Advertisement
Menu

O czasie i Bordalásie

Nastawanie nowego roku to zjawisko fascynujące lub co najmniej zastanawiające. Ta zmiana cyferek czy też pojedynczej cyferki w liczbie wskazującej lata od wielu wieków w magiczny sposób skłania nas do narzucania sobie postanowień, wyznaczania kolejnych celów czy też obiecywania sobie szeroko pojętych zmian na lepsze (bo nawet jeśli było dobrze, to zawsze może być lepiej!).

Foto: O czasie i Bordalásie
Fot. Getty Images

A przecież tak naprawdę dzień, w którym nadchodzi nowy rok z praktycznego punktu widzenia nie różni się w zasadzie niczym szczególnym od, dajmy na to, dnia przed i dnia po. Ani na nasze ciała i umysły nie zaczyna nagle oddziałowywać jakaś inna kosmiczna siła, ani księżyc nie świeci jaśniej, ani też nagle ceny wszystkiego nie idą w dół (choć akurat w górę już jak najbardziej). Nawet Krzysztof Ibisz wygląda cały czas tak samo. Planeta Ziemia zaś między 31 grudnia i następnym 31 grudnia zalicza taki sam obrót jak między 15 czerwca i następnym 15 czerwca. 

Jednym słowem – chodzi po prostu o kwestię umownej daty. Sztucznej granicy, której przekroczenie ma nas w jakiś sposób napędzać do działania i chęci dalszego rozwoju. Granicy, która jednak dla komfortu psychicznego człowieka wydaje się mimo wszystko potrzebna. I której umiejscowienie na osi czasu akurat w futbolu ma nieco głębszy sens. 

Tak się bowiem składa, że nawet jeśli naturalna granica przemijania w piłce przypada na start każdego sezonu, to ta umowna data zmiany cyferki po stronie lat zazwyczaj dzieli ten sezon na mniej więcej dwie równe części. Już z czysto praktycznego punktu widzenia stanowi ona idealny moment do szerszej analizy tego, co się udało, co się nie udało, co przez te pół sezonu było lepsze/gorsze niż w decydjących fazach sezonu poprzedniego, co jeszcze się koniec końców udać może i – najważniejsze – co w tym kierunku należy zrobić. W skrócie, nastanie nowego roku można chyba porównać w najprostszy sposób do wejścia na murawę po przerwie. 

O tym, jaki był miniony rok pisać już nie ma potrzeby. Wszystko lub prawie wszystko powiedziane zostało w tym miejscu. Jeśli nie chce wam się czytać – były momenty, ale w większości nie takie, jakie chciałoby się z rozrzewnieniem wspominać. Dziś nadszedł już jednak moment, by wyniki wszelkiej maści analiz przełożyć na boiskowe poczynania. O godzinie 16:00 w pierwszym tegorocznym spotkaniu przyjdzie nam bowiem zmierzyć się z Getafe. 

Z Getafe, o którym jeszcze do niedawna krążyły dowcipy i które w Madrycie kojarzono głównie z tym, że ktoś z Realu jest tam pewnie akurat na wypożyczeniu. Obecnie klub z przedmieść stolicy Hiszpanii przeżywa jednak swoje najlepsze chwile od momentu, gdy w 2008 roku dopiero Luca Toni w ostatniej minucie dogrywki pozbawił Getafe awansu do półfinału Pucharu UEFA. 

Los Azulones są koronnym przykładem na to, że nieraz niepowodzenie może stanowić najlepszy bodziec do tego, by pójść po rozum do głowy. Przed spadkiem w sezonie 2015/16 Getafe przez wielu uważane było za najbardziej irytujący klub w Hiszpanii. Byle wypożyczyć kogoś z Realu, byle sprzedać bilety na mecz, byle się utrzymać. Aż w końcu, cóż za niespodzianka, utrzymać się nie udało. Na Coliseum Alfonso Pérez działacze doszli więc do wniosku, że to już chyba czas najwyższy włączyć myślenie i przestać robić za karalucha krajowej piłki. 

Najlepszą decyzją działaczy było niewątpliwie zatrudnienie w roli szkoleniowca Pepe Bordalása, który objął zespół na początku października 2016 roku. Jak łatwo policzyć, na stanowisku utrzymuje się już od ponad trzech lat, co w tym fachu jest wynikiem naprawdę świetnym (pamięta ktoś, kto był ostatnim trenerem, który wytrzymał równie długo w polskiej ekstraklasie?). Efekty pracy Bordalása przeszły najśmielsze oczekiwania. 

Sezon 2016/17? Najpierw wyciągnięcie zespołu z kryzysu po poprzedniku (Juanie Esnáiderze), a następnie marsz z niemalże dna tabeli na dające prawo udziału w barażach 3. miejsce i w efekcie awans do Primera División. Kolejny sezon? Brak jakiegokolwiek zagrożenia spadkiem, bardzo dobra końcówka i skok na wysokie jak na beniaminka 8. miejsce. Później było jeszcze lepiej – przez długi czas walka o pierwszą czwórkę i koniec końców 5. lokata kwalifikująca Getafe do gry w Lidze Europy. Nie ma w tym wszystkim choćby krzty przypadku. Nasi rywale i w tym sezonie radzą sobie bowiem świetnie. Na ten moment zajmują 6. miejsce w tabeli, a do podium tracą zaledwie cztery oczka. W Lidze Europy zaś wyszli z grupy z Trabzonsporem, Krasnodarem i Bazyleą. W fazie pucharowej już czeka na nich... Ajax. 

Z jednej strony mierzymy się więc dziś z kimś, kto nie potrafi nas pokonać od siedmiu lat, z drugiej – za rywala mamy ekipę, której tak czy inaczej w żadnym wypadku nie można nazwać dostarczycielem punktów. To już nie te czasy, kiedy wystarczy posłać do boju drugi garnitur i zabronić przeciwnikowi korzystania z wypożyczonych graczy. Najpewniej czeka nas bowiem... zwyczajnie trudny mecz. 

Na wyjątkowo trudny zapowiada się zresztą cały styczeń. Dziś przechodzące przez świetne chwile Getafe, za chwilę wyjazd do ciepłych krajów na superpucharowy bój lub boje, następnie zaś konfrontacja z sąsiadującą z nami w tabeli Sevillą. Pod koniec miesiąca pojedziemy jeszcze do Valladolidu, a następnie trzeba już będzie myśleć o derbach Madrytu. Oj, będzie się działo. 

Dlatego też wejdźmy w ten nowy rok na pełnej, by już na samym początku dobrze nastroić się przed kolejnymi ekscytującymi wyzwaniami. Im rzetelniej podejdziemy do sprawy już teraz, tym łatwiej powinno być nam później. Zatem... do roboty!

Początek meczu o 16:00. W Polsce można obejrzeć go na CANAL+ Sport na platformie Player.pl.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!