Tak źle nie było od czasów Schustera
Niemiec wyleciał z klubu właśnie po 14. kolejce
Dwie porażki, cztery remisy, jedynie osiem zwycięstw i dopiero czwarte miejsce w tabeli. Tak wygląda krajobraz po czternastej kolejce La Ligi i kolejnej stracie punktów przez drużynę Zinédine'a Zidane'a. Sytuacja Królewskich w ligowej tabeli nie była tak fatalna już od bardzo dawna. Żeby zrozumieć, w jak lichym położeniu znalazł się Real Madryt, wystarczy napisać, że lepsze wyniki osiągał nawet za kadencji Rafaela Beníteza, ale żeby przypomnieć sobie równie kiepską serię w wykonaniu Los Blancos, trzeba cofnąć się myślami aż do sezonu 2008/09, gdy trenerem był Bernd Schuster. Dziś można znaleźć bardzo wiele analogii do tamtego okresu.
Sezon 2008/09 wyglądał jeszcze gorzej od tego, który obserwujemy od kilkunastu tygodni. Wówczas Real również przystępował do rozgrywek jako obrońca mistrzowskiego tytułu, ale już po 14 kolejkach mógł powoli zapominać o powtórzeniu tego sukcesu, bo miał na swoim koncie jedynie 26 punktów – o dwa mniej niż teraz. Wtedy Królewscy wygrali tyle samo spotkań co obecnie, ale zdążyli przegrać aż cztery mecze i zanotować dwa remisy. Klęska z Sevillą w 14. kolejce skończyła się też tym, że z posadą trenera pożegnał się Schuster, który na pomeczowej konferencji prasowej wypowiedział słynne słowa: „Wygrana z Barceloną nie jest możliwa”. Na drugi dzień został wyrzucony z klubu. Tydzień później Królewscy przegrali z Barça 0:2, a sezon zakończyli na drugim miejscu i z dziewięciopunktową stratą do odwiecznego rywala.
Pozycja Zinédine'a Zidane'a jest o wiele silniejsza od tej, którą miał Niemiec i nikt nie mówi jeszcze głośno, że Francuz może stracić posadę, choć mecz z Dumą Katalonii również zbliża się wielkimi krokami. Ewentualna porażka mogłaby sprawić, że takie głosy zaczęłyby być już słyszalne, a w prasie znów moglibyśmy przeczytać nazwisko Mauricio Pochettino i kilku innych kandydatów. Trudno znaleźć nawet przesłanki, które na dziś mogłyby stawiać Real w roli faworyta tego starcia. Brakuje bramek, ale przede wszystkim brakuje dobrej gry, która nie opierałaby się w największej mierze na dziesiątkach dośrodkowań, gdy w polu karnym znajduje się dwóch, a czasem tylko jeden gracz Los Blancos. Można wręcz odnieść wrażenie, że przez kilka meczów z rzędu dobrą formę potrafi prezentować jedynie Isco, a pozostali piłkarze nie są w stanie odnaleźć jej od sierpnia i miewają jedynie pojedyncze przebłyski.
W tym sezonie Królewscy przegrali już w La Lidze z Betisem i Gironą, a punktami dzielili się z Valencią, Levante, Atlético i Athletikiem. Sześć spotkań bez zwycięstwa w czternastu kolejkach to ogromny deficyt, szczególnie że w całym ubiegłym sezonie takich meczów było raptem dziewięć (sześć remisów i trzy porażki), a na finiszu przewaga nad Barceloną i tak wynosiła jedynie trzy oczka. Dodatkowym zmartwieniem jest też marazm w ofensywie – aż w trzech spotkaniach nie udało się zdobyć choćby jednej bramki, co w ubiegłej kampanii byłoby czymś nie do pomyślenia, ponieważ Real strzelał przynajmniej jednego gola w każdym z meczów.
Marzenie o obronie mistrzowskiego tytułu oddala się niemal z każdą kolejką, a przecież Real ma przed sobą jeszcze wiele trudnych spotkań, w których o zdobycie kompletu punktów będzie niezwykle trudno. Dwa Klasyki, dwa mecze z Sevillą i Villarrealem, czy wyjazdowe potyczka z Valencią to jedynie wierzchołek góry lodowej. Dziś nie sposób wyobrazić sobie, żeby wszystkie te spotkania zakończyły się triumfem Cristiano i spółki, a przecież każde kolejne potknięcie niemal przekreśla realne szanse na ponowne świętowanie na Cibeles. Już obecna gra nie ma prawa napawać optymizmem, a na dodatek z klubu docierają informacje, że wszyscy spodziewają się obniżki formy w styczniu, więc może to wyglądać jeszcze gorzej…
Coraz więcej osób – dziennikarzy, ekspertów, kibiców – zaczyna również zwracać uwagę na to, że trenerowi oraz piłkarzom zaczyna brakować samokrytyki i realnego ocenienia boiskowych poczynań. Niemal na każdej konferencji prasowej po meczu, w którym Królewscy stracili punkty, możemy usłyszeć, jak Zizou stwierdza, że jego zespół grał dobrze, a do szczęścia zabrakło jedynie strzelenia bramki. Podobnie było też wczoraj. Rzeczywistość wygląda niestety nieco inaczej. Co prawda trudno polemizować z tym, że strzelone gole mogłyby odmienić obraz kilku spotkań, ale bez wątpienia nie jest to jedyny, a być może nawet nie główny powód obecnego stanu rzeczy. Można mieć coraz większe obawy, że Zidane i jego zawodnicy zamknęli się w mydlanej bańce, której nie sposób przebić kolejnymi wpadkami.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze