Bananowy poniedziałek: Dobry człowiek
Zapraszamy do lektury
Czasami, kiedy obserwuję to wszystko z boku, odnoszę wrażenie, że to jakiś zakład między Bogiem i Szatanem. Zupełnie jak w historii biblijnego Hioba. „Zobaczysz, zabierzemy mu wszystko, a on cały czas będzie się podnosił. Możesz przywalić mu jak Wilder Szpilce, a on i tak się nie podda. Będzie walczył dalej. Jest nie do zdarcia”, zdają się mówić szepty spod Piotrowej Bramy.
A przecież on sam niczemu nie zawinił. Stał się jedynie instrumentem wykorzystywanym w rozgrywających się gdzieś u góry gierkach, z którymi jego osoba nie miała absolutnie nic wspólnego. Wiódł nieskalany grzechem żywot. Gdyby nie to, że jego czyny pomagały żyć milionom ludzi na wyższym poziomie dzięki jego wrodzonemu talentowi do zarządzania budową autostrad i mostów, prawdopodobnie wstąpiłby do zakonu.
Kolejne tragedie spadały na niego jak gromy z jasnego nieba. Z czasem zaczął przypuszczać, że nie chodzi o zwykłego pecha. Narastały w nim podejrzenia, że stał się atrakcją jakichś makabrycznych igrzysk. Pozostawał jednak wierny swoim ideałom i wierzeniom. Czuł, że na każdym kroku postępował właściwie. Nie miał sobie nic do zarzucenia, choć przeświadczenie to nie było w najmniejszym stopniu spowodowane pychą.
Najpierw zapadł mrok. Ktoś lub coś sprawiło, że we wszystkich pomieszczeniach pogasły światła. Nie ciemność była jednak w tym wszystkim najgorsza, ponieważ wyłączył się również faks. 31 sierpnia 2015 roku, zegar w momencie awarii wybijał godzinę 23.59. Było to o tyle dziwne, że po przepytaniu sąsiadów, okazało się, że żaden z nich nie miał w tym samym czasie problemów z dostawą prądu. Przeglądając stan instalacji także nie wykryto żadnej usterki. Nie wysiadł żaden korek, kable były w idealnym stanie. Najwidoczniej wolą niebios było to, by chłopak imieniem David dalej nabierał na wygnaniu życiowej mądrości wśród cierpienia . Był bliski łez, gdy myślał sobie o tym, że tak młody człowiek jest pozbawiany możliwości utrzymywania więzów z własną ojczyzną. Decyzje Siły Wyższej nie podlegają jednak dyskusji. Tak miało być, on nie miał na to absolutnie żadnego wpływu.
Grudzień. Jego serce z każdym dniem coraz bardziej radowało się z powodu zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. Okres adwentu zawsze był dla niego szczególny, bardzo intensywnie go przeżywał pod względem duchowym. Zanim jednak zasiadł do wigilijnego stołu na początku miesiąca musiał odbyć służbową podróż na południe kraju, do Kadyksu. Rutynowy wypad okazał się jednak kolejnym ciosem prosto w serce. Ktoś lub coś postanowiło uderzyć w najmniej spodziewanym momencie. Ktoś lub coś chciało wystawić go na pośmiewisko poprzez skrzętnie uknutą intrygę. Tłumaczył się publicznie nie dlatego, że czuł się winny, lecz dlatego, że wiedział, iż postępuje w ten sposób zgodnie z własnym sumieniem i walczy w imię prawdy. Chciał też wziąć w obronę młodego chłopaka z Rosji, którego było mu strasznie żal, ponieważ stał się on kozłem ofiarnym złowrogiego fortelu sprzeniewierzonych przeciwko niemu sił piekielnych.
Gdy na początku 2016 roku nad świątynią po zdemaskowaniu i wypędzeniu fałszywego proroka (ludzie o czystej duszy mają tę wadę, że często bardzo długo zajmuje im przekonywanie się o własnej naiwności – to jednak nie grzech, lecz dowód wiary w naturalne pokłady dobra tkwiące w każdym człowieku) znowu zaczęły docierać promienie nadziei, ktoś lub coś powiedziało fałszywe świadectwo przeciwko bliźniemu swemu. Zarzut był poważny – sprowadzanie dzieci na złą drogę. Bolało go to, ponieważ kochał je jak swoje własne. Miłością najszczerszą i bezwarunkową. Kara była dotkliwa – zabroniono mu przez rok pomagania innym ludziom w dążeniu do godnego życia i spełniania marzeń. Szczególnie szkoda było mu pewnego uzdolnionego chłopaka urodzonego w Polsce, który dziś na chleb musi zarabiać w kraju, który niegdyś zrównał jego rodzinne miasto z ziemią.
Świat jest pełen okrucieństwa, był tego świadomy od zawsze. Jak bardzo by się nie starał, nigdy nie będzie w stanie sprawić, by wszyscy dookoła niego byli szczęśliwi. Pocieszał go jednak fakt, że postępuje zgodnie z sumieniem i nie buntuje się przeciwko decyzjom Siły Wyższej. W trudnych chwilach powtarzał sobie także pewne słowa, które dawno temu wryły mu się w pamięć:
„Wielkość z cierpieniem zawsze idzie w parze, w najwyższe szczyty grom bije”
~Adam Asnyk
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze