Dlaczego Real Madryt nie musi obniżać pensji?

Królewscy wypuszczają do mediów informacje, że nie będą musieli stosować ERTE (Expediente de Regulación Temporal de Empleo – postępowanie czasowej regulacji zatrudnienia), czyli wysyłać pracowników na tymczasowe „bezrobocie”. Wszystko przy założeniu, że rozgrywki z tego sezonu zostaną dokończone.

AS analizuje, że to wszystko dzięki polityce finansowej, jaką klub prowadził w tej dekadzie. W ostatnich 10 latach, od 2009 roku i powrotu Florentino Péreza na fotel prezesa, osiągnięto skumulowany zysk netto w wysokości 324 milionów euro. Rok po roku sprawozdania finansowe pokazywały zielony plusik.

Rezerwy Królewskich są spore, a wspomniane wyniki finansowe imponujące, ale trzeba przy tym pamiętać, że wobec tego, że w hiszpańskim prawie widnieje on jako klub sportowy, a nie spółka akcyjna (w skrócie jego właścicielami są socios, podobnie jak w Barcelonie, Athletiku i Osasunie), to zarząd odpowiada wspólnie za pokrycie jakichkolwiek strat, jakie zostaną wykazane na koniec okresu rozliczeniowego. Tak mówi Prawo Sportu w Hiszpanii i to właśnie między innymi pcha wspomniane organizacje do wypracowywania nawet najmniejszego zysku na koniec sezonu. Z drugiej strony, teraz także właśnie to wymusza na prezesie Josepie Marii Bartomeu ostre cięcia płacowe w Barcelonie.

Real Madryt skupiał się jednak w tej dekadzie mocniej na czymś innym, co teraz pozwala mu podchodzić do kryzysu spokojniej. Europejskie Stowarzyszenie Klubów nazywa to ratio efektywności. Jego wynikiem jest procent uzyskiwany poprzez zestawienie całkowitych pensji wypłacanych wszystkim pracownikom klubu (w Realu Madryt ponad 800 osobom) do wszystkich przychodów. ECA doradza, by ten wskaźnik nie przekraczał 70%. W Realu Madryt w rozgrywkach 2018/19, które są ostatnimi oficjalnie podliczonymi przez audytorów, wyniósł on 52%, co jest wynikiem wręcz spektakularnym.

Całkowite wydatki na pensje w klubie wyniosły 394 miliony euro przy 757 milionach euro przychodu. W tych 394 milionach euro 283 miliony to płace dla zawodników i trenerów pierwszej drużyny piłkarskiej. To ratio jest powodem, dzięki któremu Real Madryt nie odczuje aż w taki sposób pierwszej fali kryzysu wywołanego przez koronawirusa, przynajmniej w przypadku dokończenia rozgrywek.

W Barcelonie to ratio w sezonie 2018/19 wyniosło 65%. 542 miliony euro wydano na pensje wszystkich pracowników przy przychodach w wysokości 836 milionów euro (Blaugrana w oficjalnych sprawozdaniach dodaje przychody z transferów i dlatego informowała 990 milionach euro, ale ten sposób liczenia nie jest stosowany przez audytorów ani działaczy sportowych). Jeśli chodzi o pierwszą drużynę piłkarzy, kosztowała ona Katalończyków 427 milionów euro.

W Madrycie najwięcej zarabiają Bale i Ramos. AS pisze o 14,5 miliona euro netto za sezon, ale większość źródeł w Hiszpanii wskazuje na 12 milionów euro rocznie. W Barcelonie znacząco więcej dostają Leo Messi, Luis Suárez i Antoine Griezmann, przy czym Argentyńczyk z tytułu samej podstawowej pensji ma inkasować 39 milionów euro netto rocznie.

W Europie już informuje się o cięciach także w największych klubach. Obniżkę zaproponowali gracze Bayernu, a redukcję wynagrodzeń zapowiedział także Nasser Al-Khelaïfi, prezes Paris Saint-Germain. Dzisiaj zastosowanie ERTE ogłosiło z kolei Atlético. Real Madryt przynajmniej na razie trzyma się mocno w czasie tego kryzysu.