Kończmy to
Mortal Kombat to z całą pewnością jedna z najsłynniejszych serii gier wideo w historii. Klasyka gatunku, legenda. Ktokolwiek lubuje się w elektronicznej rozrywce, po prostu musiał o niej słyszeć, innej możliwości nie ma.
Fot. własne
Trudno zresztą by mogło być inaczej, skoro tytuł na rynku istnieje nieprzerwanie od 1992 roku. Wielce prawdopodobne, że wielu z tych, którzy dziś grają w Mortal Kombat 11, w momencie wydawania pierwszej części dopiero czekało na rozpoczęcie ziemskiego żywota. Mortal Kombat to tytuł, który w praktyce doświadczył przecież efektów trwającego niemal trzy dekady postępu technologicznego, od pikselozy do czegoś bliskiego fotorealizmowi.
Choć części składowych sukcesu serii było z całą pewnością mnóstwo, jedną z nich, tą w najbardziej bezpośredni sposób trafiającą do gracza, była – mówiąc wprost – posunięta do granic brutalność. Dość powiedzieć, że to właśnie Mortal Kombat przyczyniło się do powstania w 1994 roku organizacji Entertainment Software Rating Board, która zaczęła oceniać gry pod kątem zawartości, a następnie wyznaczać im granice wiekowe.
Crème de la crème rozgrywki stanowiło tak zwane fatality, specjalny, wyjątkowo brutalny atak kończący walkę. Po wygranej ostatniej rundzie pojedynku przeciwnik z resztkami życiowej energii dygocze w miejscu, mroczny spiker rzuca hasło „Finish him”, my zaś możemy wówczas zakończyć sprawę z rozmachem. By atak się jednak udał, jak należy, trzeba spełnić pewne warunki. Po pierwsze, odległość od celu ataku musi być odpowiednia (krótki, średni lub długi dystans, na każdy przypada oddzielne fatality), po drugie trzeba wówczas odpowiednio szybko wklepać na klawiaturze/padzie właściwą kombinację. Jeśli wszystkie warunki zostaną spełnione, będą fajerwerki. Jeśli nie, zawsze w takiej sytuacji pozostaje niedosyt.
Dziś do wykonania fatality szykuje się Real Madryt. Do fatality w niewielkiej odległości od przeciwnika, wymagającego zgrania kombinacji składającej się z sześciu elementów. Za krótki dystans służy nam punkt przewagi nad Barceloną przy jednym meczu mniej, pierwszemu klawiszowi kombinacji odpowiada zaś spotkanie z Getafe.
Do końca rozgrywek jest jeszcze oczywiście wystarczająco daleko, by coś mogło się nie udać. Tylko ktoś wyjątkowo nietrzeźwo myślący stwierdziłby na głos, że w zasadzie to już gonimy tylko za dopełnieniem formalności. Tak czy inaczej, z drugiej strony nie ma sensu udawać, że nie zauważamy słabości naszego rywala. Barcelona, zwłaszcza po wznowieniu rozgrywek, uporczywie wystawia nam się na ten ostateczny atak. Na atak, przy którym przeciwnik wydaje się bezradny, ale który też wymaga od nas pewnych umiejętności. To ten moment, gdy powinniśmy postawić pierwszy krok w kierunku zamknięcia kwestii związanych z mistrzostwem Hiszpanii.
Czas kończyć ten wyścig żółwi i gadaninę o trofeum dla „mniej słabej drużyny”. Nikt nie chce tu propagować nienawiści, ale w obecnej sytuacji dobicie antagonisty najzwyczajniej odetnie mu dostęp do naszej krwi. Czy nam się to podoba czy też nie, sport bardzo często opiera się na prawie dżungli. Im szybciej kończysz sprawę, tym lepiej. Oni bez mrugnięcia okiem postąpiliby z nami tak samo, gdyby tylko mieli ku temu okazję. Zresztą, na podstawie doświadczeń z minionych lat chyba doskonale się o tym przekonaliśmy.
Nie oznacza to jednak, że dziś będzie łatwo. Dystans do wykonania sekwencji jest odpowiedni, ale powodzenie ataku bardzo często zależy od pierwszego przycisku. Getafe to bodaj największa rewelacja tego sezonu na hiszpańskich boiskach. Ekipa José Bordalása już w zeszłym sezonie wykręciła fantastyczny wynik, zajmując na koniec 5. miejsce w tabeli. W bieżących rozgrywkach nasz wieczorny rywal poszedł za ciosem. Na ten moment Getafe plasuje się na 6. lokacie i jest bliskie wywalczenia sobie prawa gry w Europie przez drugi rok z rzędu. A skoro już o międzynarodowych rozgrywkach wspomniano, przed dzisiejszym starciem należy mieć z tyłu głowy to, że Getafe potrafiło w tym sezonie wyeliminować w dwumeczu Ligi Europy Ajax... Inna sprawa, że po wznowieniu ligi drużyna spod Madrytu złapała wyraźną zadyszkę. Z pięciu meczów udało się wygrać jedynie ostatni, z Realem Sociedad. Przedtem Los Azulones zanotowali trzy remisy (Valladolid, Eibar, Espanyol) i porażkę (Granada).
Najważniejsze jednak, byśmy zgodnie z tym, co powtarza nieustannie Don Emilio, patrzyli na siebie. Ostatnimi czasy trudno nie odnieść wrażenia, że sztuka ta wychodzi nam coraz lepiej. Wyniki innych i wiedza o najbliższym rywalu oczywiście wciąż przykuwają naszą uwagę, ale po powrocie do gry zauważalnie lepiej potrafimy to przekuwać na własne poczynania. Co prawda nie zawsze było łatwo i przyjemnie, jednak za każdym razem udawało nam się dopinać swego. Na styl można narzekać, zwłaszcza z przodu. Co, jednak jeśli w obecnych okolicznościach nie da się tego zrobić inaczej?
Wciśnijmy dziś co trzeba i kończmy to jak należy. Mamy Barcelonę na widelcu, jeśli nie zjemy jej teraz, to już... sami nie wiemy.
Początek meczu o 22:00 na Estadio Alfredo Di Stéfano. W Polsce na żywo będzie można obejrzeć go w CANAL+ Sport 2 na platformie Player.pl.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Przy tym rywalu może warto zagrać na remis po pierwszym kwadransie (kurs 1,34), a może nawet do przerwy (aż 2,35).
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze