Asensio, James lub Isco, któryś musi odejść
Tekst o wyborze stojącym przed Zidane'em
Poniższy tekst jest tylko i wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadryt.pl.
Asensio, Isco, James – tych trzech panów łączy wiele, od pozycji poczynając, na niepewności jutra w Realu Madryt kończąc. Najprawdopodobniej ktoś z nich odejdzie, mówi się, że w klubie są dwa miejsca dla zawodników grających na pozycji ofensywnego pomocnika, a być może pojawi się jeszcze ktoś nowy. Kogo pozbędzie się Florentino? Czas pokaże. Ja widzę to tak…
Asensio
Marco w szatni Realu Madryt będzie niemalże przybyszem, kimś nowym. Choć działacze z Concha Espina sięgnęli po niego już dwa lata temu, to od tamtego czasu jego styczność z klubem była mała. Zeszłego lata spędził z podstawową grupą okres przygotowawczy i ponownie powędrował na wypożyczenie, tym razem do zespołu z Primera División. Dzisiaj jego podstawowym celem jest, aby ta historia znów się nie powtórzyła. Zawodnik z Majorki walczy o pozostanie w Kastylii i wcale się z tym nie kryje, ale daje też znać, że nie zamierza pełnić na Bernabéu roli wiecznego rezerwowego i może odejść, jeśli wyczuje, że zostanie na nią skazany.
Powstaje pytanie, jakie argumenty na rzecz pozostania ma w ręku młody Hiszpan. Okazuje się, że całkiem niezłe. Asensio śmiało można nazywać jednym z odkryć zeszłego sezonu na Półwyspie Iberyjskim. Espanyol często oglądało się właśnie z jego powodu i był chyba najlepszym graczem w zespole z Barcelony. Czy dlatego, że błyszczał i starał się skraść całe show kolegom? Nie, wręcz odwrotnie. Mimo dziarskiego fizis, Marco to gracz o nastawieniu raczej altruistycznym, notuje sporo asyst, gra dla zespołu i ma ku temu umiejętności. Jest szybki, mocny fizycznie, może grać na wielu pozycjach, dobrze czuje się nie tylko w środku, w miejscu okupowanym przez klasycznego mediapuntę, ale także na lewej i prawej pomocy, a także skrzydle. Ma też dobrze ułożoną lewą nogę, dzięki czemu groźnie bije rzuty wolne. Szczególnie imponuje u niego dojrzałość w podejmowaniu decyzji, zawsze pożądana w najlepszych klubach, gdzie liczbę niepotrzebnych błędów trzeba ograniczać do minimum. Wydaje się, że jest to gracz idealnie skrojony pod system taktyczny preferowany przez Zidane’a.
Większą niepewności można odczuwać co do jego psychiki, ale wynika to raczej z tego, że ta sfera jego życia wciąż pozostaje pewną niewiadomą, a pod uwagę trzeba też brać działanie, jakie na charakter gracza, potrafi wywrzeć Real Madryt. Z jego wypowiedzi bije pewność siebie, ale też spora doza rozwagi i inteligencji, trudno jednak mieć absolutną pewność co do tego, jak zareaguje przy większej presji. Można za to być bardzo dobrej myśli, wszak nie każdy zawodnik potrafi w tak młodym wieku asystować w meczu z Blaugraną na Camp Nou. Jeśli Marco dobrze zaprezentuje się podczas okresu przygotowawczego, powinien być pewniakiem do pozostania w drużynie. Nic dziwnego, że podobno jest wielu chętnych na jego usługi.
Isco
W zupełnie innej sytuacji jest Isco. Zawodnik z Malagi w Madrycie pojawił się wraz z Carlo Ancelottim. Od samego początku oczekiwania wobec niego były spore, ale już na jesieni 2013 roku okazało się, że może zbyt pochopnie bardzo wysoko zawieszono poprzeczkę. Co prawda, Hiszpan dobrze zaczął, w meczu z Betisem u siebie zebrał nawet jak najbardziej zasłużone oklaski. Wkrótce potem miało się jednak okazać, że zmiana systemu po przyjściu Garetha Bale’a ujawni u Isco wielkie braki w grze obronnej. Kolejne pół roku pomocnik pracował, aby nadrobić zaległości z przeszłości. I udało się, doskonale było to widać w półfinałowym meczu z Bayernem na Bernabéu.
Isco był już na dobrej drodze, ale gdzieś w podróży do kolejnego sezonu zgubił się i zboczył w dziurawą, ciemną uliczkę. Przyjście Jamesa sprawiło, że Hiszpan miał konkurenta, z którym miał wkrótce przegrać rywalizację i to z kretesem. Z dwunastego zawodnika chciał awansować na członka, mniej lub bardziej, pierwszego składu. Stało się zupełnie odwrotnie, do once Carlo wskakiwał przeważnie wtedy, kiedy ktoś inny meldował się u lekarza. Lepsze czasy nie przyszły również za Beníteza, choć znowu początkowo wydawało się, że pomocnik wreszcie dostanie prawdziwą szansę. Punktem kulminacyjnym był Klasyk. W oczekiwaniu na ten mecz Isco nie pojechał na kadrę i ciężko trenował w Valdebebas, ale szansy nie otrzymał. Zareagował gniewem, co zaowocowało wieloma tygodniami bez minut na boisku.
To wszystko miało oczywiście swoje źródło w występach Hiszpana, czego sam zainteresowany nie chciał widzieć. Zawsze zaczynał, robiąc dobre wrażenie na treningach i zawsze kończył, rozczarowując na ligowych boiskach. Isco wielokrotnie pokazywał, że wizja gry jego i trenerów Realu Madryt jest odmienna. On woli piłkę na przetrzymać, poholować, pokiwać się tam, gdzie nikomu to nie służy, szkoleniowcy zaś chcą, aby futbolówka wędrowała szybciej, żeby piłkarz podejmował decyzje umiejętniej i bez zastanowienia się nad nim dwa razy. Aspekt decyzyjny jest pierwszym, w którym pomocnik okazuje powolność. Drugi wiąże się z profilem fizycznym gracza, który, mówiąc eufemistycznie, nie należy do demonów szybkości, co często psuje rytm zespołu, szczególnie przy wyprowadzaniu kontr. Znowu nie jest tak, że brak mu jakichkolwiek zalet. Kiedy już zdarza mu się grać szybciej i podejmować decyzje szybciej, ergo lepiej, jest bardzo pożyteczny dla zespołu. Nie ma też oporów przed harowaniem w defensywie.
Oczywiście ważne jest też to, jak sam gracz patrzy na swoją rolę w zespole. Wydaje się, że chciałby być kimś ważnym, że chciałby błyszczeć, ale raczej nie ma ku temu możliwości. Z pewnością nie przyjmie pozycji w stylu Nacho, dla którego podstawowym celem jest samo przebywanie w Realu Madryt. Dodatkowo jego piłkarski sufit okazał się być umieszczony znacznie niżej, niż pierwotnie zakładaliśmy. Problemem w tym, że do niego jeszcze to nie dotarło, co w przyszłości może dalej prowadzić do konfliktów i fal niezadowolenia. Po Isco zgłasza się Juventus, zdaje się, ze calcio powinna dobrze tuszować jego braki… Może powinien przynajmniej zastanowić się nad możliwością przeprowadzki.
James
Kolumbijczyk ma kilka problemów, część wiąże się z tym, co siedzi mu w głowie, a część z tym, co prezentuje na boisku. Znacznie istotniejsze są problemy mentalne gracza, szczególnie pod kątem tego, jaki wpływ na Jamesa ma otoczenie w jego ojczyźnie. Mawia się, „trudno być prorokiem we własnym kraju”, być może, ale z całą pewnością nie można tego odnieść do bycia piłkarzem, a już na pewno nie z takiego kraju jak Kolumbia, gdzie wielki zawodnik cieszy się statusem zbawcy. Państwo znane na świecie przede wszystkim z niechlubnych dokonań Pablo Escobara, oszalało na punkcie gracza Realu do niesamowitego wręcz stopnia.
Wspierają go wszyscy, nie mówi się o nim złych rzeczy niemalże wcale, a to odbija się negatywnie na psychice zawodnika – w dwojaki sposób. W pierwszym rzędzie u piłkarza tworzy się przeświadczenie o własnej wyjątkowości do takiego stopnia, że nie potrafi osłabnąć nawet, gdy znajduje się wśród kilkunastu graczy o podobnych umiejętnościach, to jest gdy przebywa w klubie. Po drugie zaś pomocnik nabiera przeświadczenia, że występy średnie należą do tych bardzo dobrych. W czasie eliminacji do mistrzostw świata Jamesowi zdarzało się rozegrać naprawdę przeciętne spotkanie, po którym Kolumbia i tak wygrywała, bo rywal był, niestety, mierny. I to zazwyczaj wystarczało, aby wzmóc w mediach dyskusję spod znaku „Dlaczego Rodríguez gra dobrze w Kolumbii, ale w Realu Madryt już nie?”, gdzie podstawowe założenie pytania jest wierutną bzdurą. Gra tak samo lub prawie tak samo, to wrzawa medialna powoduje, że niektórym wydaje się inaczej, robi takie same błędy, marnuje podobne stuprocentowe sytuacje.
To cicha przyczyna załamania z początku sezonu, które potrwało do jego końca. Nie jest tak, że zawodnik wyglądający w meczu z Betisem jak pretendent do zdobycia Złotej Piłki, nagle i bez żadnego powodu staje się graczem na poziomie Levante. Szkoda, bo w pierwszym sezonie Kolumbijczyk pokazał wielki talent, niesamowity zmysł do podań i pięknych bramek. Czasem brakowało mu zaangażowania, ale nie było też tak, że zupełnie sabotował obronę, do czego doszło za Beníteza. Warto dać mu kolejną szansę, jeśli jest psychicznie gotowy na podjęcie walki i poddanie się woli trenera. Jeżeli zaś zechce gwiazdorzyć, niech szuka kupca z wolnymi osiemdziesięcioma milionami euro, o które prosi klub.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze