Bananowy poniedziałek: Wiara
Kilka słów po zwycięstwie w Klasyku
Wrażliwość na krytykę i przesadne zamartwianie się tym, co pomyślą o mnie inni to wciąż obszary mojej osobowości, nad którymi nieustannie muszę mocno pracować, ponieważ cały czas pojawiają się z tym u mnie problemy. Nie mam zamiaru nikogo na siłę przekonywać, że jest inaczej, bo takie rzeczy prędzej czy później i tak wychodzą na jaw (najbardziej bolą zawsze te merytoryczne uwagi, kiedy w okrutny sposób dociera do ciebie, że druga osoba rzeczywiście mogła mieć rację). Tak czy siak od czasu do czasu pojawiają się w moim życiu momenty, gdy nie sprawia mi zbyt wielkiej różnicy to, czy ktoś postrzega mnie jako osobę niedoskonałą czy słabą.
„Wiara jest domeną ludzi słabych. Szukają oni oparcia w kimś/czymś, kto nie istnieje, gdyż sami są zbyt wątli, by stawić czoła brutalnej rzeczywistości”, powtarzają niczym mantrę ateiści. Choć sam w kościele pojawiam się raczej wyłącznie z okazji pogrzebów czy wesel, a kwestie związane z istnieniem Boga czy innego rodzaju siły wyższej czuwającej nad ziemskim losem ludzkich istot niezmiennie pozostają dla mnie zagadką, przytoczone przed momentem stwierdzenie od zawsze drażniło mnie swoją pretensjonalnością. Do czego jednak tak naprawdę zmierzam? Najzwyczajniej w świecie do tego, że głęboko wierzyłem w zwycięstwo Realu Madryt w Klasyku. Oczywiście doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że z logicznego punktu widzenia zdecydowanie więcej rzeczowych argumentów stoi po stronie Barcelony, jednak bardzo wielu ludzi często myli dwa pojęcia – przekonanie i wiarę.
Pierwszy z wymienionych wyżej konceptów opiera się na tym, czego jesteśmy w stu procentach pewni, jak na przykład śmierć i to, że Robben zetnie do środka na lewą nogę. Drugi ma natomiast do siebie właśnie to, że zazwyczaj nie bazuje na niezaprzeczalnych faktach, lecz bardziej na przeczuciu czy intuicji. Odkładasz na chwilę na bok wszelkie statystyki, wykresy, liczby i pozostajesz głuchy na to, co gadają mądre głowy wokół ciebie. Udzielasz sobie dyspensy na to, by w odpowiedzi na niewygodne pytania kontrować zwykłym „Bo tak. Takie mam przeczucie i już, zabij mnie za to”. Ewentualnie przytaczasz kilka argumentów, będąc mimo wszystko świadomym, że ich siła przebicia jest mocno wątpliwa. Pozwalasz na to, by serce wzięło górę nad rozumem, co zresztą w niektórych dziedzinach życia codziennego jest przecież dość powszechnym zjawiskiem. Jasne, wiara nie raz i nie dwa okazywała się w przypadku każdego z nas jedynie przyczyną potężnych rozczarowań. Czy jednak z drugiej strony braku wiary nie możemy w gruncie rzeczy zdefiniować jako słabości polegającej na strachu właśnie przed rozczarowaniem?
Wiem, że lubię nieraz ponarzekać. Że Zidane dupa nie trener, że Cristiano jest zarozumiałym bucem, że Florentino umie budować mosty, ale drużyny już raczej nie za bardzo, i tak dalej, i tak dalej. Kiedy jednak przychodzi co do czego, nawet jeśli nieraz nie mówię tego głośno, zawsze wierzę w to, że mimo wszystkich absurdów i niedociągnięć ostatecznie nam się uda. I w sobotę rzeczywiście się udało. Daleki jestem od napadów euforii i wmawiania innym, że kwestia mistrzostwa jest jeszcze otwarta, a w Lidze Mistrzów staliśmy się nagle zdecydowanym faworytem. Po ludzku cieszę się z faktu, że udało nam się zwyciężyć. Dziwne by było przecież, gdybym nie cieszył się po wygranej w Klasyku. Jeśli ktoś jednak uważa, że zwycięstwo w spotkaniu z Barceloną z powodu braku większej stawki nie było wystarczającym powodem do radości i choć chwilowego zapomnienia o problemach, niech powie to samo stu innym osobom, z którymi oglądałem mecz w Warszawie albo ludziom obecnym na zlocie w Katowicach. Mogą się nie zgodzić. Zresztą pewnie nie tylko oni.
Zdarza mi się smęcić na Ronaldo i pewnie zrobię to jeszcze niejednokrotnie, ale nigdy – mam nadzieję – nie będę na tyle durny, by równać go z ziemią po strzeleniu zwycięskiej bramki na stadionie Barcelony. Nie powiem na niego złego słowa, gdy po raz pierwszy od dawna widzę, że w potyczce z silnym rywalem Portugalczyk jeździ po boisku na dupie, a czasami nawet wraca się do obrony. Tak samo nie będę narzekał na Zidane'a po tym, jak nie powtórzył błędu Rafy Beníteza z listopada i do gry w pierwszym składzie oddelegował Casemiro, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Kiedy w moim odczuciu Cristiano czy też ktokolwiek inny zasłuży na słowo krytyki, skrytykuję go bez wahania po raz kolejny, nawet jeśli ten ktoś nie za bardzo miałby się tym przejąć. Gdzieś w głębi duszy zawsze jednak będę wierzył we wszystkich, którzy tworzą tę ekipę. No bo co innego brak sympatii czy niezadowolenie z poszczególnych jednostek, a co innego wiara i chęć prowadzące do osiągnięcia wspólnego celu.
Możecie w tym wszystkim dostrzegać chwiejność poglądów, macie do tego pełne prawo. Za każdym razem jednak po prostu opisuję to, co widzę w danej chwili. Niemal zawsze pod wpływem impulsu, który jednak staram się owijać w zawartość merytoryczną. Rzeczywistość jest bardzo dynamiczna, wszystko szybko się zmienia. Nieraz się mylę, nieraz mam rację, a nieraz sam nie wiem, czy walę prawdę między oczy czy też kompletnie się z nią mijam. Na tym jednak polega cały urok tego, czego się tutaj podejmuję. Nie ulegając żadnym bodźcom i emocjom, prawdopodobnie nigdy nie zdecydowałbym się na napisanie jakiegokolwiek tekstu. Dziś się cieszę i nie mam oporów, by się tym z wami podzielić. Podróż do Wolfsburga w środę będzie z pewnością dużo przyjemniejsza niż zapowiadała się jeszcze w sobotę po godzinie gry.
PS Muszę w końcu raz a dobrze przeczytać zasady gry w piłkę nożną. Nie miałem bladego pojęcia, że po wybiciu z „piątki” nie obowiązuje zasada spalonego, chociaż wydaje mi się, że Suárez w tamtej sytuacji i tak faulował Ramosa. Trochę wstyd, no ale po raz kolejny potwierdziła się teza dotycząca tego, że Klasyki potrafią zaskakiwać na każdym polu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze