Bój o podium czas zacząć
Zapowiedź meczu Valencia – Real Madryt
Niezrozumiałe. Niewytłumaczalne. Nielogiczne. Abstrakcyjne. Surrealistyczne. Wyglądasz przez okno, a tam przechodzi ludzkie pojęcie i śmieje ci się prosto w twarz. Powoli brakuje nam już określeń, by słowami wyrazić to, co ostatnimi czasy dzieje się w Realu Madryt.
Dziewiętnaście punktów straty do lidera (choć w sumie zastanawiamy się, po co my jeszcze w ogóle liczymy dystans dzielący nas od pierwszego miejsca), przed tygodniem niespodziewane nawiązanie do najlepszych występów z zeszłego sezonu, w miniony czwartek zaś kolejny ciężki nokaut, kończący w kompromitujący sposób naszą przygodę z Pucharem Króla. Ligowy średniak porozstawiał nas po kątach i wywalił z rozgrywek, na których rzekomo tak nam zależało.
Jak to jednak mawiają mądrzy ludzie, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Żyje się dalej. Przed Królewskimi – zgodnie z tym, co mówią przedstawiciele klubu i piłkarze – do zrealizowania wciąż pozostaje przecież niejeden cel. Dziś na przykład natrafia się znakomita okazja ku temu, by zmniejszyć dystans dzielący nas od trzeciego miejsca. Gorsza wiadomość brzmi jednak tak, że najpierw musielibyśmy wygrać na Estadio Mestalla z Valencią, która – eufemistycznie rzecz ujmując – raczej nie jest naszym najukochańszym rywalem. Potyczka zapowiada się wyjątkowo ciężko również dlatego, że mowa u drużynie przechodzącej w stosunku do zeszłego sezonu odwrotny proces niż Królewscy.
Nietoperze w niczym nie przypominają bowiem cyrku na kółkach z minionych rozgrywek. Odkąd zespół objął Marcelino nie ma już śladu po partactwie, które jeszcze nie tak dawno wyśmiewał cały piłkarski świat (12. miejsce na koniec sezonu 2016/17). Oczywiście mówienie w przypadku ekipy ze wschodu Hiszpanii o mistrzostwie kraju nie ma większego sensu (14 oczek straty do Barcelony), jednak postęp jest zauważalny gołym okiem – Los Ches obecnie mają zaledwie sześć punktów mniej niż uzbierali przez cały zeszły sezon (40-46).
Choć zabrzmi to prawdopodobnie trochę okrutnie, z perspektywy czasu można chyba przyznać, że remis 2:2 na Bernabéu w ostatnich dniach sierpnia był dla nas w gruncie rzeczy niezłym wynikiem.
Jeśli chodzi o Real, cóż... wiadomo, że tak naprawdę nie wiadomo już zupełnie nic. Nieraz przyznanie się do niewiedzy stanowi jednak dowód mądrości. Snucie jakichkolwiek prognoz po tym, jak na przestrzeni kilku dni najpierw roznosimy Deportivo 7:1, a następnie dostajemy w cymbał od Leganés, jest bowiem zadaniem co najmniej ryzykownym, by nie napisać karkołomnym. Szczególnie w momencie, gdy mierzymy się z drużyną, która w przeszłości pogrążona nawet w największym kryzysie przeciwko Królewskim nagle przypominała sobie, jak grać w piłkę.
Tak czy owak, życzylibyśmy sobie i wam przede wszystkim tego, by po raz kolejny nie musieć słuchać, jak to wszyscy naokoło w swoich wypowiedziach są wku**ieni i zawstydzeni. Brutalna prawda jest taka, że przed nami jedna z kluczowych konfrontacji w kontekście awansu do przyszłej edycji Ligi Mistrzów. Po ewentualnej wpadce nie przejdzie już żadne tłumaczenie. Poza tym najzwyczajniej w świecie fajnie byłoby po raz pierwszy od października wygrać dwa ligowe mecze z rzędu.
Początek meczu o godzinie 16:15. Można go obejrzeć na Eleven Sports 1 w player.pl.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze