam ten czas, gdy nie grałeś w Realu, ale zawsze przyjeżdżałeś na kadrę. Kiedyś powiedziałeś mi coś, o czym nigdy nie zapomnę: „Trenerze, może pan na mnie liczyć nawet jako na trzeciego bramkarza. Chcę dalej przyjeżdżać na reprezentację”. Do ostatniego momentu byłeś z nami. Przynajmniej nie pominęliśmy cię na żadnej liście.
Nie mam na to żadnej skargi, a dzisiaj w 2020 roku patrząc na to z perspektywy, po 4 latach i mając 39 lat, widzę to w inny sposób.
Prawda jest taka, że miałeś imponującą karierę. Nigdy nie byłeś zwykłym członkiem drużyny. Zawsze byłeś ważny dla grupy i miałeś występy na miarę tytułów.
Nie wiem, czy ktoś mnie zaczarował. Nie wiem, czy zawsze to były same umiejętności. Jednak od początku wiedziałem, że dojdę do pierwszej drużyny i wiedziałem, że osiągnę wielkie rzeczy. Teraz łatwo to mówić, ale miałem takie aspiracje i ten spokój we wszystkim, co się działo.
Mówią, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu.
Chyba słyszałem to najczęściej. Nawet na pewno. Dzisiaj widzę, że po tym wszystkim, co przeżyłem, najważniejsze jest zdrowie. Wtedy musiałem dziękować, że to, co się wydarzyło, miało miejsce na boisku. Doktor działał bardzo szybko i wyszedłem z tego bez szwanku. Wróciłem na 99%. Patrzę jednak na wszystko inaczej. Wcześniej mogłem oceniać rzeczy na podstawie smutku czy załamania.
Musimy jeszcze o czymś porozmawiać?
Czy coś jest? Nie. Porozmawialiśmy już o tym, gdy pozbył się pan mnie ze składu Realu i kadry. Dał mi pan dobre kopniaki.
Tymczasowe. Trzeba też docenić innych. Gdyby kazali nam teraz kończyć, wyszłoby, że mieliśmy fatalne stosunki i fatalny czas razem [śmiech].
[śmiech] W pierwszym roku, gdy dokonał pan zmiany, stwierdziłem: „Cóż, przyda mi się to, mam 20 lat, wyciągnę wnioski”. W drugim roku po tym samym stwierdziłem: „Co to jest... To zaczyna być rutyną. Będę musiał znaleźć rozwiązanie”.
Nie pamiętałem tego o pierwszym sezonie.
Wtedy naciskał na to Fernando [Hierro].
Nie sądzę, że tak było. Uważam, że potrafiłem słuchać graczy, dobrze. Piłkarze powinni być inspiracją dla trenerów, ale do pewnego punktu. Trener musi o tym wiedzieć. Istnieje granica. Można rozmawiać o planie i pewne rzeczy pomagają zawodnikom, ale nie możesz słuchać graczy w temacie tego, kogo wystawiać. To już za dużo, nie można tego tolerować. Jeśli zrobisz coś takiego, nie możesz wrócić do tej szatni. Jest ci wstyd. Ja przynajmniej tak to widzę.
Prawda jest taka, że spędziliśmy razem świetny czas. Jeśli mam wybrać najpiękniejszy etap, to właśnie ten od 1999 do 2003 roku. Te cztery lata z panem w Realu Madryt były początkiem mojej kariery, ale wtedy czułem największą radość.
Nie chcesz być teraz trenerem?
Nie, ja tego nie wytrzymuję, nie mam tej cierpliwości. Wydaje się, że jestem miłym chłopakiem, fajnym gościem, ale w szatni zmieniam się. Widziałbym siebie raczej w szkółce, kształcąc chłopców, którzy zaczynają swoje kariery. Taką rolę, jaką miał pan, gdy 30 lat temu stawał pan przy boisku, gdy trenowaliśmy. Próbowałbym przekazywać swoje wskazówki po tym, ile przeżyłem w piłce i przekonywać młodych, gdzie mogą dojść na podstawie wysiłku i nadziei. Muszą wiedzieć, że po pierwszym dniu nie będziesz mieć pod domem Rolls-Royce'a. To jest rozwojowa sytuacja i musisz się nacierpieć. Przypomnieć im, że na końcu wielu z ich kolegów kończy jako taksówkarze, robotnicy budowlani czy prawnicy.
***
Jest temat, jakiego nie poruszyliśmy. Momentu tamtych meczów Realu Madryt z Barceloną w 2011 roku i problemu, jaki powstał też dla reprezentacji przez starcia graczy obu ekip.
Nie byliśmy przygotowani na tamte cztery mecze w tak krótkim czasie, takie jest moje zdanie. Przez miesiąc gadaliśmy tylko o jednym, dosłownie każdego dnia. Graliśmy o naprawdę ogromną stawkę w każdych rozgrywkach. Tamte cztery mecze naznaczyły hiszpańską piłkę i wszystko, co nas otaczało. Doszło to do wymiaru politycznego. Gdy wygrywała Barcelona, wydawało się, że Katalonia jest ponad Madrytem.
Ale w reprezentacji nigdy nie było konfliktów przez przynależność klubową czy urodzenie się w Madrycie lub Katalonii.
Nie, ale w dwóch sparingach, jakie zagraliśmy po sezonie w 2011 roku z Wenezuelą i chyba Stanami Zjednoczonymi, odczucia nie były już takie same. To nie było to samo, co było w 2010 roku na mundialu. Atmosfera nie była taka sama. Wtedy nie było między nami dobrze. Nasze stosunki z Xavim i Puyolem... Piłkarze Realu i Barcelony nie czuli tej bliskości, jaką mieliśmy wcześniej. Odzyskaliśmy to po ośmiu miesiącach, po prawie roku.
Wyszliśmy jednak z tego bez szwanku. To były konkretne wydarzenia, ale ty i Xavi byliście decydujący w rozwiązaniu sprawy.
Oczywiście, trzeba było poszukać rozwiązań i przywrócić spokój. Zaczynało to być już trochę...
To szkodziło wam nawet pod względem indywidualnym. To nie były budujące epizody. To była całkowita przeciwność tego, czym to wszystko miało być. Wy przez to, ile znaczyliście, powinniście byli pokazywać wzorowe zachowanie, a wtedy tak nie było.
To prawda. Naprawdę można być dumnym, że to załatwiliśmy. Nie moglibyśmy osiągnąć tego, co potem osiągaliśmy. Gdybyśmy tego nie zamknęli, nie wygralibyśmy EURO 2012.
Uważam, że zamieszano w szatni przez wpływy z zewnątrz. Nie od środka. Naprawdę.
Nie byliśmy winni, ale to my doprowadziliśmy konflikt także do reprezentacji. W szatni czuć takie rzeczy. Widzieliśmy, że stosunki nie są takie same. Puyol, z którym mam fenomenalną relację, mówił mi o tym. Stwierdził nawet, że był moment, w którym chciał po prostu mi przywalić. Mówiłem mu, że wiem, że mam tak samo...
Ja nie ustawiałem się po żadnej stronie, byłem całkowicie neutralny. Nikogo nie obwiniałem. Jeśli już, to ludzi z zewnątrz. Podkreślam, że nigdy nie patrzyliśmy na kolor koszulki klubowej ani miejsce urodzenia. To przyniosło efekty. Praktycznie nigdy nie słyszałem, by na zgrupowaniu rozmawiano o polityce. Może w określonych momentach. Może robiliście to między wami, ale przy mnie nigdy.
To dlatego, że nie przebywał pan wieczorami z Gerardem [Piqué]. On sprawiał, że wariowaliśmy [śmiech].
Jeśli mówisz o Gerardzie, prowadziliśmy ekipę w 114 meczach i we wszystkich mieliśmy z nim fantastyczne relacje. Bez zarzutu. Poza tym on dbał o ekipę. Przedłożył drużynę ponad siebie. Nie mieliśmy z nim żadnego problemu. Z nim ani z nikim z was.
Gerri to dobry chłopak. To prawda, nigdy nie było u nas problemów. Nawet jeśli ktoś w tej szatni zrobiłby coś inaczej, szybko byśmy załagodzili sytuację i przywrócili spokój.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze