Nacho: Jestem w domu i nie będę się czuć lepiej w żadnym innym miejscu
Wywiad z Hiszpanem
Nacho Fernández udzielił wywiadu dla portalu La Galerna. Mówił w nim między innymi o swojej historii w Realu Madryt, o trenerach, z którymi miał okazję pracować czy o sędziach.
Zadebiutowałeś w 2011 roku na Mestalli. Od tamtego czasu minęło sześć lat, a teraz jesteś uważany za ważnego zawodnika pierwszej drużyny. Twoi koledzy odchodzili na wypożyczenia albo byli sprzedawani z opcją wykupu, żeby nabrać doświadczenia i sprawdzić swoje umiejętności. Jednak ty, mimo że pojawiały się plotki, nigdy nie odszedłeś. Powodem jest twoje madridismo czy wiara w siebie?
Mieszanina obu tych rzeczy. Każdego roku podejmowałem decyzje, które były bardzo ważne dla mnie. Jestem w domu i nie będę się czuć lepiej w żadnym innym miejscu. Jestem tam, gdzie chcę być. Rywalizacja zawsze była na najwyższym poziomie, ale przed każdym sezonem podejmowałem decyzję o pozostaniu w klubie. Teraz mogę powiedzieć, że wyszło mi to na dobre. Nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć w przyszłości, ponieważ świat futbolu jest bardzo skomplikowany, jednak ja jestem szczęśliwy. W dodatku to jest mój najlepszy sezon w pierwszej drużynie.
Zgadzasz się zatem z tym, co powiedziałem w poprzednim pytaniu? Nie można powiedzieć, że jesteś zawodnikiem pierwszego składu, ale też nie można określić cię mianem rezerwowego. Można za to stwierdzić, że jesteś ważny w tej drużynie.
Dokładnie. Nie mogę się uważać za piłkarza pierwszej jedenastki, ponieważ nie byłaby to prawda, ale czuję się ważny, wyjątkowy.
Jak wspominasz trenerów, z którymi pracowałeś od czasu debiutu?
Zadebiutowałem u Mourinho. Z tego powodu jest moim sportowym ojcem i mam bardzo dobre wspomnienia z nim związane. Wiele się nauczyłem przez jego wymagania na treningach. Później był Ancelotti, inny typ trenera, bardziej wycofany. Dał mi szansę na dalszą grę w pierwszej drużynie. Jest wspaniałą osobą. Co prawda nie grałem u niego zbyt wiele, nie ma porównania do tego, ile gram obecnie, ale miałem wtedy mniejsze doświadczenie. Teraz będziemy mieć okazję, żeby się z nim zmierzyć…
Co będzie kluczowe w starciu z Bayernem Monachium?
Musimy spisać się bardzo dobrze defensywnie, ponieważ oni mają spektakularny atak. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że nasz atak również ma niesamowity potencjał. Awans zdecyduje się w oparciu o detale, co oznacza, że będziemy musieli być maksymalnie skoncentrowani przez 180 minut. Niech wygra lepszy i niech lepszym będzie Real Madryt.
Kontynuując rozmowę o trenerach, z którymi pracowałeś, co wyróżniłbyś u Zidane’a? Jaką odegrał rolę w twoim niesamowitym rozwoju, a jaką w rozwoju całej drużyny?
Mówiło się, że przychodził bez doświadczenia, ale myślę, że zdobycie Ligi Mistrzów w ciągu pierwszych sześciu miesięcy dało mu wszystko, czego potrzebował. W Realu Madryt uczy się bardzo szybko, ponieważ wszystko toczy się diabelskim tempie. Trener jest przygotowany i to udowadnia. Rozgrywamy świetny sezon. Pod względem osobistym jestem szczęśliwy. Pod jego wodzą rozgrywam mój najlepszy sezon. On zdecydował, że zostaję. Powiedział mi: „Nie wiem, ile będziesz grał, ale wystawię cię w podstawowym składzie zawsze, kiedy pojawi się taka możliwość. Będziesz miał swoje szanse”. Teraz udowadnia, że nie kłamał.
Co powiedziałbyś tym, którzy umniejszają zasługi obecnego trenera i przypisują wszystko szczęściu?
Szczęście może wystarczyć na jeden czy dwa mecze, ale z trenerem osiągnęliśmy wiele. Wygraliśmy Ligę Mistrzów, Superpuchar Europy, Klubowe Mistrzostwa Świata i pobiliśmy rekord spotkań bez porażki. Tego się nie osiąga dzięki szczęściu. Zidane spisuje się znakomicie. Kto obejmuje stanowisko trenera w Realu Madryt, musi być również psychologiem, a on wywiązuje się z tego wspaniale. Sprawia, że wszyscy jesteśmy dopasowani do dynamiki drużyny, a to jest bardzo ważne. Myślę, że on jest trenerem, który najczęściej rotuje składem.
Istnieje pewien dowód na to, że drużyna dobrze pracuje, a nie bazuje jedynie na szczęściu. Chodzi tutaj o stałe fragmenty, które przynoszą bardzo korzystne efekty. Bez wątpienia kryją się za nimi godziny treningów, prawda?
Tak, ale też nie jest tak, że pracujemy nad tym więcej niż nad innymi elementami gry. Jesteśmy drużyną, która jest powołana do gry piłką. Jeśli jednak masz w drużynie kogoś takiego jak Sergio Ramos, tak dobrze spisującego się przy stałych fragmentach, musisz to wykorzystać. Defensywnie również dobrze nam idzie przy stałych fragmentach gry. Mamy wielu wysokich zawodników, którzy w powietrzu spisują się perfekcyjnie.
Twoje słowa przyciągają uwagę, ponieważ ja, który od trzydziestu lat śledzę tę drużynę, nigdy nie widziałem takiej solidności przy rzutach rożnych rywala i nie odczuwałem też takiej nadziei na zdobycie gola, kiedy to my mamy rzut rożny. Nie pracuje się tak dużo nad tym?
Pracuje się dużo, ale nie mamy obsesji na punkcie stałych fragmentów gry. Staramy się zachować maksymalną koncentrację, zarówno przy rzutach wolnych, jak i przy rzutach rożnych. Zdajemy sobie sprawę, że takie zagrywki mogą być decydujące. Ich znaczenie rośnie we współczesnym futbolu. W starciu z Bayernem stałe fragmenty mogą być kluczowe.
Jak czujecie się z tym, jak traktuje was prasa?
To jest skomplikowany temat. Real Madryt zawsze znajduje się w centrum zainteresowana, na dobre i na złe. Kiedy idzie nam dobrze, jesteśmy najlepsi. Kiedy jest źle, wszyscy wykorzystują sytuację, żeby skupić się na Realu Madryt. To normalne, bo jesteśmy najlepszym klubem na świecie. Mogę cię zapewnić, że odłączamy się od tego typu rzeczy.
Przykład. Barcelona odrabia straty z PSG przy bardzo wątpliwym sędziowaniu, a madrycka prasa pisze o ogromnym sukcesie. Kiedy kilka dni później pokonaliście Betis po kontrowersyjnym zagraniu Keylora, mimo że sędzia niesłusznie anulował wam bramkę i zignorował rzut karny na Moracie, pisze się o „kradzieży” Realu Madryt…
Tak jak mówię, jesteśmy z tego wyleczeni. Jeśli wygramy, jest mi obojętne, jakie tytuły pojawią się w prasie i co o nas mówią. Trener powiedział nam pewnego dnia: „Nawet jeśli ludziom się to nie podoba, musimy dalej iść przed siebie”.
Skoro już mówimy o sędziach. Istnieje taki mit, że sędziowie pomagają Realowi Madryt. Od kiedy jesteś zawodnikiem pierwszej drużyny, schodziłeś kiedyś z boiska z myślą: „Sędziowie dzisiaj nam pomogli”?
Nie. Nie wierzę w to, że sędziowie mylą się celowo.
Nie, ale to może być błąd, którego nie popełnił celowo.
Nie przypominam sobie sytuacji, żebym schodził z boiska z myślą: „Dzisiaj bardzo nam pomogli”. Zdarzają się pewne konkretne akcje, ale to samo dotyczy przeciwników. To jest element gry. Sędziowie się mylą, podobnie jak napastnicy czy obrońcy, nic więcej.
Wcześniej mówiłem ci o słowach „ogromny sukces”, którego madrycka prasa użyła w kontekście remontady Barcelony. To słowo odzwierciedla to, co stało się podczas meczu Barcelona – PSG?
Powiem to, co mówiłem już wtedy. To było historyczne i nie zostawiam żadnych dopisków. Zostawiam to mojemu kapitanowi (śmiech). Tamten mecz był dziwny, padło wiele goli. PSG nie miało swojego najlepszego dnia, podobnie jak Barcelona w pierwszym meczu. Taki jest futbol, każdy wynik może się zdarzyć. Hiszpania pewnego dnia pokonała Maltę 12:1.
Prawda, ale na przykład prasa holenderska pisała wtedy o oszustwie (ich drużyna odpadła przez ten wynik).
To oczywiste, że każdy będzie patrzył na swoje interesy. Jeśli to Real Madryt wygrałby wtedy 6:1, prasa z Barcelony pisałaby tak samo. Wszystko może się zdarzyć.
Chodzi o to, że madrycka prasa nie pisała za dużo o sędziowaniu, ale zmieńmy już temat, ponieważ jesteś bardzo ostrożny, co akurat jest dobre. W karierze prawie nie miałeś kontuzji. Jaki jest twój sekret?
Nie mam pojęcia, może to sprawa genów. Niedawno upubliczniła się informacja, że jestem diabetykiem i z tego powodu muszę zwracać szczególną uwagę na dietę. Wcześniej rozmawialiśmy o szczęściu, a brak kontuzji to w dużej mierze jest kwestia szczęścia.
Jeśli Raúl García nic ci nie zrobił w ostatnim meczu w Bilbao, może być spokojny.
(Śmiech) To był napięty mecz, ale wszystko zostaje na boisku. Po meczu Raúl i ja wymieniliśmy uścisk ręki.
Po tamtej akcji zrodziła się przepychanka, a ty pokazałeś wtedy charakter, który rzadko można zauważyć. Mówię to z podziwem.
To był bardzo gorący mecz, ale wszystko zostało na boisku. Najważniejsze, żeby zwyciężył szacunek i tak było.
Widzisz siebie w roli kapitana Realu Madryt?
W młodszych kategoriach wiekowych miałem to szczęście, że byłem wśród kapitanów. W Castilli również nosiłem opaskę po awansie. W pierwszej drużynie miałem już okazję być kapitanem w którymś meczu towarzyskim. Jednak przede mną ciągle jest wielu zawodników. Wielu trzeba by było wyrzucić, żebym mógł zostać kapitanem (śmiech).
Ze względu na staż jesteś w czołówce.
Tak, jestem, ale na razie o tym nie myślę. Skupiam się na tym, żeby grać częściej i być jeszcze ważniejszą częścią zespołu. Reszta przyjdzie sama.
Od dawna istnieje dyskusja na temat wyboru kapitana w Realu Madryt. Obecnie liczy się tylko jedno kryterium – staż. Niektórzy uważają, że powinny się również liczyć inne rzeczy. Jeden kapitan mógłby nim być ze względu na staż, inny wybrany przez drużynę, kolejny wybrany przez trenera…
Myślę, że oprócz stażu, najważniejsze jest posiadanie cech lidera. Sergio łączy te dwie rzeczy. Lideruje, ma charakter i kocha tej herb. Być może pewnego dnia pojawi się piłkarz, który będzie w drużynie krótko, ale będzie miał wszystkie pozostałe cechy, o których wspomniałem.
Sergio Ramos bardzo się rozwinął, od kiedy został kapitanem?
On zawsze był liderem, to dla niego naturalne. Wcześniej Iker był przed nim, ale Sergio już miał te cechy. Z biegiem lat zbierał doświadczenie. Kiedy dostał opaskę, wykonał jeszcze jeden krok, żeby zyskać sobie szacunek ludzi. Twoje słowa muszą mieć wtedy siłę. On zrobił ten krok, chociaż wydaje się to naturalne, jakby było zapisane w jego DNA.
Przywództwo jest kluczowe dla kapitana, ale również dla trenera. Wracając do Zidane’a, jeśli pięć lat temu ktoś powiedziałby ci, że pojawi się trener, który potrafi zostawić Cristiano poza kadrą albo zdjąć go z boiska z powodów taktycznych, uwierzyłbyś?
Po pierwsze chcę powiedzieć, że kiedy Cristiano był zmieniany w Bilbao, to nie wykonał żadnego gestu, ani nic w tym rodzaju. Powiedział coś po portugalsku, ale zrobił to dyskretnie. Wkurza się jak każdy zawodników, który jest zdejmowany z boiska. Dobrze mieć taki charakter. Mecz się skończył, a on był szczęśliwy, ponieważ wygraliśmy na trudnym terenie. Zrobiliśmy zdjęcie, na którym on się cieszy razem ze wszystkimi. Jeśli chodzi o zmiany, decyzje podejmuje trener. Tamtego dnia wyszło nam to na dobre, bo wygraliśmy. Kiedy jest taka potrzeba, Cristiano lub inni zostają poza kadrą, ponieważ Zidane ma wielką osobowość. Ludzie myśleli, że jest inaczej, ponieważ nie miał doświadczenia, ale mylili się. Trener powołuje i wystawia do jedenastki takich zawodników, których uważa za najbardziej odpowiednich w danym momencie.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze