Advertisement
Menu

Początki niewidziane

Pierwszy był mecz w fazie grupowej z Milanem. Ten, jak na złość, pamiętam najgorzej. Wiem jednak, że końcowy wynik to 3:1, a gole strzelali Guti i dwa razy Raúl.

Foto: Początki niewidziane
Fot. Getty Images

O wiele dokładniejszy obraz mam z ćwierćfinału z Manchesterem United. Do dziś świeci mi przed oczami trafienie na 1:0 Figo po centrostrzale w same widły (sam Figo mówił później, że tak własnie chciał uderzyć) oraz kolejny dublet Raúla. Dla gości do siatki trafił natomiast Ruud Van Nistelrooy. Rewanż z Czerwonymi Diabłami był z kolei chyba najpiękniejszą porażką Realu Madryt, jaką widziałem. Na Old Trafford przegraliśmy 3:4, a hattricka ustrzelił Ronaldo (dla Manchesteru bramki zdobywali znów Van Nistelrooy, dwa razy Beckham i do własnej bramki Helguera). To była ta potyczka, którą brazylijski napastnik zyskał sobie moją niesłabnącą do dziś miłość. Jego podrobioną koszulkę jeszcze z numerem 11 na plecach mam w szafie do teraz i za każdym razem kiedy się na nią natykam, widzę tę bombę zza pola karnego na 3:2. 

Potem był jeszcze rzecz jasna przegrany półfinał z Juventusem z przestrzelonym w rewanżu karnym Figo i pytaniem dręczącym mnie do teraz – czy pod koniec spotkania z policzków Zidane'a ściekał pot czy łzy? Z jednej strony byłem po odpadnięciu bardzo smutny, z drugiej – to był ten moment, w którym uświadomiłem sobie, że już nie da się tego odwrócić. Będę za Realem Madryt do końca. To były te początki z Królewskimi, które mogłem obserwować na własne oczy. Te nieliczne chwile, kiedy mogłem włączyć telewizor i jak człowiek, bez udziwnień, obejrzeć mecz Ligi Mistrzów. Wiem, że dzieliłem się tymi wspomieniami nie raz, pewnie nawet ze trzy razy. Ale tak naprawdę nie o to dziś chodzi. 

Oprócz tych nielicznych okazji, kiedy było mi dane oglądać mecze Realu Madryt w telewizji, były też bowiem te znacznie obszerniejsze początki kibicowania oparte na wyrabianiu sobie pewnego wyobrażenia. Inspirowane Bravo Sport, graniem w FIFA 2003 i próbach naśladowania swoich piłkarzy na podwórkowym boisku na podstawie tego, co dało się jakoś u nich podejrzeć. 

Człowiek miał już świadomość, że oni grają nie tylko w Lidze Mistrzów, lecz regularnie co tydzień. Problem polegał jednak na tym, że – przynajmniej ja – nie miałem dostepu do eklskulzywnych kanałów telewizyjnych, gdzie można było oglądać mecze Realu, ani tym bardziej do stałego łącza internetowego. Wyniki sprawdzałem więc w telegazecie, czekałem na wiadomości sportowe lub szedłem po 2-3 dniach do sklepu, zaglądałem na tyły magazynu „Piłka Nożna” i zerkałem na wynik oraz strzelców. Wtedy w zupełności mi to wystarczyło, i tak już wiedziałem swoje. 

Dziś jednak żałuję, że nie miałem okazji podziwiać tamtego sezonu 2002/03 w pełnej okazałości. Co prawda pewnie nie miałoby to większego wpływu na mój stopień sympatii do Królewskich, ponieważ – jak już wspomniałem – wiedziałem swoje, ale podejrzewam, że żywe, a nie przewertowane na podstawie suchych wyników wspomnienie tamtego sezonu ligowego byłoby dziś czymś przepięknym. 

To, co wyprawiało się na wówczas w Primera División, dziś wydaje się przecież absolutną abstrakcją. Licząc te wszystkie lata od tamtego sezonu, pod względem emocji chyba tylko w czasach Tamudazo rywalizacja o mistrzostwo Hiszpanii była aż tak zacięta (co nie oznacza rzecz jasna, że w ogóle nie bywała zacięta). 

* * *

Sezon 1999/00 – Real Sociedad zajmuje w lidze 13. miejsce, niemal do samego końca bijąc się o utrzymanie. 

Sezon 2000/01 – Real Sociedad zajmuje w lidze 13. miejsce, niemal do samego końca bijąc się o utrzymanie. 

Sezon 2001/02 – Real Sociedad zajmuje w lidze 13. miejsce, niemal do samego końca bijąc się o utrzymanie. 

Sezon 2002/03 – Real Sociedad zajmuje w lidze 2. miejsce, do końca walcząc o mistrzostwo Hiszpanii. W kadrze Basków znajdowali się między innymi tacy piłkarze, jak Sander Westerveld, Valeri Karpin, Darko Kovacević, Nihat Kahveci (co ciekawe Turek zakończył karierę w wieku... 32 lat, w dzisiejszych czasach zapewne doczekałby się tłustego kontraktu w Azji). Za kierownicą siedział natomiast, tak – Xabi Alonso, który dopiero rok później odejdzie do Liverpoolu. 

Najciekawszym personalnym smaczkiem była chyba jednak osoba trenera ekipy z San Sebastian. Był nim niejaki Raynald Denoueix, czyli człowiek, którego przeciętny fan futbolu spoza Kraju Basków obecnie raczej nie ma prawa zbytnio kojarzyć. Nic w tym zresztą dziwnego. Francuski szkoleniowiec przed podjęciem pracy w Hiszpanii przez 5 lat trenował Nantes (przedtem nie pełnił roli szkoleniowca nigdzie indziej), a po dwuletnim pobycie na północy Hiszpanii został zwolniony, porzucił trenerkę i słuch praktycznie o nim zaginął. Do tego stopnia, że próżno szukać z nim choćby okazjonalnych wywiadów, w których tak lubują się hiszpańskie media. 

W San Sebastian pamietają jednak o nim doskonale. Jego Real Sociedad był ostatnim do dziś klubem z regionu i generalnie ostatnim spoza grona najbogatszych ekip w Hiszpanii, który miał realne szanse na zdobycie mistrzostwa. Real Sociedad na pozycji lidera utrzymywał się na pozycji lidera od końcówki października 2002 roku i pozostawał na niej aż do początku marca. Na pierwsze miejsce zdołał wrócić nastepnie na 4 kolejki przed końcem, po tym jak Real Madryt doznał u siebie kompromitującej porażki z Mallorcą 1:5 i bezbramkowo zremisował w Huelvie. Ostatecznie Txuri-Urdin rozgrywki zakończyli z dorobkiem 76 punktów, czyli 2 oczka za Realem Madryt.  

Prym w tamtym zespole wiedli wspomniany niesamowity Xabi Alonso oraz owiany w San Sebastian legendą duet Nihat-Kovacević (kolejno 23 i 20 goli w lidze!). Trzeba tez zaznaczyć, że prawdziwą twierdzą była Anoeta, na której podopieczni Reynaldo (takim przydomkiem go ochrzczono w Hiszpanii) nie przegrali ani jednego meczu. Domowe starcie z Realem Madryt było zaś tym, które po utraconym prowadzeniu w tabeli w największym stopniu wlało w serca kibiców Basków wiarę w to, że mistrzostwo jest jeszcze w zasięgu. Gospodarze zwyciężyli 4:2, a jedna z bramek zdobył fantastycznym technicznym uderzeniem zza pola karnego oczywiście Xabi Alonso. 

Na dwie kolejki przed końcem ligi Real Sociedad udał się do Vigo. Przewaga nad Realem Madryt wynosiła wówczas jeden punkt. Równoloegle Królewscy mierzyli się na wyjeździe z Atlético. Drużyna Vicente Del Bosque nie zawiodła i pokonała rywali zza miedzy 4:0 (co to były za czasy!). Baskowie na Balaídos z bliska obserwowali z kolei, jak z rąk wymyka im się upragniony tytuł mistrzowski... Gości mogli głosno zapłakać, gospodarze powoli świętować awans do kwalifikacji Ligi Mistrzów. Swoją drogą Celta dokonała w kolejnym sezonie rzeczy niebywałej – wyszła z grupy w Champions League (odpadli w 1/8 z Arsenalem) i... spadła z ligi. 

Po ostatniej kolejce nic już się nie zmieniło. Real Madryt pokonał u siebie Athletic, a Sociedad zwyciężyło, również u siebie, z Atlético. Niedosyt oczywiście był olbrzymi, jednak tak naprawdę równie olbrzymi był sukces zespołu Reynaldo. Tacy gracze, jak Aranzabal, Xabi Alonso, De Pedro, Nihat czy Kovacević już na stałe zapisali się w historii klubu. Pewne pocieszenie – choć raczej marne – stanowił fakt, że Baskowie nie zaprzepaścili szansy jedynej w historii. Do teraz po planecie Ziemia chodzą  bowiem jeszcze ludzie pamiętający zdobyte dwa z rzedu mistrzostwa Hiszpanii w sezonach 1980/81 i 1981/82. 

Tak, dziś podczas w pełni świadomego przeczesywania tej historii zdecydowanie żałuję, że 16 lat temu nie było mi dane jej przeżyć tak, jak na to zasługiwała. Inna sprawa – szczególnie mając na względzie to, co działo się w kolejnych latach – czy na zwolnienie zasługiwał Vicente Del Bosque.

* * *

Dziś dość długo, osobiście i sentymentalnie, za co urażonych szczerze i najmocniej przepraszam. Nie było i może w najbliższym czasie nie być już jednak okazji, by połączyć te wszystkie wątki. No bo kiedy przypominać sobie i wam takie opowieści, jak nie w sytuacji, gdy Real Sociedad ma (jeszcze?) w lidze ścisły kontakt z czołówką, a za kierownicą niczym niegdyś Xabi Alonso siedzi Martin Ødegaard?

* * *

Początek meczu o 21:00. Transmisję w Polsce przeprowadzi CANAL+ Sport 2 na platformie Player.pl.

* * *

Królewscy powinni dzisiaj wygrać, prawda? Sprawdźcie interesujące kursy od naszego partnera, legalnego bukmachera eTOTO, na dzisiejszy mecz:
➡️ Obie drużyny strzelą – 1,64
➡️ Dokładny wynik 2:1 – 8,50
➡️ Rodrygo strzeli gola – 2,50

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!