Real Madryt ponownie lepszy od Barcelony
W ósmej kolejce Euroligi Real Madryt wygrał z Barceloną na własnym parkiecie. Mecz był dosyć nietypowy i wahania dyspozycji obu zespołów były znaczne. Całościowo jednak lepiej wypadli Królewscy, którzy mogą się cieszyć z piątego zwycięstwa w rozgrywkach.
Fot. Getty Images
Real Madryt po raz drugi w tym sezonie pokonał Barcelonę, tym razem w ramach Euroligi. Sam mecz był dosyć dziwny. Pierwsza kwarta to pokaz rewelacyjnej gry Królewskich. W drugiej role zupełnie się odwróciły i inicjatywa przeszła w ręce Katalończyków. Trzecia część znów była lepsza w wykonaniu madrytczyków, którzy później już potrafili obronić wypracowaną przewagę. Trudno w zespole Pabla Laso wyróżnić jednego zawodnika. Świetnie spisywali się Randolph, Campazzo, Deck, Mickey czy Tavares w obronie. Mirotić za to zbierał solidną porcję gwizdów za każdym razem, gdy znajdował się przy piłce.
Na początku meczu Barcelona prowadziła 3:2. Kto by pomyślał, że kilka minut później będzie 17:3 dla Realu Madryt. Królewskim wychodziło wszystko, a agresywna gra w obronie zmuszała Katalończyków do popełniania błędów. W dodatku goście w defensywie często uciekali do faulowania i madrytczycy czuli całkowitą kontrolę nad meczem. Świetnie spisywali się Campazzo oraz Randolph. Przewaga Blancos ciągle rosła i w pewnym momencie było 30:9. Barça nieco zmniejszyła stratę dzięki trafionej „trójce” Orioli równo z końcową syreną, ale i tak wynik był znakomity dla madrytczyków.
Druga kwarta rozpoczęła się od pięciu punktów Realu Madryt i… wtedy Królewskich zamurowało. Nagle przestało im wychodzić cokolwiek, a piłka nie chciała wpadać do kosza. Barcelona za to nastawiła celowniki i ruszyła w pościg za gospodarzami. Seria 18:0 na korzyść Katalończyków musiała robić wrażenie. Blancos ocknęli się dopiero po celnym rzucie za trzy punkty Rudy’ego. Ostatecznie jednak to rywale postawili na swoim i to oni schodzili na przerwę z prowadzeniem 50:48.
W trzeciej części meczu ponownie role się odwróciły. To Real Madryt lepiej wszedł w spotkanie po przerwie i popisał się serią 13:0. Dzięki temu udało się znów odskoczyć Barcelonie, co okazało się kluczowe, ponieważ tę przewagę udało się utrzymać do samego końca. Po stronie gości walczyć próbował Mirotić, ale brakowało mu wsparcia. Higgins nie czuł się swobodnie i grał po prostu słabo, podobnie jak Davies, który nie zdobył ani jednego punktu. Trafiali za to Kuric oraz Ribas i po 30 minutach Real Madryt prowadził 71:64.
Ostatnia kwarta nie obfitowała w punkty. Przez pierwsze pięć minut oba zespoły zdobyły tylko po cztery oczka. Taki rozwój wydarzeń sprzyjał oczywiście Realowi Madryt, którego zadaniem była obrona przewagi. Po celnej „trójce” Randolpha dystans zwiększył się do dziesięciu oczek. Po stronie Barcelony kilka dobrych minut rozegrał Higgins, który jednak całościowo zaliczył słaby występ. Tuż przed końcem gorąco zrobiło się pod koszem Katalończyków, gdy Tavares efektownie zablokował Higginsa. Amerykanin nie wytrzymał napięcia i zarobił niesportowy faul. Edy natomiast również został ukarany, co było jego piątym przewinieniem. Schodząc do szatni, otrzymał od Palacio owację na stojąco. Ostatnie sekundy były już spokojne i Real Madryt dopisał do dorobku piąte zwycięstwo.
86 – Real Madryt (32+16+23+15): Randolph (16), Campazzo (13), Deck (13), Tavares (2), Taylor (8), Causeur (0), Rudy (6), Laprovíttola (4), Garuba (6), Llull (6), Mickey (12).
76 – Barcelona (14+36+14+12): Davies (0), Hanga (5), Šmits (2), Higgins (7), Mirotić (19), Ribas (4), Oriola (5), Delaney (9), Kuric (12), Tomić (13).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze