Dziś nie styl będzie się liczył
Zapowiedź meczu Atlético – Real Madryt
Obserwowanie procesu jełczenia masła, przyglądanie się schnącej farbie, słuchanie perfumowanych gadek Zinédine'a Zidane'a, seans legendarnego filmu o facecie w łódce. Wbijanie sobie szpilek pod paznokcie, patrzenie na słońce bez mrugania powiekami, picie octu. Wiele krążyło opinii i wszelkiej maści teorii na temat tego, które czynności potrafią być bardziej interesujące czy też przyjemniejsze od podziwiania gry Realu Madryt w sezonie 2017/18.
Aż w końcu los wkurzył się na ciągłe narzekania oraz gorzkie żale – w tym te autora niniejszego tekstu – i zadecydował, że jak się nie podoba, to po złości zarządzi przerwę na reprezentacje akurat przed derbami Madrytu. I trzeba przyznać, że była to z jego strony zagrywka wyjątkowo przebiegła. Szybko bowiem okazało się, że podziwianie przed telewizorem popisów reprezentacji Polski B w meczach towarzyskich to jednak rozrywka jeszcze bardziej wątpliwej klasy.
Choć starcie Realu z Atlético wciąż oczywiście trzeba rozpatrywać w kategorii konfrontacji gigantów, to jednak oba zespoły podchodzą do meczu w dość trudnych dla siebie chwilach. Raczej nie będzie wielką przesadą, jeśli napiszemy, że będzie to potyczka dwóch rannych bestii, które za wszelką cenę będą chciały dziś wreszcie odwrócić niekorzystną kartę i wyjść na prostą.
Sytuacja obu drużyn w lidze wygląda bliźniaczo – zarówno Królewscy, jak i Los Rojiblancos w tabeli mają po 23 oczka, tracąc cztery punkty do Valencii i osiem do Barcelony. Co jednak ciekawe, mimo to nasi rywale na krajowym podwórku... wciąż pozostają niepokonani. Problem gospodarzy polega na szczególnym upodobaniu do remisów – na 11 kolejek aż w 5 nie wyłoniono zwycięzcy.
O ile jednak w Primera Divisón brak zdecydowania pozwala jeszcze utrzymać się na stosunkowo wysokim miejscu, o tyle w Lidze Mistrzów nie ma to już takiej racji bytu. Atlético z trzema remisami i porażką na tę chwilę wydaje się już jedną nogą poza najbardziej prestiżowymi rozgrywkami Starego Kontynentu. Cztery oczka straty do drugiej w grupie Chelsea, nawet mimo perspektywy bezpośredniego starcia, na dwie kolejki przed końcem nie mają prawa nastawiać zbyt optymistycznie w kwestii awansu do fazy pucharowej. A już na pewno nie wy sytuacji, gdy dwukrotnie dzieli się punktami z Karabachem.
Przy okazji poprzednich meczów powtarzaliśmy to tak często, że aż powtórzymy to jeszcze raz – dziś po raz kolejny liczymy na to, że wreszcie zobaczymy ten Real, za którym tak się stęskniliśmy. Real waleczny, Real za wszelką cenę dążący do celu, Real przez upór potrafiący przezwyciężać nawet największe przeszkody. Mecz z Atlético z całą pewnością nie będzie należał do tych, po których można psioczyć na styl przy wygranej 3:0. Będzie to raczej starcie z serii tych, gdzie nawet najbardziej wymęczone zwycięstwo stanowi po prostu o sile ducha i niezłomności.
Fajnie, że Diego Simeone przywrócił naszemu sąsiadowi dawny blask. Z fabularnego punktu widzenia w ostatnich latach naprawdę trudno znaleźć bardziej wciągającą opowieść niż derby stolicy Hiszpanii. Czasami jednak w nawet tych najlepiej opowiedzianych historiach i tak lubimy banalne zakończenia. Na przykład takie, w których Atlético mimo wszelkich włożonych wysiłków wciąż w Madrycie pozostaje na drugim miejscu.
W lidze zamknęliśmy Calderón przekonującym zwycięstwem, dziś w ten sam sposób otwórzmy Metropolitano.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze