Mistrzowski wieczór bez zakończenia
Koszykarze przegrali w Barcelonie
Jednostronny pojedynek udało się zamienić w pełne emocji widowisko. Real Madryt rozpoczął starcie w Barcelonie od solidnej straty, lecz zdołał wrócić do gry i przejąć prowadzenie. Wieczór nie miał jednak szczęśliwego zakończenia – gospodarze wygrali różnicą siedmiu punktów (72:65). Zespoły zrównały się w grupowej tabeli Euroligi (sześć zwycięstw i pięć porażek), czyniąc walkę o awans jeszcze bardziej zaciętą.
Wystarczyły niecałe cztery minuty, aby bohaterów tego starcia poróżniło trzynaście punktów (15:2). FC Barcelona Lassa postawił świetną obronę i nad wyraz swobodnie prezentował się w ataku. Postawę przyjezdnych niech skomentuje zaledwie jedno trafienie w ciągu pierwszych siedmiu minut. Zawodziły sprawdzone schematy, gra na zasłonach, a także rzuty z dystansu. Sytuacji nie naprawił nawet Sergio Rodríguez. Dziesięć minut, cztery zdobyte punkty i aż dwadzieścia jeden straty (25:4).
Gospodarze prezentowali się solidnie w defensywie, ale nie grali na nieosiągalnym poziomie. Początkową nieobecność madryckiego zespołu tłumaczyć należy bardzo czytelnym konstruowaniem akcji, brakiem elementu zaskoczenia i poleganiem jedynie na trójkach. Obrońca tytułu powoli się rozkręcił i uciekł od ponad dwudziestu punktów na minusie. Wpadła pierwsza trójka, gracze postarali się o lepsze rozegranie piłki, a i rywal zaczął się gubić. Dwanaście punktów różnicy w przerwie można było już uznać za stratę symboliczną (40:28).
Tragiczna pierwsza kwarta bardzo szybko odeszła w zapomnienie. Pojedynek wreszcie stał się zacięty, godny przypisywanej mu rangi. Real Madryt potwierdził mistrzowski charakter, walczył zaciekle o każdą piłkę i w ciągu kolejnych dziesięciu minut zbliżył się do przeciwnika na odległość jednego punktu (52:51). Wielu kibiców zgromadzonych w Palau Blaugrana było zaskoczonych, że ich najwięksi wrogowie pozbierali się tak szybko.
Wszystko rozpoczęło się oczywiście od agresywnej obrony, której owocem były przechwycone piłki i okazje do kontrataków. Madryt wyszedł na prowadzenie (52:58), ale nie utrzymał go za długo. Spudłował najważniejsze rzuty i dał Katalończykom szansę, którą ci wykorzystali. Marzenia o sukcesie prysły po tym, jak przewinienie Sergio Llulla zostało odgwizdane jako niesportowe. Cztery punkty straty (69:65), dwadzieścia sekund i piłka w rękach drużyny przeciwnej. Nie skończyło się to dobrze, podobnie jak cały wieczór. Jedyne pocieszenie, że po tak słabej pierwszej kwarcie mogło być znacznie gorzej.
72 – FC Barcelona Lassa (25+15+12+20): Satoranský (17), Oleson (7), Doellman (11), Perperoglou (20), Dorsey (4) – Ribas (6), Vezenkov (-), Eriksson (2), Samuels (1), Arroyo (-), Tomić (4).
65 – Real Madryt (4+24+23+14): Llull (7), Carroll (9), Mačiulis (-), Reyes (11), Ayón (16) – Rivers (2), Fernández (-), Nocioni (5), Rodríguez (8), Lima (4), Taylor (3).
Skrót spotkania | Statystyki | Tabela
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze