Trzecia porażka z rzędu
W 18. kolejce Ligi Endesa doszło do niespodzianki. Niepokonany do tej pory przed własną publicznością Real Madryt musiał uznać wyższość dobrze dysponowanej tego dnia Baskonii. Królewscy rozegrali bardzo nierówny mecz, co rywale bezlitośnie wykorzystali.
Fot. własne
Zakończył się prawdopodobnie najgorszy tydzień w tym sezonie dla koszykarzy Realu Madryt. Trzy mecze i trzy porażki, chociaż trzeba dodać, że rywale byli z najwyższej półki. Dzisiaj Królewscy podejmowali znajdującą się w kryzysie Baskonię i po pierwszej kwarcie można było odnieść wrażenie, że to będzie łatwy mecz. Stało się inaczej, ponieważ w drugiej kwarcie drużyna nagle się zatrzymała i roztrwoniła wszystko, co wypracowała sobie wcześniej. To pierwsza porażka przed własną publicznością w tym sezonie, a teraz czas na starcie na szczycie Euroligi z Efesem…
Real Madryt bardzo dobrze rozpoczął mecz i zaprezentował się znakomicie w pierwszej kwarcie. Królewscy od początku wyszli na prowadzenie i wykorzystywali nieporadną grę Baskonii. Madrytczycy seryjnie trafiali za trzy punkty i na tej podstawie budowali przewagę, która wydawała się bezpieczna. W zespole Basków jedynym graczem starającym się dotrzymać kroku Blancos był Henry. Jednak on sam nie był w stanie walczyć z całą drużyną gospodarzy i po pierwszej kwarcie było 32:18.
Po krótkiej przerwie oba zespoły wróciły na parkiet i… ich gra się zupełnie zmieniła. Nagle Real Madryt wpadł w ogromną niemoc strzelecką, a prowadzeni przez Henry’ego Baskowie rozpoczęli pościg. Rozpoczęli drugą kwartę od serii 11:0. Kilka minut później zdołali dogonić Real Madryt i wyjść na prowadzenie. Podopieczni Pabla Laso nie potrafili odzyskać skuteczności z pierwszych dziesięciu minut i ich dorobek punktowy w drugiej części spotkania był wręcz wstydliwy. W połowie spotkania to Baskonia prowadziła 39:38.
Po zmianie stron znów do ataku ruszyła Baskonia, zdobywając pięć oczek. Jednak goście stracili Henry’ego, który doznał kontuzji (nie okazała się ona groźna i Amerykanin zdołał później wrócić na parkiet), a na początku trzeciej kwarty miał już w dorobku 21 punktów. Real Madryt to wykorzystał i odzyskał prowadzenie po celnej „trójce” Llulla. Taki stan nie utrzymał się zbyt długo i chwilę później Baskowie mieli 7 punktów więcej na koncie. Trochę udało się zredukować tę stratę, ale i tak Baskowie wygrali tę kwartę i prowadzili 63:60.
W ostatniej części przyszła poprawa. Campazzo prezentował wysoką skuteczność rzutów z dystansu, a Baskonia zaczęła się gubić i popełniać błędy. Do tego Henry popełni cztery faule i musiał grać ostrożniej. Królewscy prowadzili już 78:70 i wydawało się, że wszystko znajduje się na właściwej drodze. Niestety, niesamowity tego dnia Henry pomógł Baskonii zbliżyć się na jeden punkt, a następnie Polonara wyprowadził gości na prowadzenie. Madrytczycy się nie poddawali i w końcówce zdołali doprowadzić do remisu (91:91). Baskowie jednak nie dali się ponieść emocjom i znów zyskali przewagę. Blancos starali się walczyć, najpierw Llull trafił za trzy punkty, a w ostatniej akcji jego próba zza połowy okazała się nieskuteczna i podopieczni Pabla Laso przegrali trzeci mecz z rzędu.
94 – Real Madryt (32+6+22+34): Campazzo (27), Deck (13), Garuba (6), Tavares (4), Llull (23), Causeur (10), Laprovíttola (0), Reyes (8), Thompkins (3), Taylor (0).
95 – KIROLBET Baskonia (18+21+24+32): Henry (26), Janning (9), Szengelia (16), Shields (9), Eric (0), Fall (16), Stauskas (7), Polonara (12).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze