Lepsza gra, ten sam rezultat
Koszykarze przegrali z Barçą
Było tak pięknie, a skończyło się jak zawsze. Koszykarze Realu Madryt rozegrali dwie zupełnie odmienne połowy: świetną i przeciętną. Choć przez większość meczu prezentowali się lepiej od przeciwnika, roztargnienie w ostatnich sekundach przesądziło o ich niepowodzeniu. FC Barcelona Lassa po raz drugi z rzędu podbiła Palacio de los Deportes, tym razem w rozgrywkach Euroligi (86:87). Obrońcy tytułu po czterech kolejkach mają na koncie dwie porażki.
Rywalizacja rozpoczęła się dla miejscowych boleśnie, od dwóch trójek Justina Doellmana i trafienia Juana Carlosa Navarra. Osiem punktów straty już na starcie mogło zniechęcić do walki, lecz doskonałą postawą wykazali się kibice, dopingujący drużynę jeszcze głośniej, nawet po stratach. Real Madryt momentalnie porzucił bierność i zaangażował się w grę w stu procentach, czego rezultatem było nie tylko odrobienie strat, ale i przejęcie prowadzenia (12:10).
Pablo Laso zwrócił uwagę na to, że wszystko, co dobre, zaczyna się od skutecznej obrony, za którą oczywiście podopiecznych pochwalił. Świetnym kryciem odebrali oni rywalom okazje do łatwych rozwiązań, co z kolei wprowadziło więcej swobody w ataku. Jeszcze lepszą wiadomością od prowadzenia i dobrej gry był powrót Sergio Llulla. Rozgrywający zameldował się na parkiecie w swoim stylu – niecodziennym rzutem z dystansu, trafionym równo z syreną kończącą pierwszą kwartę (27:17).
Madrytczycy uraczyli kibiców właśnie taką grę, do jakiej przyzwyczaili ich w ostatnich latach: skoncentrowani w obronie, szukający okazji do kontrataków, skuteczni zza obwodu i kontrolujący spotkanie. Trenera cieszyć mogła statystyka ukazująca straty piłki – zaledwie trzy. Barcelona sprawiała wrażenie wytrąconej z rytmu i zagubionej, ale starała się utrzymywać blisko przeciwnika. Gospodarze kończyli pierwszą połowę z jedenastoma punktami na plusie (48:37), a głowę zaprzątało tylko jedno pytanie: czy to już tak na stałe, czy to tylko jednorazowy zryw?
Odpowiedź znalazła się na parkiecie. Zakłopotanie dość szybko zastąpiło radość, jaka rysowała się na twarzy kibiców po pierwszych dwudziestu minutach. Wróciło wszystko to, co znali doskonale z ostatnich meczów stołecznego zespołu, zwłaszcza kłopoty z kryciem. Więcej miejsca chętnie wykorzystali Stratos Perperoglou i Justin Doellman, odzyskując dla gości prowadzenie. Wieczór nie po raz pierwszy starał się uratować Jaycee Carroll, w najważniejszym momencie trafiający jak najęty, ale znowu był sam. Dziewięć sekund przed końcem, po rzutach osobistych Paua Ribasa, na tablicy wyników zagościł remis (85:85). Felipe Reyes wykorzystał tylko jedną z prób, na co celnym rzutem w ostatniej sekundzie odpowiedział Justin Doellman.
86 – Real Madryt (27+21+15+23): Rodríguez (18), Carroll (14), Mačiulis (5), Reyes (14), Ayón (12) – Rivers (2), Nocioni (6), Llull (13), Hernangómez (2), Taylor (-).
87 – FC Barcelona Lassa (17+20+25+25): Satoranský (7), Navarro (12), Doellman (24), Perperoglou (13), Tomić (4) – Ribas (4), Lawal (10), Abrines (4), Samules (6), Oleson (3).
Skrót spotkania | Statystyki | Tabela
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze