Niekończącego się pościgu ciąg dalszy
Zapowiedź meczu Málaga – Real Madryt
Każdy z nas z całą pewnością miewa podczas wędrówki po ziemskim padole chwile zwątpienia. Chwile, gdy nie widzisz już sensu w dalszym gonieniu za czymś, co wydaje się coraz bardziej nieosiągalne. Chwile, w których najchętniej rzuciłbyś wszystko w diabły i pojechał w Bieszczady, by tylko uciec od problemów i zacząć wszystko od nowa. To całkiem normalne. Jeśli ktoś nie urodził się wczoraj, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że życie to nie curling – nikt nie będzie non stop przed nami stać, by tylko zmniejszać tarcie i prostować nam drogę do celu. Kiedy jednak już nadchodzi ten naprawdę krytyczny moment, istnieje jedno magiczne zdanie, które wszystkich madridistas powinno podnosić na duchu – „Przynajmniej nie jesteśmy jak Málaga”.
Były mocarstwowe plany. Były pieniądze i głośne transfery. Był Isco. Był ćwierćfinał Ligi Mistrzów, prawie półfinał (Borussię przeklinają w Maladze do dziś). Jednym słowem – była wizja na coś więcej. Na wkupienie się w łaski europejskiej elity i budowanie zespołu, który byłby w stanie w dłuższej perspektywie sporo namieszać na Starym Kontynencie. Nie wyszło. Bardzo nie wyszło. Wszystko posypało się niczym domek z kart. Kolos okazał się mieć gliniane nogi, zaś katarski sen skończył się jeszcze zanim tak naprawdę na dobre się zaczął. Niemniej, nawet jeśli Málaga stanowi dziś na krajowym podwórku synonim przeciętniactwa, należy pamiętać, że gracze Królewskich do tej pory na wieść o kolejnych wyprawach do Andaluzji odczuwali niepokój podobny do tego, który pojawia się przed wizytą u dentysty. Na szczęście będzie to już ostatnie starcie Los Blancos w tym regionie w trakcie obecnego sezonu. I – miejmy nadzieję – najmniej bolesne.
Real przystąpi do potyczki na La Rosaleda uskrzydlony ważnym zwycięstwem na wyjeździe z Romą. Wygrana w Rzymie cieszy tym bardziej, że Królewscy po raz pierwszy od dawna byli w stanie poza domem w dość zdecydowany sposób udowodnić wyższość nad rywalem, który nie byłby Espanyolem. Daje to pewne podstawy ku temu, by podejrzewać, że podopieczni Zinédine'a Zidane'a są w końcu na dobrej drodze, by pozbyć się zmartwienia, które trapi nas praktycznie od początku sezonu. Przy okazji choć na chwilę usta krytykom zamknął również Cristiano Ronaldo, który nareszcie pojawił się w kluczowym momencie i w minioną środę przerwał rzymski klincz. Portugalczyk dwiema bramkami przeciwko Bilbao i golem w stolicy Włoch daje nadzieje na to, że mimo dotychczasowych problemów cały czas jest w stanie wpisywać się na listę strzelców nie tylko w ligowych spacerkach, lecz także w pojedynkach o nieco większym ciężarze gatunkowym. I to w naprawdę efektowny sposób. Może mieć to spore znaczenie szczególnie pod nieobecność Garetha Bale'a i ratującego nas raz po raz Benzemy, który w ostatniej chwili doznał urazu, przez co nie znalazł się w kadrze na dzisiejsze spotkanie. Jeśli jesteśmy już przy nieobecnych, w Maladze nie wystąpią również wciąż kontuzjowany Pepe oraz zawieszony za kartki Raphaël Varane.
Gospodarzy – jak już wspomnieliśmy – możemy zaliczyć do grona typowych ligowych średniaków. Málaga z 30 punktami zajmuje obecnie 11. pozycję w tabeli i nie grozi jej na tę chwilę ani spadek, ani tym bardziej walka o miejsca premiowane udziałem w europejskich pucharach. W ostatnich pięciu meczach Primera División pupile Javiego Gracii trzykrotnie przegrywali – z Sevillą, Barceloną i tydzień temu z Villarrealem – oraz odnieśli dwa zwycięstwa – z Eibarem i Getafe. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że do tej pory Málaga bardzo dobrze spisywała się w starciach z drużynami z czuba tabeli. Los Boquerones dwukrotnie postawili bardzo twarde warunki Barcelone, ostatecznie ulegając różnicą zaledwie jednej bramki oraz zdołali pokonać Atlético i zremisować z Realem. Mecz z Málagą na Santiago Bernabéu z końcówki września był zresztą jak dotychczas, nie licząc klęski w Klasyku, najbardziej frustrującym z tych, które przyszło oglądać kibicom przy Avenida Concha Espina. Dzień konia Carlosa Kameniego i dyspozycja sędziego, który niesłusznie nie uznał bramki Isco z samej końcówki, sprawiły, że spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. A wypada przecież także przypomnieć, że przez niemal kwadrans Los Blancos grali w przewadze jednego zawodnika po czerwonej kartce dla Amrabata. Tak więc nawet jeśli wydaje się, że gospodarze w tym sezonie już za specjalnie o nic nie walczą, trzeba mieć się na baczności.
Gdybyśmy chcieli pokusić się o wyciąganie jakichś całościowych wniosków, sytuację Realu Madryt w lidze od paru ładnych tygodni wciąż należałoby przyrównać do gonienia światełka w tunelu, które w najlepszym wypadku po prostu się nie oddala. Zwycięstwa Barcelony zarówno w zaległym meczu ze Sportingiem Gijón, jak i wczoraj z Las Palmas sprawiają, że Królewscy podejdą do dzisiejszego starcia z Málagą ze stratą aż dziesięciu oczek do lidera. Frustrujące? Demotywujące? Z całą pewnością. Nie ma się co oszukiwać, że sytuacja jest skomplikowana i to mocno, jednak kontynuowanie pościgu należy do naszych obowiązków. Tak samo jak ciągła wiara w to, że ostatecznie się uda. Sukcesy mają przecież to do siebie, że w większości przypadków rodzą się w cierpieniu. Załamywanie rąk i przeklinanie losu Królewskim po prostu nie przystoją.
Początek meczu o godzinie 16:00. Transmisję przeprowadzi STS TV.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze