Awans do finału po kolejnej dogrywce
Koszykarze pokonali Baskonię
Cóż za turniej! Koszykarski zespół Realu Madryt znowu wygrzebał się z tarapatów i doprowadził do drugiej dogrywki w tegorocznej edycji Pucharu Króla. Obrońcy tytułu tym razem poradzili sobie z gospodarzem turnieju, Baskonią, którą ostatecznie pokonali różnicą czterech punktów (99:103). Awansowali do niedzielnego finału, gdzie zmierzą się z graczami Valencia Basket Club, lepszymi od FC Barcelona Lassa.
Baskonia powtórzyła schemat gry z ćwierćfinału i zaatakowała przyjezdnych z dystansu, wspomagając się szybkim rozegraniem piłki. Madrytczycy nie byli na to przygotowani. Gubili krycie i zostawiali na obwodzie mnóstwo wolnego miejsca, wręcz zachęcając rywali do rzutów trzypunktowych. Skończyło się na pięciu punktach straty po pierwszych dziesięciu minutach (15:20) i naganie od trenera.
Stawka meczu i doświadczenie nabyte w minionych tygodniach wymusiły na zawodnikach ze stolicy błyskawiczną reakcję. Wznowili grę w drugiej kwarcie z zupełnie innym nastawieniem. Zaczęli grać nie tylko skutecznie, ale i efektownie. Zaprezentowali bogatą paletę zagrań, wśród których nie brakowało wsadów i szybko rozgrywanych kontrataków. Wszystko to było możliwe dzięki udanym interwencjom w obronie. Koszykarze grali przez chwilę tak, jak lubią najbardziej, a to wpłynęło z korzyścią na wynik meczu (35:44).
Gospodarze nie powiedzieli jednak ostatniego słowa. Zaskoczyli przeciwników po przerwie agresywną obroną i pressingiem stosowanym na całym boisku, wymuszając na nich straty i zyskując okazje do dodatkowych akcji. Madrytczycy nie odpowiedzili takim samym zaangażowaniem w defensywie, a wręcz przeciwnie. Niepowodzenia i liczne błędy w ataku zniechęcały ich do skrupulatnej obrony własnego kosza. Zaczęli tracić nie tylko przewagę, ale i pewność siebie.
Baskonia długo pracowała, aby odzyskać prowadzenie i w końcu, zupełnie zasłużenie, jej się to udało (72:73). Rozpędzona zaczęła oddalać się od gości i z czasem, dzięki znakomitej skuteczności w rzutach za trzy, wyprzedziła go o osiem punktów różnicy (87:79). Real Madryt zaprezentował tę samą nieustępliwość, co w starciu z Andorrą i doprowadził do dogrywki. Bez rzutów w ostatnich sekundach, bez błędów połów. Dodatkowy czas gry należał do Sergio Llulla i Gustava Ayóna, którzy podzielili się dorobkiem i zaprowadzili kolegów do upragnionego finału.
Cały madrycki skład pokazał charakter i walczył zaciekle do samego końca, ale na wyróżnienie zasłużyła trójka zawodników. Odpowiedzialność za wyprzedzenie rywala w drugiej kwarcie spoczęła na młodych barkach Luki Dončicia, tradycyjnie pomagającego w każdym elemencie gry. Siedemnastolatek uzbierał tego wieczoru 23 punkty, 6 zbiórek i 3 asysty. Wysoką skuteczność z czwartkowego meczu utrzymał także Anthony Randolph (20 punktów, 4 zbiórki). Ostatnie słowo należało do świetnego Sergio Llulla, autora 23 punktów i 4 asyst.
99 – Saski Baskonia (20+15+29+25+10): Larkin (17), Hanga (19), Beaubois (27), Tillie (8), Diop (2) – Bargnani (8), Voigtmann (10), Laprovíttola (-), Budinger (8), Luz (-).
103 – Real Madryt (15+29+24+21+14): Llull (23), Carroll (3), Mačiulis (2), Reyes (6), Ayón (13) – Randolph (20), Fernández (3), Nocioni (3), Dončić (23), Hunter (4), Taylor (3).
Skrót spotkania | Statystyki | Drabinka
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze