Tu nie ma co płakać, tu trzeba działać
Zapowiedź meczu Deportivo – Real Madryt
Porządek, harmonia, niezmącony niczym spokój, wizja będącego na wyciągnięcie ręki sukcesu. Ostatnia prosta, trzy punkty przewagi, zaległy mecz. Choć na mistrzowskim pucharze nie zdążył jeszcze zacisnąć się choćby jeden palec, sporych rozmiarów kielich znajdował się na tyle blisko, że bez problemu dało się na nim dostrzec numerek 33 z dopiskiem „Real Madryt”.
Tak było przed.
Kataklizm, trzęsienie ziemi, tsunami, strach, panika, uczucie osuwającego się pod nogami gruntu, brutalny zjazd na ziemski padół tuż spod bramy raju, depresja. Tyle samo punktów, terminarz, który nagle z łatwego i przyjemnego stał się wyjątkowo niewdzięczny i pełen potencjalnych pułapek.
Tak było po.
Bolesna porażka, uzasadniony niedosyt, zaprzepaszczona szansa na zamknięcie na dobre przeciwnika w klatce, tyle samo punktów, zaległy mecz i wciąż zależność tylko i wyłącznie od samego siebie.
Tak jest naprawdę.
Niedzielne El Clásico po raz kolejny dało nam do zrozumienia, że utrata czujności w piłce to jeden z największych możliwych błędów, a także w najbardziej plastyczny sposób pokazuje, na czym polega złudzenie. Choć nagła zmiana nastroju po porażce z odwiecznym rywalem na Santiago Bernabéu jest rzecz jasna w pełni zrozumiała, to jednak przy zaczerpnięciu kilku głębszych oddechów, trudno nie dojść do wniosku, że tak naprawdę sytuacja Królewskich ani nie była tak idealna, jak malowano ją przed Klasykiem, ani też nie jest aż tak beznadziejna, jak przedstawia się ją już po nim.
Prawa do rozgoryczenia nikomu zabierać nie zamierzamy, jest ono przecież absolutnie naturalną reakcją na to, co mieliśmy okazję zobaczyć. Tak czy owak, płakanie nad rozlanym mlekiem w momencie gdy do ostatecznego powodzenia w gruncie rzeczy nie potrzeba nam wcale żadnego cudu, kompletnie mija się z celem. Piłka jak życie – toczy się dalej (zawsze chcieliśmy to napisać). Dziś czas więc zakasać rękawy, wziąć się do pracy i zrobić wszystko, by trzy dni płaczu nie przeciągnęły się na trzy miesiące. O 21:30 na Riazor Real Madryt zmierzy się z Deportivo.
Starcie z Galisyjczykami na chwilę obecną wydaje się najlepszym możliwym testem na wspomnianą czujność. Z pozoru mierzymy się bowiem z zespołem, który powoli myśli już tylko o tym, by bezpiecznie dograć ten sezon do końca. Nasi dzisiejsi rywale zajmują co prawda dopiero szesnaste miejsce w tabeli, jednak siedmiopunktowa przewaga nad osiemnastym Sportingiem Gijón pozwala myśleć, że już tylko jakiś niewynaleziony kataklizm byłby w stanie sprawić, iż Dépor w oczy zajrzy widmo spadku.
Ale – jak już napisaliśmy – to wszystko jedynie wygodne i sprzyjające manipulacji pozory. Choć oczywiście nie mamy zamiaru sugerować, że podopieczni Pepe Mela wkrótce zaczną nawiązywać do czasów, w których Deportivo rozbijało się po półfinałach Ligi Mistrzów, to jednak – szczególnie u siebie – potrafiło postawić się pewnym swego możnym. Gospodarze najpierw na początku marca nie dali się Atlético, remisując 1:1, dziesięć dni później poszli zaś za ciosem i pokonali 2:1 Barcelonę (tutaj ciekawostka – gola na wagę trzech punktów zdobył Álex Bergantińos, który w ciągu całej kariery w Primera División strzelił cztery bramki, z czego trzy właśnie przeciwko Katalończykom).
Doskonale pamiętamy też na pewno pierwsze starcie na Santiago Bernabéu, gdy spod topora uciekliśmy dopiero w samej końcówce. Do 84. minuty Deportivo prowadziło w Madrycie 2:1, a skórę Królewskim uratowali Mariano do spółki z Sergio Ramosem, który w doliczonym czasie przechylił szalę zwycięstwa na naszą stronę. Lekceważenie – szczególnie w obecnym położeniu Los Blancos – absolutnie nie wchodzi więc w grę.
Jeśli chodzi o Real, ogólnie panującą sytuację dość obrazowo przedstawiliśmy już we wstępie. W momencie gdy nieprzerwanie zależymy sami od siebie, największym błędem byłoby teraz patrzenie się na to, co robi Barcelona. Margines błędu jest minimalny (tak, wbrew pozorom on wciąż istnieje), ale Zinédine Zidane musi mieć też doskonałą świadomość tego, że jego zespół pozostaje w grze na dwóch frontach. Choć wytypowanie konkretnego składu na potyczkę z Deportivo wydaje się wyjątkowo karkołomnym zadaniem, raczej pewni możemy być jednak tego, że Francuz nie powinien już ryzykować w taki sposób, jak na El Molinón, gdy w wyjściowej jedenastce w stosunku do meczu z Bayernem wymienił aż dziewięciu zawodników. Najlepszą wiadomość stanowi zaś niewątpliwie to, że wyścig z czasem wygrał Raphaël Varane, który pod nieobecność Pepego i Sergio Ramosa zajmie miejsce na środku obrony obok Nacho.
Kto Realowi Madryt kibicuje nie od wczoraj, nie raz i nie dwa przekonał się na własnej skórze, że ten klub najzwyczajniej w świecie nie potrafi odnosić sukcesów w sposób banalny. Poza tym, czy nie jest fajnie móc do samego końca emocjonować się starciami właśnie takimi jak to dzisiejsze?
Pozytywy, wszędzie pozytywy.
A gdyby ktoś mimo wszystko pozostawał w depresyjnym nastroju, proponujemy jeszcze drobny zabieg wideo. Jeśli nawet to nie poskutkuje, to już chyba pozostaje tylko stryczek.
Początek meczu o 21:30. Można go obejrzeć na platformie Player.pl lub w STS TV.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze