Odwrócone priorytety Karima Benzemy
Tekst o grze i obrońcach Francuza
Poniższy tekst jest wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadryt.pl.
Karim Benzema w sezon wszedł źle. Jest bardzo nieskuteczny, a to odbija się na wynikach zespołu. Nic dziwnego, że w jego stronę została skierowana krytyka, nasilona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Obrońców napastnika nadal nie brakuje. Kłopot w tym jednak taki, że bronią, bo myli się właśnie Francuz, a argumenty układają pod przygotowaną tezę. Powinno być chyba na odwrót? To teza winna wypływać z argumentów. Zresztą ci sami, którzy marnowane okazje napastnika tłumaczą, chwalili go, gdy zmysł snajperski był u niego rozbudzony lepiej, jak choćby w sezonie 2015/16. Wtedy „Benzema udowadniał, że jest prawdziwym snajperem”, a dziś już „piętnuje się go za pomyłki innych”. Tak zachowuje się część prasy z Marką na czele, ale przede wszystkim trener i prezes Realu Madryt. Wyjaśnijmy więc: Berbera krytykuje się za jego i tylko jego błędy.
Linia wywodów obrońców zawsze jest jednakowa – Karim nie strzela dużo i nie musi tego robić, bo na boisku musi wypełniać inne zadania, przede wszystkim w kreacji. Dobrze, trudno czepiać się o to, że napastnik Realu potrafi coś innego niż strzelać do bramki, że dobrze podaje, tworzy sytuacje kolegom i wraca do obrony. Kluczowe są jednak słowa „priorytet” i „dodatek”. Dla napastnika pierwszym są bramki, drugim to, czym broni się Benzemę. Trochę jak u bocznych obrońców, którzy w pierwszym rzędzie mają utrudniać grę skrzydłowym rywali, a dopiero później wspomagać ofensywę własnego zespołu.
Istotę owych priorytetów widzieliśmy w ostatnich tygodniach, gdy Benzema mógł grać. Remisów z Valencią i Tottenhamem można było uniknąć, gdyby wspominana przez Zidane'a „nieskuteczność” była trochę mniejsza. Innymi słowy, jeśli Karim byłby nawet nie bardzo, ale choćby przyzwoicie skuteczny, spora szansa, że w obu meczach Real wywalczyłby trzy punkty. Nie można usprawiedliwiać napastnika marnującego okazję z kilku metrów od bramki tym, że na boisku wypełnia „inne zadania”. Nie da się tego zrobić, choć niektórzy próbują.
Agent gracza powiedział, że jego klient „nie ma zamiaru opuszczać klubu”. Kto chciałby odejść z drużyny, w której ma pozycję ponad swój faktyczny wkład w jej działanie? Od lat Benzema nie miał w Realu prawdziwego rywala. Prawdziwego, to znaczy takiego, który realnie byłby w stanie wygryźć go z pierwszego składu. Był wprawdzie Morata… I odszedł, właśnie z powodu „nietykalności” Francuza. Co gorsza, trudno wypatrywać szans na zmianę tego krajobrazu.
Hiszpan wiedział, że może się dwoić i troić. Strzelać gola co pięćdziesiąt minut, robić wszystko co w jego mocy. Wiedział jednak również w kluczowym momencie na boisko wyjdzie nie on, ale Francuz. Słusznie pisano, że w gruncie rzeczy styl gry Álvaro nie był do końca kompatybilny z Cristiano Ronaldo. Szkoda, że przed kilkoma laty to samo można było mówić o Higuaínie – ostatnim, który dla Benzemy był rywalem – a jednak z czasem wypracowano pewien model współpracy pozwalający na efektywną grę (choć nie w Lidze Mistrzów z uwagi na problemy ze skutecznością Argentyńczyka). Moracie takiej szansy nawet nie dano. Pomysł odrzucono w zalążku, nim zaczęto poważnie go testować. Nigdy o tym zresztą nawet nie pomyślano.
Szansą mogła być francuska kadra. Benzema nie jest do niej powoływany od czasu skandalu z Valbueną. Skoro jednak ta sprawa powoli dobiega końca, otworzyło się dla niego okienko nie tylko do gry w Les Bleus, ale także do przypomnienia „jak to jest, kiedy stale musisz się starać”. Tyle że Deschamps nadal nie powołuje napastnika Realu. Szkoda, bo u niego nie mógłby liczyć na grę za „inne zadania”, więc musiałby pracować, starać się i być skuteczniejszym. Słowem – robić coś, czego nie musi w takim zakresie robić w Realu, choć i w Madrycie mogliby poczuć pozytywne efekty jego gry w kadrze.
Dziś Real musi też sobie zadać pytanie – czy umiejętności w kreacji Benzemy są niezbędne do odnoszenia sukcesów? Gdy zaczęto o nich pisać, mówić i kreować pewien mit wokół tego gracza, sytuacja w klubie była zupełnie inna. Dobrą prostopadłą piłkę potrafił posłać może jeden, może dwóch pomocników. Teraz jest w stanie to zrobić każdy z nich. Potencjał i inwencja drugiej linii Królewskich jest dziś tak olbrzymi, że zespół powinien być w stanie radzić sobie bez łącznika. To pokazują zresztą nieudane mecze Karima z tego sezonu.
Długi czas tłumaczono również, że bez Benzemy nie byłoby sukcesów. To tylko pół-prawda, a to i tak, jeśli przyjmiemy, że w Lidze Mistrzów jego obecność rzeczywiście jest dla zespołu niezwykle istotna (wszak w fazie pucharowej strzela bardzo mało). W Primera División rzecz ma się zupełnie inaczej. Wszystkie przegrane przez Real mistrzostwa w ostatnich latach rozbijały się głównie o „skuteczność”. Więcej, na tytuł zdobyty w zeszłym sezonie mocno przełożyła się gra zawodników z ławki, szczególnie Moraty. Przypadek?
Z Tottenhamem i Valencią nie trzeba było pół-napastnika, ale przynajmniej przyzwoitego snajpera. Kogoś, kim Benzema może być, jeśli tylko zechce i zacznie nad tym pracować, ale aby tak się stało, otoczenie musi przestać mu wmawiać, że gdy strzela mało, nie dzieje się nic. Dopóki Zidane nie będzie widzieć w jego nieskuteczności nic złego, bo przecież „dochodził do sytuacji, więc zagrał dobrze”, dopóty sytuacja się nie zmieni. Na tym tracą wszyscy, także Karim.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze