Real chciał zmienić stadion w 1973 roku
Projekt Królewskich zablokowało państwo
Zdjęcie przedstawia makietę projektu stadionu z 1973 roku.
Na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku Santiago Bernabéu nie zwykł, jak śpiewał później Joaquín Sabina, odpalać cygar za pomocą milionowych banknotów. Martwił się raczej rachunkowością Blancos, co do której don Santiago lubił powiadać, że była rozpisywana w skórzanych notatnikach. Wówczas ten aspekt działalności klubunie miał się najlepiej. I były tego konsekwencje – na płaszczyźnie międzynarodowej sześciokrotny mistrz Europy spadał z tronu, w kraju zaś Atlético, z nowym stadionem, zaczęło upominać się o swoje. Również Valencii urosła broda, Barcelona z kolei zaczynała czuć się pewniej, bo na Camp Nou przebiegał proces amortyzacji.
Na początek trzeba zrobić coś innego, mianowicie cofnąć się w czasie, do 1962 roku, gdy zabroniono kupowania zawodników zagranicznych. To uległo zmianie po skandalu z repatriantami. Okno na świat na powrót otwarto w 1973 roku, a pierwszym wielkim celem transferowym był Johan Cruijff. Don Santiago wiele lat później przyznał, że gdy Ajax podwyższył przy negocjacjach cenę o milion dolarów, Real Madryt nie kontynuował już rozmów. Barcelona to zrobiła i ściągnęła piłkarza do siebie. Już wcześniej Azulgrana otrzymała mocny zastrzyk finansowy: ponownie przebudowano Camp Nou, ale stare Les Corts pozostały bez użytku, przekwalifikowano je na teren prywatny. Po kilku krokach udało się zakończyć proces, a w 1966 roku klub otrzymał dwieście dwadzieścia sześć milionów peset. Przy takich kwotach trzeba było grać o Holendra.
Wprawiono wtedy jednak w ruch pewną operację strategiczną. W 1970 roku mówiło się już, że Estadio Santiago Bernabéu jest przestarzały, a dokoła pochłania go nagły rozwój urbanistyczny. Jego wartość rzecz jasna zwiększyła się kilkukrotnie, tak jak i wycena metru kwadratowego przy Peseo de la Castellana. Tak więc grupa inwestorów zaoferowała Realowi Madryt cztery miliardy peset za grunty starego stadionu, aby na jego miejscu skonstruować siedemdziesięciopiętrowy drapacz chmur, który miał się nazywać La Torre Blanca (Biała Wieża), a także dwa wielkie apartamentowce. Rzecz działa się w 1972 roku.
Przenosiny zostały zaplanowanie nie do miasteczka sportowego, jak czasem się sądzi, ale do miejsca między drogami na Burgos i Colmenar. Co ciekawe wybrana lokacja, farma Las Jarillas, to teren, na którym w 1948 roku powstała szkoła, do jakiej będąc jeszcze dzieckiem uczęszczał Jan Karol I Burbon. Projekt stworzony przez architekta, Félixa Candelę, był niesamowity. Zakładał sto dwadzieścia tysięcy miejsc, sześćdziesiąt stojących i drugie tyle siedzących, osiem niezależnych trybun i zadaszenie podobnego do tego ze Stadionu Olimpijskiego w Monachium.
Był tylko jeden problem – działki z Las Jarillas i Chamartín były odpowiednio terenami zielonymi i sportowymi, z tego powodu konieczne były zmiany w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Nie wydawało się to wielkim problemem, bo miasta w tamtym czasie przeżywały okres nagłego rozwoju urbanistycznego, a Real Madryt miał w tym udział. Nie bez powodu był nagrany przez różne państwowe organy, a reżim sprawujący władzę określał klub jako „swojego najlepszego ambasadora” ustami Castielli, ministra spraw zagranicznych. Jednak od samego początku zapalony frankista, burmistrz Madrytu, Carlos Arias Navarro, był przeciwny operacji, powiedział nawet, że „jest ona równie zabroniona co morderstwo”.
Klub dalej pchał sprawy na przód, ale 20 czerwca 1973 roku w dzienniku ABC ukazał się artykuł podpisany przez Luisa Pascuala de Estevilla tytułem: „Dla kogo trzy miliardy?”. Tekst odnosił się do przychodów, które miała generować operacja, a także przeświadczenia Realu o tym, że są one pewne. Nieostrożnie, bez żadnych zezwoleń całe plany, w tym makieta, zostały zaprezentowane na zebraniu socios 9 września 1973 roku. To spowodowało zakłócenia, a nowy burmistrz Madrytu, García Lomas, stwierdził, że nic mu nie wiadomo o tych projektach i że powinny one „być zgodne z prawem”.
Gdy pozwolenia nie przychodziły, zdecydowano się na podjęcie desperackiego środku. Makiety załadowano na ciężarówkę, która, według Raimundo Saporty, pojechała do El Bardo, aby zaprezentować projekt generalicji. Franco je przestudiował i wysłuchał wyjaśnień, ale nie dał żadnej opinii. Nie zaangażował się w sprawę i ostatecznie nie doszło do przekwalifikowania gruntów.
Odpowiedź don Santiago była mocna. Mając już siedemdziesiąt osiem lat wdał się w spór ze wszystkimi, mówiąc o korupcji reżimu, mówiąc, że wśród oskarżających go jest wielu wielkich spekulantów i że „mamy nową wojnę, mój muszkiet powróci dla nich”. Bernabéu ostatecznie pozostało tam, gdzie jest. I choć Barcelona się wzmocniła, Real Madryt nie osłabł znacznie. Epilog nadszedł być może w 2005 roku, kiedy Luis Pascual Estevill, autor rzeczonego artykułu, został uznany za winnego korupcji i krętactwa.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze