Bananowy poniedziałek: Tytuł na pół gwizdka i kolejny nie-szpaler
Zapraszamy do lektury
Wyniki 2:1 z Al-Jazirą i 1:0 z Gręmio z lajfskorowego punktu widzenia zbytniego wrażenia robić nie mogą. Przeciwnie – ktoś patrząc jedynie na rezultat mógłby odnieść wrażenie, że Królewscy niesamowicie musieli się męczyć. Z przebiegu gry nie mam jednak wątpliwości co do tego, że zdobylibyśmy trofeum bez najmniejszego problemu. Właśnie tak powinien wyglądać tego typu turniej – wystawić podstawowy skład, trochę pobiegać, dać zagrać bramkarzowi rywali mecz życia, ale koniec końców i tak wcisnąć jedną sztukę więcej i mieć z głowy.
Umniejszanie Klubowym Mistrzostwom Świata jest rzecz jasna uzasadnione – drużyny z Europy jadą na nie w zasadzie tylko po to, by dopełnić formalności/nie doznać absolutnej kompromitacji, a następnie przywrócić zegar biologiczny do normy. Z drugiej strony, czy to nasza wina, że piłka na naszym kontynencie praktycznie od zawsze wyprzedzała o kilka długości poziom futbolu z innych rejonów świata? Od czasu do czasu dobrze potwierdzić niezmienność pewnych tendencji.
Można oczywiście mówić, że europejskie ekipy od razu ściągają do siebie największe talenty z innych ziem, przez co gdzie indziej nie są w stanie cementować własnej potęgi. Jakie ma to jednak znaczenie w sytuacji, gdy większość tamtejszych piłkarzy za możliwość gry w Europie byłaby w stanie przepłynąć ocean wpław?
Tak na marginesie poziom turniejów, w których udział biorą drużyny z całego świata zawsze był niższy niż tych rozgrywanych w Europie. Może to i proste myślenie, ale do mnie przemawia – gdyby posłać Włochów w bój z Arabią Saudyjską, Tunzeją czy Iranem, jestem dziwnie przekonany, że o trafne wytypowanie zwycięzcy trudno by nie było. O tym, które z wymienionych zespołów zagrają na mundialu w Rosji przypominać jednak już raczej nikomu nie trzeba. Z Brazylijczykami czy Argentyńczykami w każdym meczu Włosi pewnie i by się męczyli, ale – jak już napisałem – tam również wszyscy tylko patrzą, by czmychnąć za ocean.
Poza tym jestem zdania, że warto wybrać się nawet na drugi koniec świata, by móc zyskać sobie prawo wyszycia na koszulce złotej tarczy, która na bieli prezentuje się nadzwyczaj ładnie – nie chodzi już nawet o kibicowskie sympatie, a o kwestie związane z czystą estetyką.
* * *
Kolejny zdobyty tytuł, po którym Realowi Madryt przyjdzie rozegrać Klasyk. Jak zwykle w tego typu sytuacjach wielu ludziom – w tym rzecz jasna także mediom – włącza się szpalerowa grzałka. Pisałem już o sensowności podejmowania tego typu przedsięwzięć po sięgnięciu przez Królewskich po Superpuchar Europy i zdania od tamtego czasu o dziwo nie zmieniłem. Zamiast więc parafrazować własny tekst, nabiję po prostu liczbę znaków prostym CTRL+C, CTRL+V:
Pytania o to, czy Barcelona zrobi Realowi szpaler przed pierwszym gwizdkiem starcia na Camp Nou były równie oczywiste, jak to, że przed finałem Pucharu Króla, w którym udział bierze Barcelona, zaraz pojawi się stos artykułów na temat rozgrywania spotkania na Santiago Bernabéu. Podgrzewanie atmosfery w taki sposób jest całkowicie normalne i raczej nie widzę w tym nic nadzwyczajnego, ot typowe dla Hiszpanów gierki.
Szpaleru – co do przewidzenia – ostatecznie nie było i – moim zdaniem – bardzo dobrze. Jaki byłby sens uskuteczniania podobnego gestu po wygraniu przez Królewskich trofeum, które Barcelony w ogóle nie dotyczyło? Równie dobrze Real mógł skorzystać z okazji, że pierwszy mecz był rozgrywany na Camp Nou i zrobić Katalończykom szpaler za triumf w Pucharze Gampera. Tego typu szpaler jedynie zepsułby piękne wspomnienie z 2008 roku. Jasne, życie wspomnieniami nie jest najlepszym podejściem (łatwo się mówi!), ale psucie ich bez powodu również pozbawione jest większego sensu.
Może i Barcelona zrobiłaby nam ten szpaler, gdyby nie fakt, że przy każdej okazji się ją do tego zmusza i jasno daje do zrozumienia, że tego typu gest to przede wszystkim gest przyznania się do upokorzenia. Mówcie, co chcecie – przy takiej nagonce też bym się na ich miejcu na to wypiął. Ich decyzja wcale mnie nie zdziwiła.
* * *
Same nastroje przed Klasykiem? Cholera, jakoś mimo wszystko przeszkadza mi to, że przez Chińczyków trzeba będzie się odrywać od lepienia pierogów. Tak już jednak całkiem serio, gdybym miał pokusić się o jakieś przewidywania, pewnie uciekłbym w legendarne stwierdzenie, że „tego typu mecze rządzą się własnymi prawami”. To mecz z gatunku tych, w których nawet hattrick Benzemy w obecnej dyspozycji nie byłby w stanie mnie zdziwić. Taka to już logika przy okazji podobnych spotkań.
Co do moich odczuć przyznam jednak, że zbliżające się starcie z Barceloną budzi we mnie znacznie większe emocje niż ostatnie ligowe na Santiago Bernabéu. Wówczas byłem bowiem przekonany, że nawet pomimo porażki, Real i tak ostatecznie zdobędzie mistrzostwo kraju. Dziś zaś jestem przekonany, że porażka ostatecznie szanse na ligowy tytuł kompletnie zabije.
Pozostaje mi więc jedynie życzyć wszystkim, by w sobotę Cristiano Ronaldo przegonił w klasyfikacji ligowych strzelców Paulinho. Uprzedzając oburzenie – nie, to nie było z mojej strony złośliwe. Trzech goli Portugalczykowi życzę bowiem z całego serca.
* * *
Najlepszym zawodnikiem Klubowych Mistrzostw Świata uznano – całkiem słusznie zresztą – Lukę Modricia. Nawet jeśli wciąż trudno ocenić prestiż takiego wyróżnienia, zawsze jest to dobra okazja, by w kontekście Chorwata przypomnieć legendarne okładki katalońskiego Sportu:
„Song Crack”, „Modrić – zasłona dymna, 42 miliony, by przykryć wstyd”. Nie chodzi mi o wytykanie komukolwiek nietrafionych przewidywań – te zdarzają się przecież każdemu. Chamska tendencyjność – nie mylić z posiadaniem własnego zdania – to już jednak zupełnie inna bajka. Powinno się ją wytykać aż do skutku – którego jak na razie wciąż brak.
* * *
Zazwyczaj puszczam takie rzeczy mimo uszu, ale jednak czasami pewne ludzkie reakcje po prostu zaczynają mnie zastanawiać. W zeszłym tygodniu napisałem tekst, w którym główny przekaz był mniej więcej taki, że w rokrocznym wyścigu zawodników tej klasy co Cristiano i Messi, któryś z tej dwójki zwykłym prawem natury ma prawo w pewien sposób czuć się niedoceniony. Napisałem też, że „przewaga dwóch Złotych Piłek któregokolwiek ze wspomnianej dwójki nad tym drugim raczej nie odwzorowywałaby rzeczywistości w stu procentach”.
Przyznam szczerze, że nie pamiętam, kiedy ostatnim razem zdobyłem się na – przynajmniej w moim odczuciu – równie wyważoną opinię. No ale, jak miało się okazać, to zupełnie nieistotne. Niektórzy zdołali bowiem wynaleźć w tym maksymalne stężenie kontrowersji. W komentarzach pod tekstem dowiedziałem się bowiem chociażby tego, że:
– zżera mnie gorycz zazdrości (gdyby tak było, raczej nie cieszyłbym się z bramek Cristiano);
– powinienem przerzucić się na Manchester City, PSG albo Barcelonę (nigdy więcej nie ośmielę się pochwalić zespołu za wygraną 5:0).
– powinienem spuszczać się nad swoim bożkiem Messim (bo stwierdziłem, że indywidualnie również miał świetny rok);
– jestem hipokrytą, bo zrobiłem sobie zdjęcie z Jamesem (choć w sumie nie przypominam sobie, bym akurat jego jakoś mocno krytykował);
– powinienem wziąć od Stanowskiego pieniądze na operację plastyczną.
Być może nie powinienem tego fragmentu publikować, ale każdy ma swoje granice wytrzymałości. Nikogo nikomu nie zabiłem. Nie zabrałem nikomu nawet kanapki w szkole (żeby nie było – mi też nie zabierali!). Wiem, że w Internecie czai się masa intelektualnego planktonu. Warto jednak, by ludzie wiedzieli też, że nie każdy, kto publikuje amatorskie teksty z czystej pasji musi mieć tytanową zbroję.
Ja nie mam. Co oczywiście nie oznacza, że nie cenię sobie konstruktywnej krytyki. Tej na szczęście również nie brakuje.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze