Real wraca do gry!
Królewscy zwyciężyli w przepięknym spotkaniu na szczycie z FC Barcelona 4:2!
Przepiękny mecz, prawdziwy el Clásico, Gran Derby Europy, "Święta Wojna". To był jeden z najlepszych pojedynków Realu z FCB w ostatnich latach! I można tylko chylić czoła naszym Królewskim, że potrafili wygrać z silną Barçą.
Po raz kolejny potwierdziło się stare porzekadło, że ten klasyk rządzi się własnymi prawami. Barcelona przyjeżdżała do Madrytu w glorii mistrza Hiszpanii, z 9-punktową przewagą nad Realem. Katalończycy już byli w ogródku, już witali się z gąską...
Od początku szturm na bramkę Valdésa przepuścili gospodarze. Pod bramką szarżował duet RR. Raúl już na początku doznał kontuzji, kiedy Puyol przypadkowo starł się głową z naszym kapitanem. Do końca spotkania Raúl wyglądał, jak Michalczewski po niedawnej walce z Tiozzo (w zasadzie nie widział na prawe oko). Długo na efekty nie trzeba było czekać. W 9. minucie na prawej flance znalazł się Ronaldo, wbiegł w pole karne, dośrodkował na drugi słupek, a tam kapitalnym uderzeniem ze "szczupaka" popisał się Zinedine Zidane! 1:0. Francuz przy okazji doznał kontuzji nosa, bo nie wyhamował po strzale i bliżej zapoznał się ze słupkiem. Na szczęście mógł kontynuować grę. Real nie zwalniał tempa. Choć Barcelona starała się znaleźć swój rytm i okazje stworzył Ronaldinho. Mecz toczył się w środku pola, ale ataki Realu były groźniejsze i bardziej płynne. W 19. minucie do rzutu wolnego podszedł David Beckham. Dośrodkował w swoim stylu w pole karne, a piłka trafiłą wprost na głowę zupełnie niepilnowanego Ronaldo, który strzelił głową gola na 2:0! Katalończycy troszkę zdziwieni takim obrotem spraw ruszyli do ataku. Królewscy oddali pole gościom. Swoich okazji nie wykorzystał Giuly. W końcu zdarzyła się dość przypadkowa sytuacja w naszym polu karnym. W 30. minucie Eto'o zagrywa do Xaviego, Helguera wykonuje czysty wślizg, ale piłka trafia do rozpędzonego Eto'o, który czubkiem buta kieruje piłkę po ziemi, obok Casillasa. 2:1. Kto inny, jak nie Eto'o mogł trafić 1000 gola Realowi w lidze.
Barça zaczęła śmielej atakować, głównie prawą stroną, gdzie grasowała para Belletti-Giuly. Po lewej stronie Ronaldinho nie miał łatwego życia z Salgado. Bohaterem następnych minut był Iker, który parę razy wykazał się refleksem. I kiedy zbliżał się koniec pierwszej połowy, kolejną błyskotliwą akcją popisali się Galaktyczni. Zaczął Zizou, podał na lewą flankę do obchodzącego 32. urodziny Roberto Carlosa. Brazylijczyk przyjął piłkę, wypuścił ja sobie (wydawało się, że za mocno), obiegł rywala i podał płasko w pole karne, gdzie czyhał nasz "Tiger" - Raúl. Z bliskiej odległości trafił do siatki! 3:1! Prawdziwy grad bramek w 45 minut.
Druga połowa zaczęła się podobnie, jak skończyła pierwsza, czyli od ataków FCB. Doskonałą robotę wykonywali jednak w defensywie Helguera i Pavón, a Casillas jak zwykle stał na posterunku. W tym meczu pod każdym względem przewyższał kolegę po drugiej stronie boiska. Barça odkrywała się coraz bardziej, co wykorzystali Blancos. W 65. minucie kapitalną piłkę posłał do Owena Beckham. Anglik podholował piłkę do 16. metra, strzelił z woleja, a piłka zatrzepotała w siatce! Tylko Valdés wie, jak mógł tego nie obronić. 4:1! W końcu ujrzeliśmy uśmiech na twarzy Luxemburgo. Z kolei Rijkaard co chwilę rzucał przekleństwami. Mógł mieć jeszcze cień nadziei na korzystny rezultat, kiedy w 72. minucie kapitalnego gola z rzutu wolnego trafił Ronaldinho. Brazylijczyk przymierzył w szczelinę w murze, a Casillas nie miał nic do powiedzenia. 4:2. Jednak zaraz potem swojego asa w ataku stracili goście. Eto'o doznał bardzo groźnej kontuzji (prawdopodobnie zerwane więzadła krzyżowe), gdy w 75. minucie nieatakowany energicznie machnął nogą, by uderzyć futbolówkę. Real jeszcze miał parę sytuacji do strzelenia gola, podobnie jak Barcelona. Kto wie, jak potoczyłby się mecz, gdyby sędzia (bardzo dobrze gwiżdżący w GD) podyktował słusznie karnego po faulu Carlosa na Maxi Lopezie. Na szczęście zdobyliśmy 3 pkt, zasłużenie.
Miło było obejrzeć w takim ważnym meczu dawny Real. Graliśmy znów solidnie, widowiskowo, a Ronaldo, Beckham i Raúl w najważniejszym momencie znów wznieśli się na wyżyny swych umiejętności. Na pewno Brazylijczyka i Anglika można uznać wraz z Casillasem za bohaterów spotkania. Ktoś może powiedzieć, że 6 punktów straty do lidera to dużo. Do końca jednak jeszcze 7 kolejek, a może powinie się noga podopiecznym Rijkaarda. W Hiszpanii nie brakuje głosów, że znów w lidze będą wielkie emocje, a Real wraca do gry! Oby tylko nasi chłopcy grali tak, jak w Gran Derby, to możemy być pewni wicemistrzostwa, a czy uda się zdobyć fotel lidera... zobaczymy. 4:2 w klasyku i przez jakiś czas w Hiszpanii rządzi znów Real Madryt. Hala Madrid!
Real Madryt: Casillas - Salgado, Helguera, Pavón, Roberto Carlos - Gravesen Beckham, Zidane - Raúl (Solari; min 85), Owen (Figo; min. 80) i Ronaldo.
FC Barcelona: Valdés - Belletti, Oleguer, Puyol, Gio - Giuly (Maxi; min 65), Iniesta, Márquez, Xavi - Ronaldinho oraz Eto’o (Damia; min 75).
Arbiter: Rafael Ramírez Domínguez
Widzów: 78.500
Bramki:
1-0 Zidane (6 min.)
2-0 Ronaldo (19 min.)
2-1 Eto'o (27 min.)
3-1 Raul (45 min.)
4-1 Owen (64 min.)
4-2 Ronaldinho (72 min.)
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze