Madryckie szczęście Marcelo
Marcelo przybył do Madrytu z Rio de Janeiro, po czym podpisał papiery bez ich czytania. Spojrzał jedynie, czy umowa została sporządzona na klubowym papierze. 18-letni Brazylijczyk udał się w pogoń za marzeniami chłodnej zimy 2007 roku.
Fot. Getty Images
Kiedy przechodził do Realu miał lat 18, w tym miesiącu skończy 32. Lewy obrońca nie ma jednak wątpliwości co do swojej przyszłości: chce pozostać w stolicy Hiszpanii. Taka jest jego wola, choć jednocześnie zaznacza, że przez cały czas trwania kontraktu (obowiązuje on do 2022 roku) wywalczonego dzięki wielu poświęceniom musi zachowywać szacunek do klubu. Jeśli umowę wypełni do końca, będzie miał 34 lata.
Nikt nie ma żadnych wątpliwości odnośnie do zaangażowania Marcelo, nawet po rozegraniu w białej koszulce 14 sezonów. Nigdy nie tracił czujności i za każdym razem podejmował walkę ze sprowadzanymi przez klub na jego pozycję zawodnikami (Coentrão, Theo...). Odrzucał też przed laty wielomilionowe oferty z Anglii, gdzie kuszono go o wiele większymi pieniędzmi niż w Realu. Jego życie jest jednak w Hiszpanii, a zarobki nie są najważniejsze. Marcelo mógłby poszukać sobie pracodawcy, który zapewni mu ostatni tłusty kontrakt, ale tego nie chce.
„Nie chcę odchodzić z Realu Madryt. Tutaj czuję się dobrze i przeżyłem wspaniałą historię”, mówił niedawno Brazylijczyk w transmisji na żywo na Instagramie Fabio Cannavaro. Jego postanowienie jest twarde i jasne. Przez 14 lat udowadniał, że potrafi być regularny pod względem pracy i zaangażowania. Od momentu transferu tylko za kadencji jednego trenera miał twarde lądowanie. Fabio Capello starał się ograniczać jego zapędy ofensywne i zwracał większą uwagę na niezaniedbywanie obowiązków w obronie. W wieku 18 lat musiał stawiać czoła ciągłym porównaniom do Roberto Carlosa. Musiało to być wyjątkowo trudne dla tak młodego piłkarza, ponieważ zestawiano go z kimś, kto rozegrał dla Realu Madryt 527 meczów.
Był lepszy czy gorszy? Wówczas mało kto postawiłby na Marcelo. Przechodził przez gorsze chwile aż do momentu przyjścia Juande Ramosa. Hiszpański szkoleniowiec pozwolił mu grać z większą swobodą i widział w nim bocznego obrońcę regularnie podłączającego się do ataku. Umiał się zaczepić do akcji, nadać jej głębi, dryblować, wejść w pole karne i wykończyć. Tamten punkt zwrotny pozwolił zobaczyć w Marcelo niezwykle zdolnego zawodnika, umiejącego robić w meczach różnicę.
W ciągu poprzednich lat żaden z nabytków nie potrafił zmienić stanu rzeczy na lewej obronie. Jedynie Sergio Reguilón w zeszłym sezonie potrafił zakwestionować pozycję Brazylijczyka. Marcelo potraktował sprawę poważnie. Nie mógł pozwolić sobie na choćby jeden gorszy dzień, mając świadomość, że klub promuje politykę nabywania młodych piłkarzy. W kadrze znajduje się wielu doświadczonych członków, którzy dali klubowi niezwykle dużo. Naturalną koleją rzeczy jednak jest to, że na ich miejsce przyjdzie w końcu ktoś młodszy.
Dlatego też zeszłego lata Marcelo postanowił zawalczyć o swoje. Więcej treningu, więcej dyscypliny, odpowiednia dieta i zaangażowanie. Na ten moment w lepszym położeniu wydaje się jednak znajdować sprowadzony za 50 milionów euro Ferland Mendy. Trzeba też z jednak zauważyć, że Marcelo przez te wszystkie miesiące, gdy przychodziło mu siadać na ławce, w żaden sposób nie starał się okazywać niezadowolenia. Żadnych min czy gestów. Przede wszystkim poczucie drużynowej odpowiedzialności. Obrońca widzi w tym coś w rodzaju biegu na długi dystans, w którym zachował jeszcze spore pokłady energii.
Znaków zapytania mimo wszystko nie może brakować. Ostatni mecz przed zawieszeniem rozgrywek Marcelo skończył z kontuzją mięśniową. Poczuł ukłucie w mięśniu dwugłowym uda i poprosił o zmianę. To był jego trzeci uraz w tym sezonie. Czy wciąż zobaczymy jeszcze najlepszą wersję Marcelo? Czy klub powinien postawić na Reguilóna i Achrafa? Drugi kapitan w bezpośredni i niebezpośredni sposób cały czas stara się przekazać, że jego czas nie minął. Sądzi, że z takim stażem w klubie ma prawo do podejmowania decyzji. Dla Realu Madryt zagrał już w ponad 500 meczach. Wszystko rozbija się już o kwestie uczucia i wierności.
Marcelo to nie Neymar. Skąd to porównanie? Ponieważ pierwszy z wymienionych po zdobyciu wszystkiego postanowił porozmawiać z Florentino i przekazać mu, że priorytetem jego i jego rodziny jest pozostanie w Madrycie. Nie szukał większej ilości pieniędzy. Zapewnił jedynie prezesa, że jego nadzieja i duch walki są w nienaruszonym stanie. Nie chce słuchać ofert z innych krajów. Neymar natomiast cały czas w mniej lub bardziej otwarty sposób żałuje odejścia z Barcelony do PSG i wciąż liczy na to, że Bartomeu umożliwi mu powrót. Atakujący odszedł przedwcześnie, bez zwracania uwagi na to, że jego szczęściem mogła być długa kariera w stolicy Katalonii. O tym, gdzie jest jego szczęście, wiedział Marcelo. I nie zamierza z tego szczęścia rezygnować.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze