Advertisement
Menu
/ ideal.es

Dr Olmo: Jestem do dzisiaj krytykowany, ale na końcu wygraliśmy trzy Ligi Mistrzów

Doktor Jesús Olmo pracował jako szef sztabu medycznego Realu Madryt od 2013 do 2017 roku. Obecnie jest dyrektorem Football Science Institute. Hiszpan udzielił wywiadu dziennikowi Ideal z Grenady.

Foto: Dr Olmo: Jestem do dzisiaj krytykowany, ale na końcu wygraliśmy trzy Ligi Mistrzów
Fot. Getty Images

Kształcił się pan na Uniwersytecie w Grenadzie. W jakim momencie wyobraził pan sobie pracę z najlepszymi piłkarzami na świecie?
To było coś stopniowego. Wyjechałem do Madrytu, by dokończyć studia i zatrudnił mnie szpital Quirón. Widywałem wielu sportowców, nie tylko piłkarzy, a w końcu Real Madryt zaczął wysyłać do mnie zawodników z poważnymi kontuzjami. Pierwszą była dyskopatia lędźwiowa w kręgosłupie Gonzalo Higuaína, któremu prowadziłem rehabilitację. Wrócił do gry po zaledwie 80 dniach, nie znam innego takiego przypadku. Od tamtego momentu zacząłem współpracować z klubem przy określonych diagnozach i w końcu w 2013 roku zaoferowano mi kierowanie sztabem medycznym. Trzeba wiele pokazać, by ktoś zaoferował ci takie stanowisko.

Jaka pana zdaniem powinna być podstawowa praca sztabu medycznego w klubie piłkarskim z najwyższego poziomu?
Tradycyjnie sztab medyczny w klubie piłkarskim odgrywa marginalną rolę, bardzo ograniczoną do leczenia zawodników po odniesieniu kontuzji. Takie kluby mają jednak zredukowane departamenty o małym zasięgu i bardziej asystują niż wpływają na pracę drużyny. Ja tego tak nie rozumiem. Dla mnie sztab medyczny powinien być zintegrowany z czymś dużo ważniejszym, czyli zdrowiem oraz dyspozycją fizyczną i fizjologiczną zawodnika. W modelu grania na najwyższym poziomie podstawą jest to, by sportowiec był otoczony nauką i technologią, która dzisiaj pozwala doprowadzić do tego, że dochodzi on do pełnej formy i nie doznaje kontuzji, szczególnie przewlekłych. A gdy już ma problem fizyczny, szybko wraca do zdrowia.

Jakie podstawowe zmiany wprowadził pan w klubie?
Real Madryt miał bardzo tradycyjny model działania, więc dokonaliśmy bardzo głębokich i rewolucyjnych zmian. Wręcz drastycznych. Wszystko było bardzo trudne i każdy dobrze wie, że pojawiło się wiele polemiki. Sztab medyczny miał bardzo ograniczone kompetencje. Ja przyszedłem i zobaczyłem drużynę z imponującą jakością techniczno-taktyczną, z najwyższego poziomu, co ma miejsce do dzisiaj, ale wydawało mi się jednak, że gracze nie są nawet blisko swoich najlepszych osiągów. Byłem przekonany, że jeśli poprawimy dyspozycję fizyczną i fizjologiczną piłkarzy, wrócimy do wygrywania. Zamieniłem szatnię w większą salę do fizjoterapii, stworzyłem nową strefę odnowy i basenów, kolejną strefę do pracy biomechanicznej oraz zakontraktowałem wielu profesjonalistów, poszerzając sztab do 14 osób, w którym jeden fizjoterapeuta miał pod kontrolą 3 zawodników. Zmieniłem dietetyków. Doradzaliśmy piłkarzom w sprawie indywidualnych treningów, kładąc u każdego nacisk na sprawy, które naszym zdaniem mogły pomóc stać im się lepszymi graczami. W czasie mojego etapu nasz sztab medyczny pracował 4 godziny dziennie ze zdrowymi zawodnikami i dużo więcej z kontuzjowanymi. Był to 3-krotny wzrost względem poprzedniej ekipy.

To dało wyniki.
W ciągu czterech sezonów wygraliśmy trzy Ligi Mistrzów. W 2017 roku, gdy mogliśmy pracować najwięcej i najlepiej, zanotowaliśmy najlepszy rok w historii klubu. Nie tylko pod względem wyników, które były wyjątkowe, ale z powodu postawy kompletnej kadry, która była fantastyczna i która miała tę ekipę B z Lucasem Vázquezem, Marco Asensio, Álvaro Moratą czy Jamesem Rodríguezem, którzy prezentowali poziom pierwszego składu. Ostatnie trzy miesiące sezonu były czymś wielkim. Zespół podniósł osiągi w końcówce rozgrywek, co nie jest takie normalne w piłce nożnej. Jeśli istniały wątpliwości co do tego modelu, zostały wtedy rozwiane. Wpoiliśmy zawodnikom wiele nawyków i to doprowadziło do kolejnej Ligi Mistrzów.

Jakie wyciągnął pan wnioski z tego doświadczenia?
Że klub nie może w pełni wierzyć, że zawodnik będzie odpowiedzialny sam za siebie i stawiać na model tradycyjny, w którym jeśli ktoś się nie sprawdza, to należy zastąpić go kimś nowym. Należy poprawiać piłkarza w ramach innej struktury niż ta boiskowa, bo gracz ma w tym względzie ograniczenia. Zawodnik jest wykształcony pod względem techniczno-taktycznym i niewiele więcej. By pójść dalej, potrzeba dużej wiedzy naukowej. Poza tym trener nie powinien indywidualizować, bo on jest jednym ojcem dla wszystkich. Nie może dawać jednym więcej niż drugim. Nie może poświęcić dodatkowej godziny na trening z jednym graczem i nie robić tego z jego rywalem do gry. Chociaż wszyscy są kolegami i każdy chce zwycięstwa drużyny, każdy z nich to ogromna firma. Istnieje wiele różnych interesów i oni wszyscy rywalizują między sobą, by wystąpić w niedzielę z brutalną strukturą w tle, która utrzymywana jest tylko wtedy, gdy grają. Po prostu na boisku trzeba skupiać się na grupie.

Jacy zawodnicy zaskoczyli pana najbardziej?
Wszyscy są utalentowani technicznie ponad miarę i wywołują podziw, ale poziom możliwości fizycznych piłkarzy jest daleko pod sportowcami na przykład z dyscyplin olimpijskich, nawet jeśli niektórzy gracze jak Sergio Ramos, Lucas Vázquez czy Cristiano Ronaldo się do nich zbliżają. Keylor miał niesamowicie szybkie ruchy, Carvajal ma spektakularne warunki fizyczne... ale chyba najlepszym atletą, jakiego widziałem, jest Gareth Bale. To naturalny atleta zdolny do bycia dobrym praktycznie w każdym sporcie. Ma tę genetykę i zdolności atletyczne ponad normą, dodałbym do tego też technikę. On najbardziej imponował mi pod każdym względem, chociaż na końcu masz postawę na boisku, jaką możesz osiągać na podstawie różnych okoliczności.

Więc jaki był jego problem?
Nie mogę zdradzać tajemnic lekarskich ani nie chcę tego robić, ale każdy sportowiec ma swoje ograniczenia. Ludzie widzą tylko, że sportowiec doznaje kontuzji, ale są piłkarze, którzy grają z problemami fizycznymi. Dobry sztab medyczny pracuje nad tym, byś miał jak najmniejsze problemy przewlekłe i jedyny sposób, by to osiągnąć, to ciężka i określona praca. To wymaga wysiłku i pracy, która zależy w największym stopniu od samego sportowca. Nic nie ogranicza postawy sportowca na najwyższym poziomie bardziej od przewlekłego bólu. Wyleczenie małego problemu ze ścięgnem to najlepsze, co możesz zrobić dla piłkarza.

W tej optymalizacji dyspozycji sportowca mamy część psychologiczną, którą wielu pomija.
Już nie, bo wiemy coraz więcej o jej wpływie na postawę sportowca. 80% tego, co pokazuje piłkarz, wychodzi z jego głowy. To tak wygląda. My poświęcamy ogrom czasu dla ciała, ale można też pracować nad głową i dodatkowo wiemy o tym coraz więcej. Istnieje klarowna korelacja aspektu psychologicznego z kontuzjami. Zawodnik, który ma duże zmartwienia, ma większą skłonność do kontuzji. To jest udowodnione. Dlaczego ktoś doznaje urazu w 3. minucie meczu? Z powodu presji psychologicznej. Można jednak nad tym pracować, to jest nauka. Chodzi o trening mentalny, który składa się z aspektu wizualnego i psychomotorycznego. Nie rozwinąłem tego w Realu Madryt, chociaż tworzyliśmy takie plany. Skupiałem się w tym względzie na pionierskiej pracy All Blacks. Rugby to awangardowy sport pod względem pracy mentalnej.

Czy piłkarze wystarczająco uważnie słuchają sztabu medycznego? Trudno zdobyć ich zaufanie?
By jakikolwiek pacjent cię słuchał, nie tylko zawodnik, musi ci ufać. To wymaga czasu, bo nikt na początku cię nie zna. To wymaga też pracy, a tym bardziej w klubie piłkarskim, gdzie zawodnicy mają ograniczone wykształcenie. Często nie potrafią odróżnić osoby znającej się na leczeniu od kogoś uprawiającego pseudonaukę. Widziałem naprawdę skrajne przypadki. Zdobycie zaufania piłkarza wiele kosztuje, tak naprawdę masz jedną szansę. Mnie to wiele kosztowało, bo przychodziłem z innej dyscypliny, nikt mnie nie znał, a dodatkowo wprowadziłem nowe normy.

Pracował pan z Ancelottim, Benítezem i Zidane'em.
To były dobre doświadczenia, chociaż to prawda, że mój sztab zyskiwał na znaczeniu ponad normalnym wymiarem. Spędzaliśmy coraz więcej czasu z zawodnikami, a to może doprowadzać do nieufności. Trenerzy wolą model tradycyjny, w którym wszystko kontrolują. W moim modelu byłem na poziomie trenera i sam kontrolowałem mój dział. Broniłem tego modelu, wierzyłem w niego, a gdy to zakończono, odszedłem. Wiem, że wiele wniosłem do formy fizycznej zawodników. Jestem do dzisiaj krytykowany, ale na końcu wygraliśmy trzy Ligi Mistrzów.

Opowiadano, że dostał pan przydomek „doktor rozciąganie”.
Tak, ale to nie wyszło od drużyny, a od ludzi, z których zrezygnowałem. Jednak jest prawdą, że wpływałem na to, jak mają rozciągać się piłkarze, ale to samo dotyczyło treningów czy pracy siłowej. Krytykowano to, że lekarz jest tak mocno zaangażowany w codzienną pracę zawodników, ale chodzi o to, że moja specjalność to maksymalna dyspozycja sportowca na najwyższym poziomie. Z całym szacunkiem, jeśli chodzi o kontuzjowanych czy operacje, można postawić na mniej kontrowersyjnego i ingerującego medyka. Jeśli klub uważał, że moje kompetencje były za szerokie, ja to rozumiem, bo to są świetnie opłacani i sławni piłkarze, a ja jestem zwykłym lekarzem. Jednak coraz więcej ekip stawia na ten model i on w końcu zdominuje futbol, bo to jest najlepsza opcja. Leicester, które wygrało Premier League, to najlepszy przykład. Ranieri miał jednego asystenta piłkarskiego, a reszta sztabu tworzyła strukturę dotyczącą poprawiania dyspozycji zawodników. Chociaż mieli mały budżet, to osiągnęli dużą optymalizację dyspozycji piłkarzy.

Przeżył pan trzy wygrane Ligi Mistrzów, ale także wiele trudnych etapów w klubie. Co zapamięta pan najbardziej?
Jedne z największych emocji w życiu przeżyłem przy golu Sergio Ramosa w Lizbonie. Jesteś zdołowany, bo widzisz, że ucieka ci Puchar Europy i nagle przeskakujesz do maksymalnej euforii. Siedziałem ze skreślonymi i kontuzjowanymi zawodnikami na trybunach. To uczucie wykraczało poza wszystko, a cały wieczór podsumował skok Xabiego Alonso z trybun. Wszyscy oszaleliśmy. To była drastyczna zmiana w Realu Madryt, przeskok z dna na szczyt. To coś, co zapamiętasz na zawsze.

Niektórzy mówią, że odszedł pan po wojnie.
Nie mam do nikogo żalu, naprawdę. Ja rozumiem te sytuacje, to najwyższy poziom i interesy społeczno-ekonomiczne są brutalne. Ja byłem zwykłym lekarzem i gdy dano mi pracę, pracowałem. Gdy powiedziano, że nie mogę dalej tak pracować, odszedłem. Z uśmiechem. Nie jestem tak ważny, by uważać, że Real Madryt powinien mi poświęcić 5 minut więcej. Ten klub jest dużo większy ode mnie.

Czy Cristiano faktycznie ma taką obsesję na punkcie przygotowania fizycznego?
Tak. Tak powinno być u każdego sportowca i Cristiano jest naprawdę świetny. Moje stosunki z nim są bardzo dobre. Podziwiam go jako sportowca, pracusia i kogoś z największymi wymaganiami, zaczynając od samego siebie. Wszystkie wielkie postacie mają wyjątkowe osobowości, nie tylko w piłce, bo to jest normalne u najlepszych na świecie. Najważniejsze jednak, by taka osoba nie straciła szacunku dla innych, a Cristiano ma niesamowity szacunek dla ludzi, którzy z nim współpracują. Ja bardzo go doceniam.

Miał pan też specjalne stosunki z Sergio Ramosem.
Są wyjątkowe, bo mieliśmy ogromne starcie. To człowiek, który jak ja mówi ci wszystko wprost. Zrobiłem rzeczy, których on nie uznał za poprawne, chociaż ja mu wszystko wytłumaczyłem. Każdy bronił swojego zdania z maksymalnym szacunkiem. Jednak go nie posłuchałem i postawiłem na swoim. Poróżniliśmy się, ale od tego momentu nasze stosunki były bardzo dobre. Bardzo się szanujemy i on zawsze ufał mi, gdy był kontuzjowany. Wtedy robił to, co mu doradzałem. Mam z nim dobre stosunki do dzisiaj, a on współpracuje z ludźmi, których dobrze znam. Gdy będę mógł podać mu rękę, zrobię to.

Przed nami wyjątkowa sytuacja z 11 kolejkami do rozegrania w ciągu 6 tygodni.
Nie wiem, czy drużyny będą przygotowane, ale z nauką w dłoni można to perfekcyjnie zaplanować, a tym bardziej mając do dyspozycji 5 zmian w meczu. Przy odpowiedniej wiedzy drużyna może zaprezentować perfekcyjną dyspozycję w takim okresie na podstawie rotacji i dodatkowego przygotowania indywidualnego każdego z piłkarzy. Spokojnie można przejść przez ten czas w odpowiedniej dyspozycji, ale pojawią się też spadki formy czy kontuzje. Interesujące będzie obserwowanie, kto odpowiednio się przygotował. Ja utrzymuję, że bez problemu można uniknąć kontuzji i utrzymać formę w takim okresie, chociaż to nic łatwego. Dla wielu ekip będzie to ogromne wyzwanie.

Jeśli taka sytuacja czekałaby na pańską drużynę, co by pan jej zaproponował?
To byłoby interesujące, cieszyłbym się tym [śmiech]. Należy zoptymalizować obciążenia i regenerację. Stworzyłbym plan na miarę tych dotyczących przygotowań do finałów Ligi Mistrzów z Realem Madryt, gdy mieliśmy dwa wolne tygodnie przed meczem. W takim okresie zmienia się cały system. Trzeba być jednak ostrożnym, bo możesz przesadzić albo równie dobrze zrobić za mało. Należy odpowiednio kontrolować treningi zmienników. To jest podstawa, chociaż nie robi się tego w modelu tradycyjnym, gdzie wszyscy dostosowują się do pierwszego składu. To znaczy, że w dniu meczu nic nie robią, a kolejnego odpoczywają. W ciągu tygodnia nie trenują nawet przez cztery dni. Przez to tracą formę i gdy dostają szansę, nie mogą pokazać odpowiedniej postawy. W moim modelu rezerwowy pracuje, gdy nie gra. Wtedy otrzymuje dodatkowe obciążenie i dostosowuje pracę regeneracyjną. To podstawa. Piłkarz musi przygotowywać się indywidualnie. Ten czas byłby pięknym wyzwaniem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!