ĄFeliz cumpleańos, Isco!
25. urodziny andaluzyjskiego magika, niech czary trwają jak najdłużej
Kiedy na początku lata 2013 roku przechodził do stolicy Hiszpanii, niejednemu z nas wydawał się kotem w worku wziętym za 30 milionów euro. Jasne, w sezonie 2012/13 prasa na Półwyspie Iberyjskim regularnie wspominała o jego kolejnych popisach czy to w Primera División, czy też Lidze Mistrzów, gdzie stanowił kluczowe ogniwo wykręcającej historyczny wynik na arenie międzynarodowej Málagi. Wciąż mimo wszystko trudno było uciec od pojawiającego się przy okazji podobnych transferów pytania – czy to już aby na pewno piłkarz na miarę Realu Madryt. Czy jego czar nie pryśnie, gdy tylko przyjdzie mu zakładać koszulkę klubu, w którym presja towarzyszy ci niczym cień.
Wątpliwości nasilać zaczynały się szczególnie w momencie, gdy ostatniego dnia letniego okienka w 2013 roku okazało się, że już za chwilę młody Hiszpan być może będzie musiał łatać dziurę po odchodzącym do Arsenalu Mesucie Özilu. Jak jednak miał pokazać czas, Florentino Pérez i tym razem się nie pomylił. Isco – bo o nim rzecz jasna mowa – rozgrywa właśnie swój czwarty sezon na Santiago Bernabéu, ostatnimi czasy przechodząc przez najlepsze chwile od momentu dołączenia do ekipy Los Blancos. Dziś zaś andaluzyjski magik kończy 25 lat.
Gdybyśmy na podstawie naszych doświadczeń mieli określić go jednym słowem, pierwszym z nasuwających się na myśl jest niewątpliwie „talent”. Nie będzie bowiem przesadą, jeśli stwierdzimy, że obecnie ze świecą szukać drugiego piłkarza, którego hiszpańska ziemia do spółki z bożym tchnieniem obdarzyłaby równie daleko posuniętym zmysłem technicznej gry w piłkę. Choć nie raz i nie dwa wielu z nas miało oczywiście prawo się wkurzać na legendarny już w jego przypadku syndrom „jednego zwodu za dużo” czy szukanie kwadratowych jaj w większości akcji, trudno nie zgodzić się z tym, że czasami po prostu warto chwilę się podenerwować, by koniec końców doczekać się błysków takich, jak – nie szukając daleko – chociażby te ze starcia ze Sportingiem Gijón:
Powiedzmy sobie jednak szczerze, że w tym sezonie pokazów magii uzbierało się mimo wszystko znacznie więcej:
Do tej pory kariera Isco w stolicy Hiszpanii przez długi czas przypominała swego rodzaju sinusoidę – od kapitalnego startu tuż po przeprowadzce, przez zniżkę formy, ławkę, odwieczną debatę pod tytułem „Isco czy James”, aż po obecny sezon, który jest bez cienia wątpliwości najlepszym w wykonaniu czarodzieja z Benalmádeny. Mimo jego zmiennych kolei losu, raczej nikt nie zwątpił jednak w to, że Isco to gracz o niebywałym potencjale.
W barwach Królewskich do tej pory zdobył w oficjalnych meczach 31 goli i zanotował 41 asyst. Dwukrotnie triumfował w Lidze Mistrzów, Superpucharze Europy oraz Klubowych Mistrzostwach Świata, a także raz wznosił ku niebu Puchar Króla. Do uzbierania pełnej kolekcji klubowych trofeów brakuje mu więc już „tylko” mistrzostwa Hiszpanii oraz krajowego Superpucharu. Coś, co w najbliższej przyszłości jest w stanie z pewnością nadrobić.
Z bardziej banalnych spraw, życzymy ci rzecz jasna szczęścia, zdrowia i jak największej liczby trofeów w białej koszulce. A także – podtrzymania efektywności z tego sezonu oraz bardziej stabilnej formy. Bo chyba nie będzie zbytnią przesadą, jeśli stwierdzimy, że to głównie tego to tej pory brakowało ci, byś z zawodnika bardzo dobrego stał się wybitnym i byś wreszcie na stałe zdołał wywalczyć sobie miejsce w podstawowej jedenastce.
A idąc jeszcze nieco bardziej w abstrakcję – życzymy, byś w przyszłości odrzucił jeszcze sto ofert płaczącej po najlepszym Andrésie Inieście Barcelony.
ĄFeliz cumpleańos, Francisco!
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze