Florentino nieskazitelny
Tekst o działaniach prezesa
Poniższy tekst jest tylko i wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadryt.pl.
Florentino Pérez dla madridismo stał się swego rodzaju mitem, zarówno w negatywnym, jak i pozytywnym tego słowa znaczeniu. Prezes budzi w kibicach wszystkie możliwe emocje i choć sukcesywnie ubywa mu zwolenników – do tych zresztą nigdy nie należałem, co nie znaczy rzecz jasna, że krytykowałem go za każdy ruch – w pewnym momencie wszyscy mijają się z prawdą. Nawiązuję przede wszystkim do utożsamiania wszystkich potknięć prezesa z wynikami zespołu, co jest oczywistą bzdurą. Ten powinien się zajmować organizacją, ta sprzyjać osiąganiu sukcesów, ale…
Najważniejszym punktem prezesury Péreza i jego największą zasługą są osiągi ekonomiczne klubu, a więc niesamowity skok jakościowy – dosłownie przyrost przychodów i aktywów klubu – wynikający z tak zwanej biznesowej polityki prowadzenia klubu. Ten mit o Hiszpanie znajduje najsolidniejsze podstawy w faktach, bo rzeczywiście dźwignął klub finansowo – abstrahując od pomocy z zewnątrz w czasie pierwszej prezesury, nie o tej prezesurze traktuje zresztą ten tekst – Królewscy są najbogatsi, najprężniejsi ekonomicznie. Nie każdemu się to podoba, na ogół jednak argumenty przeciw nie są tak mocne, jak by się wydawało.
Niegdyś o cyrku objazdowym w czasie azjatyckich tournée głośno wypowiadał się Steve McManaman, brzmiało to fatalnie. Od tamtego czasu, czyli od roku 2004, sporo się jednak zmieniło. Co dokładnie? Po pierwsze, w cyrku objazdowym udział bierze cały świat. W komercyjny tan po australijskich, amerykańskich, chińskich czy tajwańskich ulicach uderzają piłkarze Manchesteru, Barcelony, Bayernu i tak dalej. Po drugie, dzisiaj komercja nie musi przeszkadzać w zdobywaniu trofeów, za tym stoi też zmiana w metodologii prowadzenia takich wyjazdów.
Nie same wyniki finansowe są problemem. Więcej, dobre wyniki finansowe są pożądane i oczekiwane. Kłopot stanowi za to propaganda, którą przeżarta jest masa kibiców i która głosi, że tylko Floro może prowadzić klub tak dobrze pod kątem finansowym. Pérez jest w tym dobry, ale madridismo zrobiło sobie z niego jakiegoś bożka ekonomii, którym nie jest. Istnieje rzesza klubów sportowych osiągających dobre wyniki finansowe bez niego, często łącząc je z równie dobrymi wynikami sportowymi. Do tego Real Madryt nie jest tak trudnym klubem do prowadzenia pod kątem finansowym, jak mogłoby się wydawać. Ludzie potrafią robić fortuny z pomocą znacznie mniejszych instytucji. Potencjał marketingowy Blancos jest olbrzymi nie dlatego, że Florentino zarządza klubem, ale dlatego że zawsze taki był. Zbieżność z kolejnym wrzuceniem wyższego biegu przez globalizację i prezesurami Hiszpana zrobiła mu świetną reklamę. Dodając do tego wcześniejszy kryzys, mamy Floro w oczach rzeszy kibiców jawiącego się niczym jakiś Friedman lub co najmniej Hayek.
Mit jest tak wygodny dla Hiszpana, że zadbał o to, aby nigdy nie upadł. Wprowadzenie do statutu klubu cenzusu stażu i cenzusu finansowego dla kandydatów na prezesa zniszczyło konkurencję. Sprawa w sądzie wniesiona przez socios, którym się to nie podobało, upadła, bo zmiany są legalne, co nie zmienia faktu, że są także głupie, destrukcyjne i bardzo pro-Florentino. Jeśli Pérez odejdzie, powinien je cofnąć, bez tego trudno będzie o dobrych kandydatów w sile wieku. Niewielu socios może pochwalić się fortuną w wysokości niemal stu milionów euro, czy też znajomościami z tak majętną osobą prawna lub prywatną, która chciała by poręczyć za kandydata własnym majątkiem. Do tego dochodzi dwudziestoletni staż socio w klubie. Kto więc zmieni Hiszpana, skoro na dobrą sprawę niemalże nikt nie może tego zrobić? Gdyby Bernabéu startował w wyborach na prezesa Realu dzisiaj, pewnie nigdy by nim nie został, byłby na to po prostu za biedny.
Podchodząc do drugiej prezesury, Florentino słynął jeszcze jako świetny negocjator zdolny przekonać każdego do gry w Realu. Niestety jakość prowadzonych przez Péreza negocjacji była poważnie zawyżana. Dwa razy za jego drugiej kadencji Levy z Tottenhamu przeżuł go i wypluł. Modrić nie był jeszcze fatalnie przepłacony, ale transfer Bale'a był nadpłacony wręcz obrzydliwie. Oprócz tego do Królewskich trafili zawodnicy tak dobrzy w stosunku cena–jakość jak Illarra, Kaká, Danilo… W gruncie rzeczy trzeba dojść do wniosku, że najlepsze transfery dla klubu w ostatnich latach robił tak naprawdę Mourinho. Podjęto też szereg dobrych decyzji, trzeba je jednak nazwać ruchami drugoplanowymi.
Fiasko negocjacji w ostatnich latach może też wynikać z zaślepienia prezesa względem niektórych piłkarzy. Hiszpan nie ukrywa, że jest fanem Benzemy czy Bale'a (agent Casillasa twierdził wręcz, że Pérez ma go za najlepszego na świecie). Prywatnie to dla niego świetna sprawa, ale w praktyce dla klubu już nie, bo z takim nastawieniem podchodził do negocjacji, przepłacając nieswoimi pieniędzmi. Niektórzy bronią takich ruchów w imię „zapłacił więcej, zarobią więcej na koszulkach i tak dalej”. Nie sądzę. Zarobią tyle samo, gdyby wydano na nich mniej, a w negocjacjach zachowano spokój. To, ile piłkarz zarobi dla klubu, zależy przede wszystkim od tego, ile w tym klubie zrobi. Może dlatego ulubieńcy muszą grać zawsze, a sama zabawa spodobała się prezesowi na tyle, że dyrektor sportowy nie jest już potrzebny.
Pérez jest także poważnie krytykowany za upadek wartości w klubie, to zrozumiałe. Polityką transferową doprowadził do sytuacji, w której w drużynie grają przeważnie rozkapryszeni gwiazdorzy, nie potrafiący przeważnie wczuć się w ducha zespołu sprzed lat. Tacy, co to stroją fochy, gdy coś zaczyna iść źle. Sam prezes dolał oliwy do ognia, usunąwszy z herbu klubu krzyż w celach komercyjnych – tak, tylko pewnej firmie z Bliskiego Wschodu, ale to nadal sprzedawanie części klubowej tożsamości za kasę, w tym wypadku petrodolary. Ten proces zresztą trwa, bo powoli przewija się też temat pomocy finansowej od Cespy, przedsiębiorstwa z Bliskiego Wschodu.
Nie jest oczywiście tak, że Hiszpan jest odpowiedzialny za całe zło. To nie on sprawił, że Benzema i Zenati są przyjaciółmi i we Francji toczy się skandal ich z udziałem. To nie jego wina, że Komisja Europejska atakuje Real i Miasto Madryt, wina za błędy w rewaloryzacji działek leży po stronie miasta. Nie jest jego winą, że w hiszpańskiej federacji piłkarskiej pracują idioci, którzy doprowadzili do zawieszenia przez FIFA trzech największych klubów w swoim kraju. Jednak to on odpowiada za wyniki. Trenerzy się zmieniają, prezes zostaje, wyniki się nie zmieniają.
Pérez jest człowiekiem, który się nie uczy. Przez kilka lat z Mourinho spokorniał, ale była to tylko fasada. Naprawdę wydaje mu się, że on i tylko on jest w stanie zrobić w tym klubie coś dobrego na stanowisku prezesa, o czym świadczą wspomniane wcześniej zmiany w statucie. W innym wypadku należałoby zapytać – czy ten człowiek naprawdę działa dla dobra klubu? Jego wyniki wskazują raczej, że guzik go ono obchodzi, więc nie ma nic dziwnego w tym, że najwięksi przeciwnicy Królewskich widzieliby go w Madrycie na zawsze.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze