Advertisement
Menu
/ as.com

Del Bosque: Trzeba patrzeć niżej, to konieczność

Wywiad z byłym trenerem Realu Madryt

Były szkoleniowiec Realu Madryt oraz selekcjoner reprezentacji Hiszpanii w latach 2008-2016, Vicente Del Bosque, udzielił wywiadu dziennikarzom Asa. Głównym tematem rozmowy była rola cantery Królewskich oraz jej przeszłość i teraźniejszość.

Jest pan zadowolony z roli wychowanków w Realu Madryt?
Trzeba być zadowolonym. Nie widzę nic złego w polityce stawiania na graczy ze szkółki czy też nawet kupowania młodych graczy takich, jak Isco, Asensio albo Ceballos… Ponadto obecnie przez dobre chwile przechodzą Reguilón, Marcos Llorente i spółka.

Są jakieś szczególnie sprzyjające momenty, by dawać takim zawodnikom szansę?
Zazwyczaj sytuacje kryzysowe, wówczas łatwiej wyciągnąć do nich rękę. Chociaż to także nie jest aż taką regułą. Niezależnie od okoliczności zawsze pojawiał się ktoś taki, jak Raúl, Casillas, Guti, Pavón czy Morata.

Jakie wielkie chwile cantery by pan wymienił?
Najpierw Real z epoki Ye-yé, z Sereną, De Felipe, Grosso czy Velázquezem. Zbiegło się to w czasie ze zmierzchem ekipy, która zdobyła pięć pierwszych Pucharów Europy. Później nastały czasy Realu Garcíów (wielu wychowanków miało wówczas na nazwisko García, stąd nazwa – przyp.red). Następnie była także Piątka Sępa… No i kluczowe wydarzenie, czyli finał pucharu pomiędzy Realem i Castillą. To była wisienka na torcie.

Przez ile lat stał pan na czele La Fábriki?
Około 17. Od momentu zakończenia kariery w 1984 roku do objęcia pierwszej drużyny w 1999.

Jakimi kluczami się pan kierował?
Niezbędnym jest, by szkoleniowcem rezerw był były piłkarz. To konieczne dla tych, którzy chcą potem zostać trenerami w seniorskiej piłce, jak Zidane, Solari, Guti, Álvaro, Xabi czy Raúl… Tak czy inaczej, zdarzali się inni wartościowi ludzie, którzy przychodzili z innych miejsc.

Jakie wielkie nazwiska przewinęły się przez canterę?
Molovny i Malbo, którzy mieli niesamowite cechy przywódcze. Wielu pozostawało również w cieniu, choć ich zasługi również były nieocenione. Chodzi między innymi o José Luisa Ajenjo, Jesúsa Garcíę Palaciosa czy Alberto Garcíę…

Co tak szczególnego miał w sobie Molowny?
Był surowy, ale też dyskretny. Patrzył bardziej na klub niż na własny dom. Idealny pracownik, zwracał uwagę na to, czy zgadza się liczba piłek albo czy zużywa się dużo światła. Kiedy gdzieś jechał, brał kanapki, żeby nie wydawać pieniędzy. Po drodze nawet się nie zatrzymywał, żeby coś zjeść…

A Malbo?
Zajmował się sprawami papierkowymi, nieskazitelna postać.

Co do drużyny wnoszą wychowankowie?
Dużo mówi się o odpowiednim genie, ale ja uważam, że trochę się w tej kwestii zmieniło. Przedtem Real przeczesywał Hiszpanię w poszukiwaniu graczy, teraz przeszukuje już cały świat. Tak czy inaczej jednak na powierzchnię najczęściej wypływają madrytczycy. Zobacz teraz na Reguióna, Javiego Sáncheza czy Marcosa Llorente, a przedtem na Carvalaja, Moratę albo Nacho. Jeszcze wcześniej pojawili się natomiast Raúl, Iker czy Guti. Wszyscy z Madrytu! Mówię co to ja, który przyjechałem z Salamanki (śmiech). Z Piątką Sępa było identycznie, wszyscy poza Pardezą pochodzili z Madrytu.

Tacy piłkarze bardziej identyfikują się z klubem?
Szczerze mówiąc, wcale nie doszukiwałbym się tutaj zasady. Nie podoba mi się myślenie w stylu: „urodzili się przy Plaza Castilla, więc na pewno bardziej kochają Real”. Mówię tak między innymi dlatego, że Królewscy stali się wielcy w znacznej mierze dzięki człowiekowi z Budapesztu, innemu z Guarnizo i pewnemu Argentyńczykowi. Warto też przypomnieć przykłady Zoco i Pirriego, którzy również tworzyli historię, a nie byli z Madrytu.

Trzeba mieć odwagę, by dać szansę debiutu wychowankowi?
Trzeba patrzeć niżej, to konieczność. Trener pierwszego zespołu jest osobą, która ich stymuluje do działania. Nie samą canterą żyje klub, ale owszem, to ważny element całości.

Ma pan pewien pamiętny moment…
Tak, tak. To była skomplikowana sprawa, przeciwko Athleticowi weszli jednocześnie Pavón, Raúl Bravo i Valdo. Zwyciężyliśmy 2:0. Ja jednak musiałem wybierać z innego repertuaru zmienników – Zárate, Meca, Borja, Portillo, Fernando, Mińambres, Aranda, Corrales…

Polityka Zidanes y Pavones była przesadą?
Przez to, co w praktyce oznaczała, nie aż tak bardzo. Zamysł polegał na ściąganiu bardzo dobrych graczy z zewnątrz i uzupełnianiu ich piłkarzami z domu. Podobała mi się ta idea. Real musi stawiać na canterę. Dziś jest ona także pomysłem na biznes…

Globalizacja futbolu utrudnia życie zawodnikom ze szkółki?
Koniec końców dzieje się to, co ma się dziać. Wymówki w naszym światku nie mają racji bytu. Mówię o wytłumaczeniach typu „musiałem się uczyć albo grać” albo „za młodu doznałem poważnej kontuzji”. Zazwyczaj przebija się ten, który ma ku temu warunki, nikt nikomu nie podstawia nogi.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!