Advertisement
Menu
/ FourFourTwo

Najlepsza drużyna, która nigdy nie wygrała Pucharu Europy – część II

W trudnym okresie, kiedy Real Madryt miał problemy z wygraniem jakiegokolwiek trofeum, ze szkółki wyszło pięciu niezwykle utalentowanych młodzieńców, którzy razem przynieśli Królewskim w ciągu dekady aż 16 najważniejszych tytułów, tworząc legendarną La Quinta del Buitre. W poniższym reportażu prezentujemy ich historię na bazie opowieści Julio Iglesiasa. Oto część druga.

Foto: Najlepsza drużyna, która nigdy nie wygrała Pucharu Europy – część II
Fot. Getty Images

♦ Pierwsza część historii o Quinta del Buitre ♦

Iglesias miał już temat dla swojego artykułu. Miał też tytuł: „Quinta del Buitre”. Musiał być jednak pewien zgrzyt. „Dodałem nazwisko Amancio, bo mój wydawca stwierdził, że byłoby to zbyt wielkim ekscesem, by całą stronę zadedykować jakimś gołowąsom”, opowiada dziennikarz. Wspomniany Amancio był trenerem Castilli oraz byłym kolegą z zespołu ojca młodego Sanchísa. Tak więc Amancio y La Quinta del Buitre pojawiła się w hiszpańskiej prasie 14 listopada 1983 roku. W erze przed mediami społecznościowymi i szybką komunikacją żaden artykuł nie wywołał takiego szumu, takiego zainteresowania.

Dwa tygodnie później aż 63 tysiące widzów pojawiły się na meczu Castilli z rezerwami Athleticu Bilbao. Gospodarze wygrali 4:1 w tak zachwycającym i ekscytującym stylu, że Di Stéfano nie mógł już dłużej ignorować Piątki Sępa. Sanchís i Vázquez zadebiutowali tydzień później, wygrywając 1:0 w Murcji, a Pardeza 31 grudnia przeciwko Espanyolowi. Najbardziej pamiętnym debiutem jednakże był ten Butragueño. Wczesnym lutym 1984 roku Królewscy przegrywali 0:2 z ekipą Cádiz i z każdą minutą zbliżali się do żenującej wręcz porażki. „Dzieciaku, grzej się”, powiedział do 18-letniego Emilio Alfredo di Stéfano. W ciągu pół godziny Butragueño strzelił dwa gole, a drugi z nich padł po fantastycznej akcji, gdzie Hiszpan minął trzech zawodników i wpakował piłkę do siatki z bardzo ostrego kąta. W samej końcówce niemalże do końca rozegrał całą akcję, która przyniosła Realowi Madryt zwycięskie trafienie.

Jednakże sam zainteresowany dużo lepiej wspomina jego debiut w podstawowym składzie, który nastąpił tydzień później na Santiago Bernabéu przeciwko Realowi Saragossa, gdzie Królewscy wygrali tylko 1:0. „To był jeden z najbardziej niesamowitych dni w moim życiu. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, było spojrzenie w górę, w stronę miejsca, gdzie zwykle siadaliśmy z ojcem. Siedziała tam moja mama, a ona nigdy nie chodziła na mecze. Urodziłem się i dorastałem w Madrycie. Kolekcjonowałem zdjęcia piłkarzy. Wtedy do mnie dotarło, że od obserwowania przeszedłem drogę do bycia obserwowanym”, opowiada Emilio. Butragueño i spółka pozwolili na nowo kibicom Królewskich w coś uwierzyć w czasach, kiedy ich ukochany klub miał problemy z dotrzymaniem kroku Barcelonie oraz Athleticowi.

„Mieliśmy styl, byliśmy pełni kreatywności i nie baliśmy się tego pokazywać. Mogliśmy pokazywać coś nowego. Liczyliśmy się w drużynie. Pytano nas o opinię. Piłkarze stawali się ważnymi postaciami w społeczeństwie. Nadchodziło morze zmian i odczuwaliśmy to w naszym wizerunku. Byliśmy swego rodzaju innowatorami”, stwierdza po latach Míchel. Można było mieć wrażenie, że Piątka Sępa była niczym Movida Madrileña, czyli pewien okres w społecznej historii stolicy Hiszpanii, gdy największymi głosami pokolenia byli Pedro Almodóvar, reżyser, oraz Alaska, piosenkarka. La Movida była ruchem, kiedy społeczeństwo buntowało się i eksponowane były takie rzeczy, jak otwartość seksualna, narkotyki czy kontrowersyjne filmy. Była to reakcja jakby „budzenia się” po dyktaturze Franco.

Zazwyczaj takie ruchy budzą, głównie początkowo, spory sprzeciw, często również wyparcie. Z La Quintą było zupełnie inaczej. Przynosiła niemalże same pozytywne emocje, ekscytację, a ludzie odliczali dni do kolejnego meczu ulubieńców w białych koszulkach. Należeli do budzącej się demokracji, a nie, jak futbol wcześniej, byli narzędziem faszystowskiej walki o kontrolę. Míchel, największa „supergwiazda” z całej Piątki, potrafił spędzać godziny w swojej podmadryckiej miejscowości, Las Rozas, tylko rozdając autografy. „La Quinta istniała w dokładnie taki sam sposób, w jaki istniała La Movida”, powiedział były trener i piłkarz Królewskich, Jorge Valdano.

W maju 1984 roku Amancio, po poprowadzeniu Castilli do mistrzostwa w Segunda, zastąpił Di Stéfano na stanowisku trenera Realu Madryt. Argentyńczykowi coraz częściej opierali się ci bardziej biznesowi włodarze klubu. Wskazywali go jako człowieka starej daty, zbyt wyprostowanego i prostolinijnego, jako produkt Francismo, który dodatkowo miał problemy z wprowadzeniem do klubu młodszej generacji. Míchel wreszcie trafił do pierwszej drużyny i miał w niej zostać aż do 1996 roku. Wniósł do niej ogromną klasę. Dostosował się do grania głębiej, dostarczając do grających wyżej Butragueño i Santillany piłki, które tamci zamieniali w pociski. Vázquez grał jako numer 10, a Sanchís dowodził defensywą z pozycji środkowego obrońcy. Tylko Pardeza miał problemy z odnalezieniem regularności i wrócił do Castilli.

Pomimo że Los Blancos skończyli sezon 1984/85 aż 17 punktów za Barceloną, to był to jednocześnie sezon, który naznaczył ich mentalność. Ustanowili legendę tak silną, że po dziś dzień istnieje ona wyraźnie nie tylko w duszy każdego piłkarza, ale także każdego kibica tej drużyny. Remontada. Królewscy wywalczyli awans po porażce 1:3 z Rijeką, kiedy w listopadzie 1984 roku przegrali 0:3 z Anderlechtem w pierwszym meczu trzeciej rundy eliminacyjnej Pucharu UEFA. Wyraźny był brak zrozumienia między poszczególnymi generacjami piłkarzy w zespole. To nie mogło jednak wyhamować magii, jaką wniosła La Quinta i w rewanżu na Bernabéu Królewscy wygrali 6:1, z hattrickiem Butragueño i dubletem Valdano.

„Moimi najlepszymi momentami były zdecydowanie te europejskie wieczory na Bernabéu. Magiczne, niezapomniane chwile. Pierwsza z naszych remontad, ta z Anderlechtem, siedzi we mnie najgłębiej. To był też punkt zwrotny dla mojej kariery, to wtedy zostałem prawdziwym graczem pierwszej jedenastki”, opowiada po latach Butragueño. Podopieczni Amancio powtórzyli tę historię przeciwko Interowi w półfinałach, po tym, jak w poprzedniej rundzie awansowali dzięki jedynej bramce w dwumeczu z Tottenhamem. Los Blancos przegrali na San Siro 0:2, by w rewanżu odwrócić bieg historii i dzięki dwóm trafieniom Santillany i jednym Míchela, który zawsze pojawiał się przy takich wielkich okazjach. Finał przeciwko węgierskiemu Videotonowi był tylko formalnością.

W sezonie 1985/86 Królewscy zostali pierwszą drużyną w historii, która obroniła Puchar UEFA. Remontady przeciwko AEK-owi Ateny (porażka 0:1 w pierwszym meczu), Borussii Mönchengladbach (5:1 w pierwszym meczu, ale odwrócone w Hiszpanii dzięki bramce na wyjeździe) i ponownie Interowi w półfinale (3:1 na San Siro i 5:1 po dogrywce w Madrycie). Tak jak i przed rokiem, finał, tym razem przeciwko FC Köln, był formalnością. La Remontada stała się samospełniającą się przepowiednią. Niezależnie od tego, czy było to prawdą, czy też nie, La Quinta zawsze strzelała gole w końcówkach, w dramatycznych okolicznościach, odrabiając straty z pierwszego meczu. Przeciwnicy zawsze drżeli w głębi dusz, wręcz oczekując tego po zawodnikach w białych koszulkach.

Aby jednak uniknąć powtarzających się początkowych problemów, Real Madryt poszedł na zakupy. La Quinta dostała solidną bazę, ale artyści potrzebowali artysty, aby dobrze współpracować. W osobie Hugo Sáncheza dostali właśnie takiego artystę. Meksykański napastnik był niczym prawdziwy żywioł. Arcynapastnik, który już wtedy był najnowszym posiadaczem nagrody Pichichi dla najlepszego strzelca, choć jeszcze w barwach Atlético. W następnych pięciu sezonach miał jednak powtórzyć to osiągnięcie aż czterokrotnie. Za Sánchezem przyszli Rafael Gordillo, pomocnik Realu Betis o żelaznych płucach oraz Antonio Maceda, obrońca ze Sportingu Gijón. Meksykanin, który od razu dostrzegł jak wielką estymą darzy Piątkę Sępa prezes, Ramón Mendóza, nazwał siebie i dwójkę pozostałych letnich transferów La Quinta de los Machos. Kontekstu chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć.

Sánchez i Míchel nieszczególnie za sobą przepadali. Pierwszemu nie podobał się status nietykalnego, jakim cieszył się w Madrycie ten drugi, który był związany z tym, że urodził się on i wychował na ulicach stolicy Hiszpanii. Drugiemu z kolei nie podobał się typowo meksykański sposób, w jaki Hugo rozmawiał z mediami. „Ja odpowiadam na boisku”, zwykł odpowiadać na pytania dziennikarzy z tym związane. Zawsze zresztą to robił. Zresztą, ponieważ Míchel asystował Sánchezowi przy niemalże piątej części z jego 208 goli w białej koszulce, Meksykanin sam musiał przyznać klasę swojego kolegi. „On jest najlepszym zawodnikiem na świecie na swojej pozycji”, powiedział pewnego razu napastnik.

Pod batutą powracającego Luisa Molownego, który na początku dekady odkrył talent Emilio Butragueño, Real Madryt w sezonie 1985/86 zdobył swój pierwszy od sześciu lat mistrzowski tytuł. Był to pierwszy z pięciu z rzędu, które mieli zdobyć. El Buitre, Míchel i Sanchís byli podstawowymi elementami pierwszej jedenastki, a Vázquez był bardzo wartościowym zawodnikiem drużyny, który również bardzo często odciskał swoje piętno. Jedynie Pardeza wciąż miał problemy z czasem, który spędzał na boisku. Odegrał ważniejszą rolę w sezonie 1986/87, otrzymując nawet powołanie do reprezentacji Hiszpanii, ale z grającymi z przodu Sánchezem i Butragueño, swoim serdecznym przyjacielem, musiał odejść. „Nie mogę walczyć z legendą”, powiedział enigmatycznie Pardeza, odchodząc latem 1987 roku, w wieku 22 lat, do Realu Saragossa, gdzie miał wygrać jeszcze dwukrotnie Puchar Króla. Rozegrał wtedy tylko 34 mecze od pierwszej minuty w białej koszulce.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!