Ramos: Mieliśmy trudny rok, finał to szansa
Wypowiedzi z wywiadu dla stacji <i>SER</i>
Sergio Ramos udzielił wywiadu stacji SER w szatni Realu Madryt. Przedstawiamy najciekawsze wypowiedzi z tej rozmowy, w której uczestniczył także torreador Alejandro Talavante.
– Problem Cristiano skończył się na strachu, chociaż wiemy, że jeśli pojawia się taka sytuacja, to nabierze ona ogromnego znaczenia. Wiedzieliśmy od razu, że to tylko zderzenie i że nie jest to nic poważnego.
– Clattenburg? Nie znam go osobiście, znam go tylko z widzenia. Analizuję jednak sędziów przed meczem. Kiedy się witamy przed meczami, arbiter prosi o pomoc w prowadzeniu meczu. Zawsze starają się być neutralni i sprawiedliwi. Błędy się zdarzają, ale nigdy nie są celowe.
– Kibice mnie motywują i dotyczy to także San Siro, chociaż Realowi nigdy nie szło tam dobrze. Lubię San Siro, bo tam grał jeden z moich idoli, Paolo Maldini. Poza tym zawsze powtarza się, że Mediolan to Madryt Włoch. Mnie cieszy gra w wielkiej atmosferze, a ta w sobotę na pewno będzie wyjątkowa.
– Główka w Lizbony? Szedłem do tego ataku zdesperowany. Nie było czasu na rozmowy z kolegami. Wszystko poszło perfekcyjnie, że ta piłka wleciała do bramki. W tamtym tygodniu mocno pracowaliśmy nad stałymi fragmentami, wiele o nich rozmawialiśmy, wykonaliśmy na treningach wiele wrzutek z rożnych czy bocznych sektorów. Widziałem, że mam przed sobą 2-3 kolegów i wielu rywali. Schowałem się za tym zamieszaniem z zamiarem wyprzedzenia wszystkich i zostawienia Godína gdzieś między jego kolegami. Poszło tak sobie, ale piłka perfekcyjna i strzał poszedł tam, gdzie powinien był wejść. W takiej chwili brakuje słów. To prawdziwa nagroda za pracę i wysiłek.
– Dni przed finałem? Wszyscy zawracają ci głowę o bilety. Nie, na poważnie, zostawiam to bratu, a im bliżej do meczu, tym bardziej chcesz zaprezentować się z dobrej strony. Trzeba umieć odpowiednio gospodarować siłami, ale gdybym mógł, to zagrałbym już jutro. Samotność przed finałem? W autobusie dzwonię do brata, rodziców i żony, a potem nastawiam moją muzykę, wchodzę w rytm. Największa samotność nadchodzi w tunelu przed meczem, kiedy myślisz już tylko o meczu, jak masz zagrać, o swoim poziomie, o pokazaniu wszystkiego. Skupiasz się tylko na tym, żeby niezależnie od wyniku mieć spokojne sumienie. Najważniejsze to wierzyć w wygraną. Przemówienia? Zależy od momentu sezonu, ale lubię rozmawiać i motywować kolegów, pomagać im przed rozpoczęciem meczu. Muzyka w szatni? Teraz się tym nie zajmuję. Marcelo i Jesé idą mocno w reggaeton. Marcelo lubi wszystko, do czego może tańczyć.
– Wynik finału wyznaczy przyszłość? W Realu jestem od 11 lat i każdego lata media ogłaszają 40 transferów, które już nadchodzą, nadchodzą, a ostatecznie przychodzi niewielu graczy. Real zawsze chce tych, którzy błyszczą, a tacy zawodnicy chcą tu przyjść, bo to zmienia ich wartość. Wszyscy chcą znaleźć się w Madrycie i trzeba po prostu umieć żyć w tymi doniesieniami. Ja latem odłączam się od tego wszystkiego.
– Opaska? Waży swoje, szczególnie gdy patrzysz do tyłu na całą historię tego klubu. Kapitan jest pierwszym, który ma wyznaczać przykład dla reszty. Kapitan musi pierwszy się ubrudzić, jeśli chce, żeby reszta szła za nim. Dla mnie bycie kapitanem takiej ekipy to wielki powód do dumy. Staram się jak najlepiej wypełniać obowiązki, jakie przejąłem od takich zawodników jak Iker, Raúl czy Hierro.
– Kontuzja barku? Nie myślałem, że będzie tak denerwująca, że sprawi mi tyle problemów, ale to pomaga nauczyć się tego, że musisz stanąć, kiedy nie jest z tobą dobrze. Trzeba się odpowiednio regenerować i wracać do gry, będąc gotowym na 100%, bo Real Madryt wymaga zawsze najlepszego poziomu, nawet jeśli ludzie nie do końca to rozumieją. Na szczęście, ten ból jest już za mną. Odpukując w niemalowane, na razie miałem dosyć czystą karierę pod względem urazów.
– Porażka w finale będzie klęską? Zależy, jak na to popatrzysz. Mieliśmy trudny rok, zmieniliśmy trenera, dla nas finał to raczej szansa na podarowanie kibicom tytułu. Ja osobiście nie uznałbym porażki za klęskę.
– United? Te chwile już za nami, także dobre decyzje. Kiedy podejmujesz takie postanowienie, patrzysz na balans, rodzinę i swoje odczucia, wtedy waga przechyla się na jedną stronę. Jestem tutaj szczęśliwy.
– Kogo wyrzuciłbym ze składu Atleti? Lubię grać przeciwko najlepszym. Oby wystawili swój najlepszy skład. Martwi mnie ich cały zespół, inna wypowiedź byłaby brakiem szacunku dla piłkarzy Atlético i filozofii Simeone. U nich kolektyw sprawia, że ktoś na końcu błyszczy. Jedno nazwisko? Jeśli naciskasz, to na pewno wielkim zawodnikiem jest Griezmann.
– Byki? Zawsze byłem fanem tej dyscypliny dzięki dziadkom, ale ostatecznie postawiłem na piłkę. Dla mnie jednak piłka, byki i flamenco to jedność, wszystko jest sztuką. Stanąłem przed bykiem raz, na początku gry dla Realu, w wieku 20 lat. To było szaleństwo, coś nieświadomego, zaszło jakieś spięcie. Kiedy widzisz nadbiegającego byka, to jesteś pod wrażeniem, przegrałem z chęciami i szacunkiem dla tej walki, chociaż się nie bałem. Teraz nie stanąłbym przed bykiem, bo mam przed sobą dalszą karierę.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze