Zamrozić piekło raz jeszcze
Zapowiedź meczu Bayern Monachium – Real Madryt
Mimo upływu czasu na samą myśl o wydarzeniach z tamtego dnia większości z nas wciąż po plecach przechodzą ciarki, a w oczach pojawia się marzycielski błysk zarezerwowany tylko dla tych najpiękniejszych wspomnień. Tak, to była bez cienia wątpliwości jedna z tych chwil, w których każdy madridista niezależnie od wszelkich doznanych w trakcie swojego kibicowskiego życia niepowodzeń, po prostu musiał utwierdzić się w przekonaniu, że dokonał jedynego słusznego „wyboru”. Bayern Monachium – Real Madryt 0:4. Jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy, mecz w najnowszej historii Los Blancos. Dzień, w którym piekło zamarzło, a – jak powiedzieliby Hiszpanie – czarna bestia straszyła co najwyżej wyglądem i z pozoru wściekłym spojrzeniem.
W końcu nadszedł jednak moment, w którym obrazki wielu z nas wciąż stające przed oczami niczym żywe, naturalną koleją rzeczy muszą zejść na dalszy plan. Po niemal trzech latach Królewscy znów zawitają bowiem do stolicy Bawarii, by dopisać następny rozdział jednej z najbardziej trzymających w napięciu piłkarskich opowieści Starego Kontynentu. Nie będzie w tym przypadku przesadą stwierdzenie, że z wyłączeniem Barcelony i Atlético, to właśnie Bayern jest obecnie rywalem budzącym wśród kibiców Realu Madryt największe poruszenie.
Choć przeszłość nie założy dziś korków ani nie przywdzieje na siebie piłkarskiej koszulki i krótkich spodenek, to jednak trudno na teraz znaleźć starcie, które poza najwyższym stężeniem umiejętności w aż takim stopniu byłoby podszyte wszelkiej maści zależnościami i smaczkami. Jeśli nazwiemy spotkanie Realu z Bayernem czymś więcej niż meczem dwóch absolutnie topowych drużyn, tym razem wcale nie pójdziemy w tanie pompowanie nastrojów przed pierwszym gwizdkiem.
Wspomniany historyczny mecz na Allianz, dwa lata wcześniej pechowa porażka w Monachium po golu Mario Gómeza w ostatniej minucie, w rewanżu wystrzelony przez Sergio Ramosa w serii rzutów karnych satelita. Kilka lat wcześniej zaś Roy Makaay i najszybsza bramka w historii rozgrywek, która – jak miało się okazać – pogłębi rzuconą na Real haniebną klątwę 1/8... Sięgając pamięcią jeszcze dalej, warto też przypomnieć, że swego czasu Zidane jeszcze jako piłkarz w sezonie 2003/04 przypieczętowywał w rewanżu z Bayernem awans Królewskich do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Asystę przy trafieniu Francuza zaliczył wówczas niezniszczalny Míchel Salgado.
W pierwszym meczu zakończonym remisem 1:1 legendarny golkiper Bawarczyków, Oliver Kahn, wpuścił też prawdopodobnie jednego z największych baboli w karierze:
Jak już jednak wspomnieliśmy, cała otoczka ma na celu jedynie odpowiednio nastroić nas przed tym, co dzieje się tu i teraz. Upływ czasu w najlepszy sposób obrazuje fakt, że w stolicy Bawarii dojdzie do bezpośredniego pojedynku Zinédine'a Zidane'a i Carlo Ancelottiego. Czyli ucznia i mistrza, którzy trzy lata temu najpierw w Monachium zatrzymali Ziemię, a następnie w Lizbonie wspólnie wznieśli ku niebu uszaty puchar.
No dobrze, jak zatem prezentuje się rzeczywistość? Bayern – cóż za niespodzianka – w Bundeslidze zajmuje pierwsze miejsce i w zasadzie już tylko kumulacja kilku klęsk żywiołowych mogłaby powstrzymać monachijczyków przed sięgnięciem po mistrzowski tytuł. Roztrwonienie dziesięciopunktowej przewagi nad drugim w tabeli RB Lipsk trzeba by bowiem rozpatrywać właśnie w kategoriach absolutnej katastrofy. Mimo wszystko należy jednak zaznaczyć, że przez długi czas Bayern Ancelottiego na krajowym podwórku miał problemy z tym, by na dobre wystrzelić.
Za kluczowy moment należy uznać wygrane 3:0 starcie z wiceliderem w przedostatniej potyczce rundy, po którym Bayern – choć nie ustrzegł się potem drobnych wpadek, jak chociażby przegrana z Hoffenheim sprzed nieco ponad tygodnia – zaczął stopniowo dystansować resztę stawki. Jakkolwiek spojrzeć, fakty są takie, że Bayern – nie licząc wywołanej przed sekundą wtopy z Hoffenheim – po raz ostatni w lidze przegrał 19 listopada z Borussią. Tą samą Borussią, którą cztery dni temu Niemcy pokonali pewnie 4:1.
W Lidze Mistrzów dzisiejsi gospodarze jak dotąd doznali natomiast dwóch porażek. Obu w fazie grupowej – 0:1 na wyjeździe z Atlético oraz 2:3 z Rostowem. Tak czy owak, największą uwagę powinniśmy przywiązywać do wyniku dwumeczu w 1/8. Gdyby bowiem przyszło co do czego, Bawarczycy nie mieli cienia litości, dwukrotnie miażdżąc Arsenal 5:1.
Jeśli chodzi o największe zagrożenie ze strony podopiecznych Carletto... Cóż, najlepiej w tym momencie oddać głos Sergiuszowi Ryczelowi...
... który jednak koniec końców może zapłakać rzewnymi łzami. Występ Polaka wciąż stoi bowiem pod znakiem zapytania. Gdybyśmy mieli się już jednak na coś nastawiać, najlepiej będzie przyjąć, że chodzi w tym przypadku wyłącznie o klasyczną zasłonę dymną.
W kontekście Realu najprościej natomiast napisać, że bój na Allianz będzie stanowił garść odpowiedzi na nurtujących nas od długiego czasu pytania: Jakie jest prawdziwe oblicze tego zespołu? Na co tak naprawdę go stać? I – najważniejsze – czy obrana w tym sezonie przez Zinédine'a Zidane'a taktyka polegająca na zwyciężaniu najmniejszym nakładem sił rzeczywiście sprawi, że jego zespół w tych najważniejszych momentach pokaże pełnię potencjału i fizycznie wytrzyma kwietniową serię szlagierów. Większość z nas liczyła zapewne na to, że jakieś poszlaki otrzymamy w minioną sobotę, jednak – nie ma co się oszukiwać – derby Madrytu tak naprawdę dały nam niewiele wskazówek.
O ile jednak w konfrontacji z Los Rojiblancos Królewscy mogli jeszcze poniekąd wstrzymać się z ujawnianiem wszystkich kart, o tyle dziś siłą rzeczy prawdę – a na pewno jej sporą część – już najzwyczajniej w świecie poznać musimy. Pewne w tym wszystkim wydaje się tylko jedno: od pierwszej minuty na plac gry zostaną posłane najcięższe działa. Jedyną formacją, w której Zizou musiał łatać dziury, był środek obrony. Na myśl o tym, że w miejsce kontuzjowanych Pepego i Varane'a zagrać będzie musiał Nacho, nikt jednak nie powinien dostawać 40-stopniowej gorączki.
Choć liczenie na powtórkę spotkania sprzed trzech lat byłoby wyjątkowo naiwne, to jednak trudno nie ulec wrażeniu, że dziś nastroje przed starciem w Monachium są paradoksalnie bardziej optymistyczne niż w 2014 roku. Trzeba jednak powiedzieć sobie jasno – gdy pięści ze sobą krzyżują ekipy pokroju Realu i Bayernu, przewidzenie, w którą stronę polecą iskry, graniczy z cudem. I to właśnie to stanowić będzie o całym uroku i pięknie tej hiszpańsko-niemieckiej rywalizacji. Niech zatem dzieje się historia. Najlepiej w taki sposób, byśmy to my postawili na końcu jej kolejnego rozdziału złotą kropkę.
Początek spotkania o godzinie 20:45. Transmisję przeprowadzi CANAL+.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze