Bananowy poniedziałek: Naiwność, głupota, ślepa uliczka i wielki atleta
Zapraszamy do lektury
Pobyt Garetha Bale'a w Realu Madryt za każdym razem przypomina mi o tym, jak bardzo naiwnym jestem człowiekiem, choć niektórzy – w tym ja – twierdzą, że naiwność to po prostu największa wada dobrych ludzi. Kontuzja, powrót, proces dochodzenia do formy, błysk czy dwa, nadzieja na lepsze jutro, a następnie powrót na początek łańcuszka. I tak w koło Macieju.
Raz, drugi, trzeci, czwarty, sześćdziesiąty siódmy. Tak, teraz to już na pewno, przecież te poprzednie sto urazów łydki to był czysty przypadek. Taki sam przypadek, jak to, że gdy wyjdziesz z domu może trafić cię piorun albo znajdziesz pięć polskich złotych.
To trochę jak ciągłe tkwienie w przekonaniu, że zamknięte na trzy spusty drzwi po którymś naciśnięciu klamki w końcu się otworzą. Trzeba być człowiekiem naprawdę dużej wiary, by wciąż uważać, że to może się udać. Albo – opcja numer dwa – trzeba być zwyczajnie głupim.
No nic, Gareth, wracaj do zdrowia. Masz u mnie jeszcze sto szans, a jak będzie trzeba to bezpłatnie możesz zgłosić się po sto kolejnych. Nic nie poradzę na to, że po przygodzie Kaki w stolicy Hiszpanii takie myślenie mi już zostało.
* * *
Nigdy nie posądzałem piłkarzy o przesadną inteligencję (choć oczywiście są liczne wyjątki). Nie, nie jest to w żadnym przypadku potępianie czy wyśmiewanie zawodników z mojej strony. Sam jako magister na – przynajmniej według utartego wśród społeczeństwa stereotypu – dobrym uniwersytecie uważam, że studia były warte tylko (i aż) fajnych wspomnień. Z praktycznego punktu widzenia były jednak raczej czasem straconym i jedynie odroczyły moje wejście w brutalne dorosłe życie. Sam pewnie z chęcią zamieniłbym dziś wykształcenie na płatną kilkanaście/kilkadziesiąt/kilkaset/kilka milionów razy lepiej pracę przez dwie godziny dziennie.
O ile jednak brak oczytania i szerokiej wiedzy na temat otaczającego nas świata kompletnie mi u piłkarzy nie przeszkadza, o tyle uważam, że samo myślenie niekoniecznie wiąże się z potykaniem się za młodu o książki czy mistrzowskim opanowaniem MATLAB-a. Sam dość często mam do siebie pretensje o idiotyczne zachowania, jednak kiedy widzę coś takiego, dochodzę do wniosku, że do osiągnięcia szczytu wciąż sporo mi brakuje:
Domyślam się, że zatrudnienie dwóch karłów i strzelanie sobie tego typu fotek urodzinowych zapewne miały na celu wzbudzenie wszechobecnego uśmiechu. Tak jak jednak nie potrafię się śmiać z polskich kabaretów i gdy tylko przez przypadek obejrzę więcej niż 10 sekund zaczyna mnie kłuć w jelitach, tak samo zażenowany czuję się, gdy widzę piłkarza Realu Madryt ochoczo pozującego przed obiektywem w towarzystwie dwóch wynajętych karłów przebranych za policjantów.
Chyba że to ze mną jest coś nie tak. Może po prostu jestem pozbawiony resztek poczucia humoru i dystansu do świata? Niezależnie od poziomu mojego zgnuśnienia i tego, gdzie w istocie leży prawda, mimo wszystko żałuję, że chociaż czasami nie da się odzobaczyć czegoś, co raz się miało okazję widzieć.
Od siebie z okazji urodzin życzę Theo tylko jednego – by nogi działały jednak sprawniej niż głowa. Mam też nadzieję, że ostatecznie Francuz nie poszedł śladami Jordana Belforta z Wilka z Wall Street i nie rzucał karłami w tarczę.
Wyobrażacie sobie w ogóle, co by się działo w mediach, gdyby podobną akcję odstawił Cristiano Ronaldo?
* * *
Dążenia Katalończyków do niepodległości w pełni rozumiem, przynajmniej z ideologicznego punktu widzenia. Na ich miejscu z odłączaniem się poczekałbym jednak przynajmniej do czwartku. Jeśli oczywiście nie chcą, by 12 października przepadło im święto narodowe i – co za tym idzie – dzień ustawowo wolny od pracy.
A tak na poważnie – choć na polityce za bardzo się nie znam (z tej racji też się wypowiem), to jednak obserwując to, co dzieje się obecnie w Hiszpanii, zaczynam rozumieć, że to, co wyprawia się u nas, to co najwyżej kolejny odcinek bajki o tęczowych kucykach. No ale wiadomo, mój problem zawsze jest najistotniejszy przede wszystkim dlatego, że jest mój. Na przykładzie Hiszpanów i Katalończyków można by jednak w najbardziej obrazowy sposób tłumaczyć, czym jest sytuacja bez wyjścia.
Z jednej strony mocno ryzykowną sprawką jest trzymanie kogoś gdzieś na siłę wbrew jego woli, z drugiej – z praktycznego punktu widzenia łatwiej byłoby chyba odgrodzić Portugalię płotem, a całą resztę półwyspu zaorać i wybudować wszystko od zera.
Już widzę oczami wyobraźni wymianę waluty, paszporty, przeganianie ludzi czujących się Hiszpanami, procesy wdrażania do wszelkich międzynarodowych organizacji czy Barcelonę startującą w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów w starciach z drużyną z San Marino (bo coś czuję, że w lidze francuskiej pograją sobie co najwyżej wtedy, jak wykupi ich PSG).
* * *
Coś się kończy, coś się zaczyna. Mateusz Borek z Tomaszem Hajto przynajmniej na jakiś czas żegnają się z komentowaniem meczów kadry. Tak czy owak, nie mogę się już doczekać byłego obrońcy reprezentacji Polski komentującego w Polsacie mecze Realu Madryt. Choć na mundialu przed piętnastoma laty nie dał sobie zbyt dobrze rady z Pedro Pauletą („Tomasz Hajto to wielki atleta, ograł go w Korei Pedro Pauleta”, nie mówcie że nie znaliście tego legendarnego powiedzonka), czuję, że jeszcze nie raz i nie dwa doradzi Cristiano, w którą stronę powinien nawijać obrońców.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze