Zidane pierwszy raz się zagrzał
Zinédine Zidane zagrzał się po raz pierwszy w tym sezonie. Francuz z natury jest nieufny, ale gdy uderzają w niego opinie mające na celu wywarcie na nim presji, staje się bezkompromisowy i gwałtowny.
Fot. Getty Images
Francuz potrafi być nieustępliwy i z uporem pokazuje, kto jest trenerem. Umarłby za swoje idee i im częściej dochodzą go nieprzychylne głosy z zewnątrz, tym bardziej jasnym pozostawia to, kto faktycznie rządzi. Nikt nie ma prawa mu mówić, co ma robić. Obecnie Zizou przechodzi przez chwile niepokoju, ponieważ nie wie, gdzie zaprowadzą go decyzje przez wielu uważane za błędne.
Silna i wojownicza osobowość wychodzą na powierzchnie, gdy jest atakowany. Pokazał to chociażby w przypadku Luki Jovicia. Gdy Serba w mediach coraz częściej zaczynano wypychać z klubu, Zidane dał mu szansę od początku w meczu z Betisem, a następnie wystawił go w pierwszym składzie także przeciwko Realowi Valladolid. Przed środowym starciem szkoleniowcowi jednak po raz pierwszy zdążyły już puścić nerwy, choć Królewscy zdążyli rozegrać dopiero dwa ligowe spotkania. Zapalnikiem okazały się pytania o Viníciusa i Rodrygo. Wielu dziennikarzy uważa, że trener niedostatecznie ufa młodym Brazylijczykom, a debata rozpoczęła się po świetnym starcie rozgrywek w wykonaniu Ansu Fatiego i João Félixa. Zidane z tym samym nieufnym spojrzeniem postanowił wypowiedzieć się w bardziej stanowczym tonie. – Piłkarze muszą być przygotowani. Hałas z zewnątrz nie pomaga. Do momentu, kiedy będzie mi to dane, to ja będę wybierał skład – uciął.
„Do momentu, kiedy będzie mi to dane” i „hałas z zewnątrz nie pomaga” mogło zabrzmieć jak pewien przekaz kierowany do wielu adresatów, od dziennikarzy wydających osądy na temat rotacji do ludzi w klubie, którzy przeciekami starają się obarczyć trenera winą za sytuację Jovicia oraz młodych Brazylijczyków. Zidane jest prawdziwym sobą, kiedy jest zdenerwowany i zauważa, że ktoś stara się wchodzić w jego kompetencje. Wielu nie rozumie, dlaczego Francuz prosił o transfer Jovicia, by następnie z niego w pełni nie korzystać. To jednak nie do końca prawda. W rzeczywistości Zidane wrócił do klubu, gdy zaawansowane negocjacje w sprawie Serba były już w trakcie. Królewscy toczyli o piłkarza zażartą rywalizację z Barceloną. Trener po prostu dał zielone światło, ale nigdy nie widział w Luce kogoś, kogo koniecznie chciałby mieć w zespole.
Gdyby to od Zizou zależało, do Madrytu trafiłby Sadio Mané, ale tego typu transakcja wymagałaby olbrzymiego nakładu finansowego. Klub natomiast przewidywał główny wydatek na Edena Hazarda. Tak naprawdę jedynym nabytkiem stricte na życzenie trenera był Ferland Mendy. 48-latek prosił także o Paula Pogbę, ale klub powiedział, by najpierw wypróbował i zaufał Fede Valverde. Tym samym Zidane w zasadzie jedynie podpisał się pod z góry ustalonym przez działaczy planem. Więcej do powiedzenia niż w kwestii nowych twarzy miał w przypadku skreślania nazwisk z kadry. W tym Reguilóna i Marcosa Llorente.
Zidane chciałby tylko tego, by przy rozglądaniu się dookoła nie okazywało się, że ktoś mówi jedną rzecz, a robi inną. Jeśli chodzi o Viníciusa i Rodrygo, sprawa jest jasna. Pierwszy docelowo ma być zmiennikiem obecnie kontuzjowanego Edena Hazarda, drugi zaś Marco Asensio. Tak samo dla Jovicia przewidziana jest rola dublera Benzemy, nawet jeśli ostatnio obaj napastnicy grali razem. Jeśli Luka pozostanie w klubie, będzie musiał ten stan rzeczy po prostu zaakceptować. W Realu Madryt trzeba ciągle pracować i udowadniać, że jest się w stanie występować w takim klubie. „To jest Real Madryt”, jak ująłby to Zidane.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze