Niech ta opowieść pisze się dalej
Zapowiedź meczu Real Madryt – Atlético
Cztery kolejne sezony Ligi Mistrzów naznaczone wzajemnymi bojami na śmierć i życie. Dwa finały najbardziej prestiżowych rozgrywek Starego Kontynentu w ciągu trzech lat. Niespodziewane zwroty akcji i suspens, których nie powstydziliby się nawet Alfred Hitcock czy Jo Nesbø. Dwa kluby, które na pierwszy rzut oka dzieli wszystko, lecz które zarazem zmierzają w tym samym kierunku – na samą górę.
Gdyby ktoś jeszcze kilka lat temu powiedział głośno, że Real i Atlético regularnie będą bezpośrednio bić się o miejsce na szczycie szczytów, pewnie zostałby odwieziony na sygnale do szpitala. Dziś jednak derby Madrytu w Champions League to prawdopodobnie – nawet dla postronnego widza – jedna z najfajniejszych i najbardziej trzymających w napięciu historii, które futbol był zdolny zapewnić nam w minionych latach. Już tego wieczoru czas na kolejny rozdział tej wielowątkowej opowieści, w trakcie której świat na niecałe dwie godziny znów stanie na głowie, a Madryt oprócz stolicy Hiszpanii stanie się także stolicą piłki nożnej.
Nawet jeśli nasze boje z Atlético w Lidze Mistrzów niejednokrotnie potwierdzały, że w meczach derbowych – szczególnie z takim zespołem jak Los Colchoneros – czasami nie ma miejsca na piękny i widowiskowy futbol, to jednak za każdym razem koniec końców przychodziły te momenty, w których – przynajmniej z naszej perspektywy – oddychało się czystą magią. Momenty, których tak naprawdę nie dało się ot tak opisać dostępnymi w jakimkolwiek języku słowami. Co tu dużo gadać – po prostu przeżyjmy to jeszcze raz. Przypominania tego typu scen nigdy przecież za wiele.
Seria rzutów karnych w Mediolanie zwieńczona pudłem Juanfrana i trafieniem Cristiano:
Chicharito i gol, którym – mimo marginalnej roli w zespole przez większość sezonu – Meksykanin wybudował sobie w białej części stolicy Hiszpanii pomnik i który jednocześnie przyczynił się do masowych najazdów Mariachi na Valdebebas:
I rzecz jasna nasz murowany faworyt – Sergio Ramos i jego legendarny strzał głową w doliczonym czasie w Lizbonie. Dla wielu z nas jedna z najpiękniejszych chwil podczas kibicowskiego życia. Chwila, w której – nie będzie w tym raczej przesady – było nam dane dowiedzieć się, gdzie znajduje się górna granica pozytywnych emocji, jaką może dostarczyć nam piłka nożna. Obrazek, który mimo upływu czasu przypominany będzie jeszcze przez dziesięciolecia.
Starcie z Atlético dla Realu stanowi poniekąd przedłużenie niezwykle wymagającego kwietniowego maratonu. Choć podopieczni Zinédine'a Zidane'a w poprzednim miesiącu nie uniknęli potknięć, to jednak trudno zaprzeczyć, by plan minimum nie został wykonany – Królewscy awansowali do półfinału Champions League, w Primera División zaś wciąż zależą wyłącznie od samych siebie. Cieszyć może szczególnie to, że w najbardziej skomplikowanych momentach Los Blancos za każdym razem potrafili odpowiednio zareagować – po ligowym remisie z naszym dzisiejszym rywalem uporali się z Bayernem, po porażce w Klasyku natomiast w kapitalnym stylu rozprawili się z Deportivo, a następnie wreszcie zdołali pokonać wyjątkowo nieleżącą nam w ostatnich sezonach Valencię.
Z innych pozytywów należy wymienić także rzecz jasna to, że Zizou – choć czasami wydawało się, iż jest o krok od tego, by przekombinować – niezwykle umiejętnie szafował siłami swoich zawodników. Nawet wówczas, gdy w spotkaniach z teoretycznie słabszymi rywalami decydował się wystawiać kompletnie inną jedenastkę, koniec końców zmiennicy udowadniali jedynie, jak szeroką kadrą obecnie dysponujemy. Jest to o tyle istotne, że przecież nie trzeba chyba nikomu zbyt długo tłumaczyć, jak ważnym elementem w potyczce przeciwko takiej ekipie jak Atlético będzie przygotowanie czysto kondycyjne. Dziś Zidane szukać kwadratowych jaj już jednak raczej nie będzie – do boju pośle najsilniejszy możliwy skład. Jedyną wątpliwość stanowi tradycyjnie to, kto wystąpi w roli trzeciego napastnika obok Cristiano Ronaldo i Karima Benzemy. Hiszpańskie media wyraźnie sugerują jednak, że będzie to Isco, który w minioną sobotę nie zagrał ani minuty.
Tak jak ostatnimi czasy zwykło się mówić, że Real nie jest w stanie żyć bez Barcelony i na odwrót, tak teraz możemy już chyba z czystym sumieniem powiedzieć, że nie potrafilibyśmy żyć również i bez naszego rywala zza miedzy. Można bowiem Los Rojiblancos nie lubić, można uważać, że ich futbol jest siermiężny i nie ma prawa się podobać. Tak czy inaczej, musimy gdzieś z tyłu głowy mieć to, że bez Atlético nasze dzieje minionych lat nie byłyby pewnie w połowie tak piękne, jak są.
Podziękujmy więc grzecznie Diego Simeone za to, czego udało mu się dokonać na przestrzeni kilku minionych sezonów. A następnie po raz kolejny pozostawmy go w pokonanym polu. Atlético nie może przecież wiecznie panoszyć się po białej świątyni jak po własnym domu.
Początek spotkania o godzinie 20:45. Transmisję przeprowadzi CANAL+.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze