Je suis Karim
Tekst o sytuacji napastnika Realu
Poniższy tekst jest tylko i wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadryt.pl.
Kiedy na jaw wyszła tak zwana sprawa Valbueny czuło się w powietrzu, że przestrzeń medialna we Francji i Hiszpanii otworzy się na lincz. Przez głowę nie przychodziło mi jednak, że również Internet, w tym także polski, z tak wielką łatwością podda Benzemę pod sąd i uzna winnym... Bycia Karimem Benzemą. To zbrodnia, czyn znacznie cięższy gatunkowo, przy którym zwykłe przestępstwo szantażu wypada niezwykle blado.
Francuz przychodząc do klubu, był dla wielu kibiców zagadką. W skrócie było o nim wiadome, że jest młodym reprezentantem Francji, po średnim sezonie w Olympique'u Lyon, który kiedyś błyszczał w meczach przeciwko United w Lidze Mystrzów. To tyle, jeśli mowa o tym, kim Benzema był na boisku, ale kim był poza nim? Tutaj z reguły wiedziano o nim nic lub bardzo niewiele. Nie było tajemnicą na przykład, że Karim jest Berberem, a jego rodzina pochodzi z Algierii, gdzie zamieszkuje ten koczowniczy lud. W tej kwestii Coco – do czego nawiąże później – jest bardzo podobny do Zinédine'a Zidane'a, swojego idola zresztą. Tu podobieństwa się nie kończą, obaj piłkarze wychowywali się w biednych francuskich dzielnicach, zamieszkałych przeważnie przez imigrantów z Maghrebu. Karim dorastał w Lyonie, a Zizou w Marsylii. To pierwsza różnica, oprócz tego różni ich jeszcze jedna rzecz. Benzema jest głęboko wierzącym muzułmaninem, a Zinédine to niemalże ateista.
Reszty przyszło się dowiedzieć w czasie spędzonym jak dotąd przez Benzemę w Madrycie. Najpierw młody napastnik dwa razy rozbił się samochodem, „tracąc nad nim kontrolę”. Za drugim razem incydent był dodatkowo poprzedzony, cytuję, „balangą z francuskim raperem Rohffem”. Jakiś czas później Karim wraz z kolegą z reprezentacji, Franckiem Ribérym, miał się rzekomo zabawiać z nieletnią wówczas Zahią D., sprawa poszła więc do sądu. Francuski wymiar sprawiedliwości ostatecznie uniewinnił obu panów, ale kto o tym pamięta? Media już na temat nie huczały. Dla wielu w świadomości został tylko Benzema przed sądem, który jawił im się wówczas przed oczami jako ktoś zły, ktoś, kto zasługuje na karę i kto w końcu ją utrzyma.
Tych wielu ma teraz chwilę, aby znów poczuć w pełni odrazę do Benzemy. Sprawa Valbueny jest jeszcze głośniejsza niż ta z Zahią, lincz medialny ma więc znacznie szerszy zasięg. Teraz o Karimie źle mówią wszyscy, od pływaków z reprezentacji Francji, przez ludzi związanych z piłką ze wszystkich środowisk, po premiera Francji, co jest wysoce karygodne. Cała ta granda pokazuje, że nad Sekwaną łamanie zasady domniemania niewinności w publicznej wypowiedzi to standard. Nasilenie zjawiska dobrze ilustrują słowa Didiera Deschampsa z ostatniego czasu. Selekcjoner Les Bleus powiedział, że „to oczywiste, że Karim popełnił błąd”, można więc wnioskować, że po cichu sądzi, że Karim jest winny, a może to w niego wmówiono?
Eskalacja problemu jest tym większa, że w okolicznościach sprawy i obok niej wyszły nowe grzeszki Karima. Była minister Francji zarzuciła Benzemie, że pluje w czasie odgrywania „Marsylianki”, a na dodatek jej nie śpiewa. Co do plucia – cóż, takie rzeczy się zdarzają, nie należy tego chwalić, ale to przecież żadna tragedia. Co do śpiewania hymnu – takich jak on jest wielu, zwróciłem uwagę na rodowód napastnika i myślę, że ktoś taki jak Karim nie musi do końca utożsamiać się z pieśnią rewolucyjnej Francji. On i jego otoczenia to Francuzi, ale tworzący i przynależący wyłącznie do Francji dzisiejszej, tacy, którzy nie czują specjalnej więzi z jej historią i tradycją, kultywując raczej zwyczaje własnych przodków.
Potem wyszło jeszcze, że Karim może być zamieszany w handel kokainą. Okazało się, że to tylko plotka, ale momentalnie wybuchła dyskusja, a wielu, bardzo wielu wierzyło, że to prawda. Tak samo, kiedy w czasie przesłuchania u sędzi Boutard, kiedy Karim przyznał się, że miał ksywkę „Coco”, domyślni wyszli z głosem, że to pewnie od brania kokainy. Tak, na pewno, piłkarz, który jest badany na obecność między innymi tej substancji od około dziesięciu lat, a wcześniej miał lat kilkanaście, na pewno zasłużył sobie na miano „Coco” regularnym zażywaniem „śniegu”. Obudźcie się.
W wątpliwość poddaje się też charakter relacji Benzemy i kolejnego podejrzanego w sprawie, Zenatiego. I to jest bardziej racjonalne. Obaj panowie twierdzą, że są przyjaciółmi od dziecka i znają się od czwartego roku życia. Zenati to rzezimieszek, siedział w więzieniu i ma powiązania wśród francuskich gangów, ale wcześniej wychowywał się na tym samym osiedlu, nic dziwnego, że Benzema mógł wejść z kimś takim w bliskie relacje. Nie znaczy to jednak, że piłkarz Realu robił podobne rzeczy jak jego przyjaciel. Poza tym Zenati wyszedł już z więzienia, Karim pomaga mu tak, jak powinien pomagać przyjaciel zarabiający miliony – daje mu pracę, stara się, aby wrócił do normalnego życia.
Na dobrą sprawę, jeśli Benzema wiedziałby coś więcej o działalności Zenatiego – ogólny zarys działalności pewnie znał – to już dawno wyszłoby to na jaw. Francuz jest kimś, kto stale jest obserwowany, bo jest znaną osobą publiczną. Nie ma opcji, żeby przez sześć lat w Realu nikt nie dowiedział się o jego grzechach. To po prostu przyjaciele, Karim zaś najwyraźniej nie traktuje przyjaźni przedmiotowo i nie opuści kogoś z kim przeszedł tyle lat dlatego, że zszedł na złą drogę. Tacy jak on zawsze pamiętają, skąd pochodzą.
Co więc wiemy o sprawie? Wiemy, że ktoś posiada nagranie z uprawiającym seks Valbueną – to tak a propos „przykładnych” reprezentantów Francji – i nie wiadomo z kim jeszcze. Nie wiemy, czy chodzi o filmik zawierający małżeńską zdradę, jakiejś dziwnej natury ekscesy, czy zwyczajne życie intymne piłkarza. Wiemy za to, że szantażysta uznał, iż piłkarzowi będzie bardzo zależeć, aby wideo nie wypłynęło na powierzchnię. Dlaczego? Tego też nie wiemy.
Dalej, śledztwo wykazało, że osoba, która chciała najwyraźniej działać jako pośrednik dosiadła się w Madrycie do Zenatiego i Benzemy. Pretekstem miało być wręczenie Karimowi jakiegoś prezentu. Pan się dosiadł, przedstawił informację o nagraniu i odszedł. Zenati go znał, Benzema nie. Mimo to nie wiemy, czy ta osoba przyszła tam, bo Zenati ją zaprosił, czy też pojawiła się tam z innego powodu, wiedząc, że przyjaciele tam będą.
Mniej korzystnie dla Benzemy wyglądają już nagrania, których treść padła w przesłuchaniu u sędzi Boutard. Przed szereg wybija się kretynizm przy tłumaczeniu „wie pani, «ciota» to tak naprawdę pieszczotliwe słowo” – prawdziwy komplement. To jednak mniej istotne. Ważniejsze są fragmenty rozmów telefonicznych dwóch Karimów. Te po prostu są dla piłkarza obciążeniem, choć nie wiemy, w jakim tonie padały wypowiedzi rzędu „nie traktuje nas poważnie” czy „wygląda na to, że nie odpuści”, obie w stosunku do Valbueny. I tutaj jednak pozostaje szerokie pole manewru dla drogi, którą mogła potoczyć się sytuacja w rzeczywistości. Nie chcę ferować wyroku i wolę poczekać na to, co ostatecznie wykaże postępowanie karne, ale, jak pisałem wcześniej, nie wydaje mi się, żeby Benzema stale współpracował z Zenatim w ewentualnych ciemnych interesach.
Ważnym aspektem dla postępowania wobec Benzemy jest również to, że włączył się w nie sędzia śledczy. To francuski organ postępowania karnego, który ma czuwać na jego bezstronnością i zachowaniem zasady kontradyktoryjności, bierze też w nim czynny udział. To dobrze, bo jasnym wydaje się, że francuska policja chce za wszelką cenę, aby Karimowie poszli siedzieć. Tok sądowy nadano z dość dobrze zawiązaną sprawą z niezłym materiałem dowodowym, jednakże to taka sprawa, którą nadal można przegrać. Gdyby zasięg działań Zenatiego był naprawdę poważny, z łatwością można by było zgromadzić lepszy materiał.
Sprawa nie jest tak jasna, jak widzi to francuska opinia publiczna. Dobrze, że pamięta o tym klub, okazując wsparcie Benzemie (oczywiście nikt nie musi ukrywać, że słowa Péreza o Karimie, który „nigdy nie spóźnił się na trening”, to jakiś nieśmieszny żart). Jeśli zostanie skazany – wtedy poniesie tego konsekwencje, wtedy przyjdzie moment na wylewanie na niego wiadra pomyj. Wtedy wreszcie zostanie mu już chyba tylko słanie listu o pomoc do prezydenta dalekiego kraju, a nuż ułaskawi.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze