Van der Vaart: Wygraliśmy 6:0, zaliczyłem hat-tricka, a Cristiano był wściekły
Peter Crouch regularnie publikuje różne swoje teksty na łamach Daily Mail. Tym razem były napastnik Tottenhamu i Liverpoolu zaprosił do rozmowy Rafaela van der Vaarta, który w latach 2008–2010 grał w Realu Madryt. Holender poruszył kilka tematów związanych z jego grą w Madrycie.
Fot. Getty Images
Słuchaj, twoja jedenastka piłkarzy, z którymi grałeś… Van der Sar, Sergio Ramos, Ledley King, Cristian Chivu, Marcelo, Guti, Luka Modrić, Arjen Robben, Gareth Bale, Cristiano Ronaldo i… ja. Jestem przed Zlatanem Ibrahimoviciem. Czytelnicy chcą wiedzieć dlaczego. Ja oczywiście rozumiem, ale nie jestem pewny, co z innymi.
(śmiech) Dlaczego? To proste. Lubię zabawnych gości. Musiałem wybrać jednego, więc wybrałem ciebie. A tak poważnie, pamiętasz nasz pierwszy trening? Jesteś taki wysoki, ale ludzie nigdy nie doceniali tego, jak dobrze radziłeś sobie z piłką. Zaskoczyłeś mnie podczas tych pierwszych zajęć. Od razu znaleźliśmy połączenie. Przy moich pierwszych sześciu golach prawie przy wszystkich asystowałeś. W końcu się zwróciłeś: „Jest jakaś szansa, że to ty mi podasz przy moim golu?”. Graliśmy kiedyś u siebie z Evertonem, ty uderzyłeś głową, piłka turlała się po linii i pomyślałem: „Ach, po prostu ją wbiję!”.
Pamiętam, dzięki. Od razu nam pyknęło. Będąc szczerym, niekiedy sprawiałeś, że wyglądałem dobrze. Czasem piłka mi spadała, ale ty tam byłeś, rozumiałeś sytuację. Grałem z wieloma napastnikami, ale z nikim nie miałem lepszej nici porozumienia niż z tobą.
Kiedy jest długie podanie, czasem musisz zgadywać. Ale z tobą po prostu na siebie patrzyliśmy i wiedzieliśmy, co potem się wydarzy. Ty idziesz tam, ja przesuwam się tu, piłka idzie do mnie – bum. Strzeliliśmy razem parę świetnych bramek. Poza boiskiem jesteś fantastyczny. Cieszyłeś się każdą chwilą swojej kariery i ja byłem taki sam. Teraz patrzę na różne rzeczy i widzę tak poważnych ludzi. Nie możesz się śmiać, nie możesz zażartować. Myślę, że nasza generacja dobrze się bawiła. Ty twardo stąpasz po ziemi. Nawet gdy nie strzelasz, jesteś szczęśliwy, bez względu na to, kto strzela. Jestem taki sam. Dla mnie ważne było to, żebyśmy wygrywali, ale nieistotne, kto strzelał gole. To było tak dobre uczucie. Wielu strzelców jest bardzo samolubnych. Grałem z Cristiano Ronaldo. Wygraliśmy u siebie 6:0 ze Sportingiem Gijón*, strzeliłem hat-tricka, ale on nie strzelił. Był w szatni wściekły! Normalnie, na jego miejscu ja czy ty po prostu pilibyśmy piwo.
Dlatego mieliśmy to połączenie! Ale czekaj, mieliśmy paru obrażalskich, prawda? Roman Pawluczenko czy Jermain Defoe nie byli, powiedzmy, najbardziej wyrozumiali! Jak wspominasz transfer do Tottenhamu po Mistrzostwach Świata w 2010 roku?
To był jeden z najlepszych, ale też najtrudniejszych okresów. Jako reprezentacja byliśmy tak blisko zapisania się w historii. Przegraliśmy z lepszym zespołem, nie ma wątpliwości. Mieliśmy jednak swoje szanse, by wygrać to spotkanie. Mieliśmy niesamowity zespół. Każdy w Holandii liczył na to, że to w końcu będzie nasz czas. Gdy wróciłem do Realu Madryt, przyszedł José Mourinho. Powiedział mi: „Rafa, jeśli jakiś klub się po ciebie zgłosi, możesz odejść”. Ostatniego dnia okienka transferowego byłem na zgrupowaniu reprezentacji. Ostateczny termin był do 18:00. O 17:30 zadzwonił mój agent i powiedział: „Tottenham chce cię wypożyczyć”. Odpowiedziałem: „Nie, żadnego wypożyczenia. Albo idę gdzieś na stałe, albo zostaję w Madrycie”. Dwadzieścia minut później odebrałem kolejny telefon. Sprawa była załatwiona. Zostałem tydzień z reprezentacją, a później poleciałem do Londynu. Miałem kilka treningów, a dwa dni później grałem w pierwszym składzie na wyjeździe z West Bromem.
Trudno było opuścić Real Madryt?
To było moje największe marzenie. Każdy chłopiec chce grać w Realu Madryt. Jestem w połowie Hiszpanem, moja mama pochodzi z Hiszpanii. Gdy już tam docierasz, czujesz, jak wielki jest ten klub. Pamiętasz, gdy graliśmy tam w ćwierćfinale Ligi Mistrzów (Real wygrał 4:0, a Crouch wyleciał z boiska w 15. minucie – dop. red.)? Ale to ciężki biznes. Nawet Ronaldo, nawet Raúl, jak nie strzelasz gola w dwóch meczach, chcą cię sprzedać! Życie nie jest łatwe, ale to było świetne doświadczenie.
Miałeś być brakującym elementem puzzli w Tottenhamie. Pamiętam, że byłem kontuzjowany i przyszedłem obejrzeć trening. Menedżer, Harry Redknapp, podszedł do mnie, grałeś z Luką Modriciem i Garethem Bale'em. Harry odwrócił się do mnie: „Możesz spojrzeć na tych piłkarzy? Zobacz, co oni robią!”.
Wiesz, to był najlepszy zespół, w jakim kiedykolwiek grałem. Lubię ofensywny futbol i to było perfekcyjne. Spójrz, grałem w Realu Madryt. Mieli fantastycznych piłkarzy, ale nie wypalili jako zespół. W Spurs czułem się jak w rodzinie. Od pierwszego dnia czułem się jakbym był z braćmi. Świetni zawodnicy, technika, szybkość, dobra obrona. Mieliśmy wszystko. Dlatego grałem tak dobrze. To mnie inspirowało. Premier League jest najmocniejsza na świecie, ale w 90 procentach meczów byliśmy lepszym zespołem. Zawsze mieliśmy piłkę. Szkoda, że niczego nie wygraliśmy. Zasłużyliśmy na to.
* – Van der Vaart ma prawdopodobnie na myśli spotkanie z sezonu 2008/09, w którym Real Madryt wygrał 7:1 ze Sportingiem Gijón (a nie 6:0), a Holender faktycznie strzelił trzy gole. Cristiano Ronaldo nie było wówczas w szatni Realu Madryt, bo… był piłkarzem Manchesteru United. Holender prawdopodobnie pomieszał różne sytuacje i połączył je w jedną, niezgodną z rzeczywistością, historię.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze