De Carvalho: Europie spodoba się ten mecz
Wywiad z prezesem Sportingu
W środę odwiedzają Bernabéu, by zagrać ze „swoim chłopcem”, jak mówią ludzie Sportingu na Cristiano. Bruno de Carvalho spełnia swoje dziecięce marzenie i powoli przywraca klub na szczyt. Ale uwaga, Sporting. Nie Lizbona. MARCA każe na to uważać.
Na początek temat, który podobno bardzo pana martwi, czyli „Sporting Lizbona”.
Coś takiego nie istnieje! Taka ekipa nigdy nie istniała. To Sporting Club de Portugal lub w skrócie Sporting. To tak jakbym ja nazywał cię Mario, gdy nazywasz się Sergio. To nasza jedyna nazwa od 110 lat.
Zaczynacie Ligę Mistrzów od meczu, który wszyscy będą chcieli obejrzeć, bo Cristiano podejmie na Bernabéu drużynę swojego dzieciństwa.
Możliwość uczestniczenia w Lidze Mistrzów to wyjątkowe uczucie. Naszym celem jest bycie w niej zawsze. Do tego zagramy na legendarnym stadionie, podobnie pięknie będzie przyjąć Real na naszym obiekcie. Oby wszyscy cieszyli się tym starciem. To ogromna przyjemność, że Sporting jest tam, skąd nigdy nie powinien wypaść, czyli w Lidze Mistrzów.
Stosunki między klubami są chyba dobre, bo latem długo rozmawialiście o Lucasie Silvie. Jakie ma pan stosunki z Florentino?
Dobre. Jestem pewny, że jeszcze będziemy współpracować w przyszłości. Oni wiedzą, że my świetnie szkolimy, a my cieszymy się, że możemy rozwijać naszą relację.
Obecność Cristiano czyni te stosunki jeszcze bardziej wyjątkowymi?
Oczywiście. To przyjemność dla wszystkich. Widzieliśmy reakcję Ronaldo, gdy zobaczył Sporting w swojej grupie. Nasza była taka sama. To będzie coś specjalnego: zagramy z naszych chłopcem, a on zagra przeciwko ekipie, w której się rozwijał. To będzie coś bardzo cennego.
Podchodzicie do pierwszego starcia w optymalnym momencie?
Cóż, logiczne jest, że nasi nowi zawodnicy pracują z drużyną od krótkiego czasu, ale czujemy się dobrze. Zabraknie Slimaniego, João Mário i Teo, więc nowym będzie trudniej. Lepiej będzie przed rewanżem na Alvalade, bo wtedy będą bardziej zgrani. Jestem jednak zadowolony z losowania, a start na Bernabéu będzie wyjątkowy.
Klubowy mistrz Europy zaczyna Ligę Mistrzów od starcia z ekipą z trzema reprezentacyjnymi mistrzami Europy, ale też klubem, który praktycznie wychował całą waszą kadrę.
Z 13 piłkarzy, którzy zagrali w finale, 10 wychowywało się u nas. Bardzo chcemy pokazać nasz futbol. Europie spodoba się ten mecz.
Więc jaki procent szans daje pan swojej ekipie?
Jestem prezesem, zawsze muszę mówić, że 100%.
Jest pan prezesem, ale też fanatykiem swojego klubu od dziecka. Jakie ma pan wspomnienia o Cristiano w Sportingu?
To był chłopiec z fenomenalnym talentem. Kiedy odszedł, uważałem, że robi to za szybko. Oglądałem tutaj mecz z United i wszyscy mieliśmy to odczucie, że po tym jak zagrał, trudno będzie o to, żeby nie próbowali go pozyskać. Miałem jakąś nadzieję, że Sporting zrobi coś, żeby go zatrzymać. Jako kibic i teraz jako prezes uważam, że zrobiliśmy zły biznes, że sprzedaliśmy go tak szybko. Zły pod względem sportowym i biznesowym.
Oszczędza pan już po to, żeby móc sprowadzić Cristiano na Alvalade pod koniec jego kariery?
Cieszyłbym się tego. Mocno pracujemy nad tym, żeby zawodnicy wracali, jak widać po Nanim. Będzie więcej takich przypadków.
Ale czy pańskim celem jako prezesa jest to, aby Cristiano zakończył karierę w Sportingu?
Tak. Nie mam wątpliwości. Chciałbym, żeby skończył tutaj karierę, w domu. On już dzisiaj wiele nam daje, mocno nas reprezentuje, ale byłoby cudownie, gdy wrócił tutaj na sam koniec. To ambasador na całym świecie. Zawsze dobrze o nas mówi, opowiada o swoim uczuciu do klubu. Na pewno rozegra przeciwko nam wielkie spotkanie, ale spróbujemy go zatrzymać.
W czym zmienił się Sporting od czasu, gdy on dla was grał?
W tym momencie Sporting mocniej patrzy na przedwczesne odejścia zawodników. Przykład to João Mário, który ma oferty od dawna. Sprawiamy, że chłopcy potrafią poczekać i odejść w najlepszej chwili. Wcześniej nie było takiej równowagi. Quaresma, Nani, Cristiano… Wiele razy klub mógł zachować się lepiej przy transferach.
Teraz macie inny okres. Cieszycie się innym szacunkiem, oczekiwania są inne, jest to poczucie rywalizacji z Benficą i Porto, którego dawno nie było.
Zmieniło się nastawienie. Kiedy przychodziłem, na meczach było średnio 22 tysiące fanów. Teraz mamy ich blisko 40 tysięcy. Sprzedaliśmy od razu 4 tysiące wolnych wejściówek na mecz w Madrycie. Jeśli mielibyśmy ich trzy razy więcej, wszystkie by się rozeszły. To wiele znaczy.
W Hiszpanii często mówi się, że Sporting to portugalskie Atleti. Czuje się pan komfortowo z takim określeniem?
Nie chcę porównań, żeby nikogo nie urazić. Mam świetne stosunki z Atlético. Jednak musimy wiedzieć, gdzie się znajdujemy. Niestety przez złe kierowanie klubem od dawna nie jesteśmy tam, gdzie powinniśmy być. Ta drużyna w pewnym okresie wygrywała 8 na 10 mistrzostw. Nie może być tak, że teraz wygrywamy ligę raz na 10 czy 20 lat. Mój ojciec też był fanem tej ekipy i ja dorastałem z wiedzą, że Sporting wszystko wygrywa. Nie chcę tutaj być źle odebrany, ale nie chcę, żeby porównywano nas do kogokolwiek, bo naszym celem jest regularne zdobywanie mistrzostwa w Portugalii i także w Europie, dlaczego nie? Chcemy być drużyną, która w każdym roku walczy i regularnie wygrywa. Na dzisiaj tak nie jest, bo ostatni raz wygraliśmy 14 lat temu.
Co wnosi dla was Jorge Jesus?
To uzupełnienie, którego właśnie potrzebowaliśmy. Doskonały człowiek do mojej wizji Sportingu: ma maksymalne wymagania jak ja. Jest perfekcjonistą jak ja, on w treningu, ja w zarządzaniu. Pracuje do granic możliwości, wszyscy są zmęczeni i spoceni, ja czuję to samo w biurach Alvalade. Jego ambicja nie jest nieskończona, ale skrojona na Sporting. My stworzyliśmy ściany, a on zalał sportowe fundamenty. Piłkarze dzisiaj czują, że w Sportingu mogą wygrywać.
Czy może pan powiedzieć, że to wasza największa gwiazda?
Jorge Jesus to lider, co jest logiczne. To najważniejszy człowiek w naszej grupie.
Jak wyobraża pan sobie starcie na Bernabéu?
Sądzę, że przede wszystkim będzie na nim spektakularna atmosfera. Stadion Realu Madryt już sam w sobie ma fantastyczną otoczkę, a do tego będziemy mieć 4 tysiące fanów Sportingu, którzy też są zaprawieni w dopingowaniu. Wszystko będzie dobrze. Spektakl poza boiskiem, a na murawie zobaczymy u nas supermotywację wynikającą z bycia w Lidze Mistrzów.
Mecz obejrzy na ławce!
– Wolę wszystko wiedzieć. Tam widać wszystko, co się dzieje. Tam żyjesz futbolem – mówi Portugalczyk. Przed meczem przywita się ze wszystkimi w loży honorowej, a następnie zejdzie na murawę.
Dziennikarze Marki dodają też, że na Alvalade jest całkowity zakaz używania czerwonego koloru, czyli barw Benfiki. – Nawet nie może być czerwonych skarpetek. Musimy trzymać się naszych korzeni – śmieje się prezes.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze