Florentino w SER: To był okropny rok (cz. 1)
Pierwsza część wywiadu z prezesem
Florentino Pérez odwiedził nocny program El Larguero w radiu SER. Przedstawiamy zapis pierwszej części rozmowy z prezesem Realu Madryt. Drugą część znajdziecie tutaj.
Co tam piszą w tych wiadomościach, które pan przegląda?
Aj…
Przyłapany! [śmiech]
Przez te wiadomości, mam ich tutaj z tysiąc, na które muszę odpowiedzieć.
Naprawdę? Ostatnia jest od kogo? Ze wsparciem czy…
Ostatnia jest z ACS [firma, którą prowadzi Florentino].
Odkąd pana znam, to dzisiaj wygląda pan na najbardziej przygaszonego.
Cóż, jestem trochę przeziębiony.
Ale czy ma pan taki stan ducha, jak w poniedziałek 27 lutego 2006 roku?
Nie. Absolutnie. W tamten poniedziałek uznałem, że nadszedł moment na zostawienie Realu Madryt, że nadszedł czas na odejście. To taka sztafeta. Zaczęła się w 1902 roku i mamy nadzieję, że potrwa jeszcze wiele lat.
Czy Benítez zostanie zastąpiony Zidane'em?
Nie. Chociaż wiele mediów zgadza się w tym temacie, to powtarzam po raz kolejny, że Benítez przyszedł rozwiązać problem i dlatego Benítez jest rozwiązaniem. Nie jest problemem.
Nie będzie też zastąpiony Víctorem Fernándezem?
Nie, przez nikogo, chociaż mamy świetne stosunki i bardzo mi się podoba. To dotyczy też Zidane'a. Ciągle na ulicy ludzie potrafią krzyknąć mi, że dziękują za sprowadzenie Zidane'a na Bernabéu.
Teraz pewnie mówią tak rzadziej.
Nie, naprawdę mówią to wiele razy. My zrobiliśmy wiele rzeczy i ludzie mogliby dziękować za różne, czy to za Valdebebas, za ośrodek, ale właśnie najczęściej słyszę, że dziękują za sprowadzenie Zidane'a. Ja czuję wobec niego podziw, on był moim największym emblematem wśród zawodników, muszę to przyznać. Na takich piłkarzach oparłem zmianę w 2000 roku. Na pewno w swoim czasie będzie wielkim trenerem, nie ma żadnej wątpliwości. Do tego będzie trenerem Realu Madryt. Jednak to nie wydarzy się dzisiaj.
Pan wierzy, że Zidane zostanie trenerem Realu Madryt?
Oczywiście. Na pewno on tego chce, uczy się przez gigantyczne kroki i widać u niego ten głód piłki.
A pan będzie prezesem w następnym sezonie?
A pan będzie tutaj w następnym sezonie?
Ale pytania to zadaję tutaj ja! [śmiech]
Dobrze, ale to sposób na pokazanie, że nikt nie zna przyszłości. Jeśli zapyta pan czy dzisiaj uważam, że pozostanę prezesem, to powiem, że tak, ale w naszych życiach jest wiele zwrotów i ja na pewno nie znam przyszłości w tak długim okresie.
Widzę, że rozkręca się pan, jak koszykarze, z meczu których pan wraca. Dobry wieczór! Prezes Realu Madryt jest z nami, przyjechał z meczu swoich koszykarzy, którzy wygrali i awansowali do TOP-16 Euroligi. Prezes ma tradycyjny garnitur, ciemnogranatowy…
To szary.
No…
Szary.
Wpada w niebieski.
Człowieku, czy to twój pierwszy wywiad ze mną? [śmiech] Zawsze jestem w takim samym. To szary, José Ramón, proszę cię.
To ten sam, co ostatnio?
Może tak być [śmiech].
Dlaczego zawsze te same garnitury? Lubi pan ten kolor?
Mam szare i niebieskie.
Ma pan 365 takich samych?
Nie, 225! Ja po prostu zawsze chodzę tak samo ubrany. Nie mam tego syndromu z łączeniem kolorów. Dla mnie najłatwiej nałożyć niebieską koszulę, szary garnitur, niebieski krawat.
Jak dzisiaj patrzy pan w lustro, to poznaje pan siebie z czasów, gdy zaczynał pan pracę w Realu Madryt? Klub wpłynął na pana wygląd?
Wpłynęło na mnie 15 lat. Przyniosę twoje zdjęcie sprzed 15 lat, porównamy z obecnym.
Nie rozmawiajmy o mnie, rozmawiajmy o panu!
Ale, człowieku, to jest życie. Teraz mam nawet łysinkę. [śmiech]
A zabronił pan ją pokazywać w telewizji?
Wiesz, gdybym był dziennikarzem, to wstydziłbym się napisać coś takiego.
No to może jakiś pański doradca przekazał, żeby nie puszczać łysiny prezesa.
Wiesz, gdybym naprawdę miał z tym problem, to zrobiłbym sobie przeszczep włosów, dzisiaj robi to mnóstwo ludzi! Nie martwcie się, przecież miałem jeszcze lecieć na lifting do Miami, spotykałem się z Isabel Preysler, o sobie czytałem już wszystko. Ja nie wychodzę, żeby temu zaprzeczać, ale chyba nie jest się zbyt inteligentnym, jeśli wierzy się, że wydałem nakaz ukrywania łysiny, którą przecież widać z każdej strony.
Więc nie było nic z Isabel Preysler?
Nie było nic poza tym, że raz spotkaliśmy się w Pałacu Królewskim w święto Trzech Króla. Nic więcej.
A o czym rozmawialiście?
Powiedziała, że była w Lizbonie ze swoimi dziećmi i że bawili się doskonale. Tyle. Nic więcej nie było. Niektórzy przyjaciele próbowali mnie wspierać, jak wyszło, że się z kimś spotyka [śmiech]. Kiedy jesteś sławny, to tak jest. Jak z tym liftingiem w Miami. Trzeba być naprawdę tępym, żeby w to wierzyć, że nakazałem ukrywanie mojej łysiny. To byłoby tak śmieszne, że jeśli ktoś mnie zna, ten wie, że to niemożliwe. Ale nie ma co się martwić, bo to ten sam dziennik, który twierdzi, że zapłaciliśmy 10 milionów euro De Gei, że zjadłem posiłek z prezesem PSG i Mendesem, żeby kogoś sprzedać.
Czas na kilka wiadomości z dzisiaj. Dzień rozpoczął się od wygranej Barcelony na klubowym mundialu. Widział pan ten mecz?
Nie.
[…]
Nie widział pan w ogóle tego spotkania?
Nie, bo o tej godzinie pracuję.
Wieczorem Chelsea ogłosiła zwolnienie Mourinho, który zostawia Chelsea punkt nad strefą spadkową i dwadzieścia oczek za liderem. Mourinho może przyjść do Realu Madryt?
Jak mówię, nikt nie zna przyszłości, ale jeśli chodzi o teraz, to nie, bo mamy Rafę Beníteza, którego oceniliśmy jako trenera zdolnego do rozwiązania problemu, jaki mieliśmy.
A po Benítezie miałby przyjść Zidane.
Nie, my nie wychodzimy poza Rafę Beníteza.
A z Mourinho jeszcze…
Ja świetnie wspominam Mourinho. On ogromnie wyniósł nasz poziom konkurencyjności po tym, jak przez pięć lat odpadaliśmy w 1/8 finału Ligi Mistrzów.
Ale nie przyzna pan, że to był czarny i ciemny etap w historii klubu?
Nie, nie, nie. [śmiech] Powiem panu jedno…
Zróbmy przerwę na reklamę i wtedy pan powie swoje.
***
Wie pan, że Atleti wygrało z Reus 1:0?
Gratuluję.
[…]
Więc chciał pan powiedzieć coś o Mourinho.
Nie, było pytanie o Mourinho. Ja mówię, że przy przyjściu Mourinho mieliśmy chyba pięć sezonów z rzędu, kiedy odpadaliśmy w 1/8 finału Ligi Mistrzów. W rankingu UEFA byliśmy na 13. miejscu. Kiedy Mourinho odchodził byliśmy na 1. miejscu i w czasie jego trzech lat dochodziliśmy do trzech półfinałów, a w żadnym roku nie awansowaliśmy do finału przez pecha. Wróciliśmy na miejsce, które nam odpowiadało. On wprowadził do nas intensywność i motywację.
A tego nie wprowadzał Del Bosque, który wygrał Ligę Mistrzów?
Ale my nie rozmawiamy teraz o Del Bosque, który moim zdaniem też wykonał w Realu świetną pracę. Wszyscy trenerzy przychodzą i kiedyś muszą odejść. Del Bosque, Mourinho… Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że przy współżyciu w takim klubie między wielkimi piłkarzami a trenerami dochodzi do zmęczenia i ostatecznie zawsze następuje zmiana, w której szukasz nowego impulsu.
A pan cierpi przez zmęczenie?
Oczywiście, wszyscy cierpimy przez zmęczenie. Jednak powiedziałbym, że moje zmęczenie jest inne. Ja nie żyję z futbolu, to nie jest mój zawód.
To nie ma znaczenia.
Nie, moje życie to moja praca. Ja mam swoje życie.
Ale nie męczy pana bardziej Real Madryt niż ACS? Psychicznie. Na pewno nie wszystkie pana największe zmartwienia dotyczą spadków na giełdzie.
Ja mam takie same problemy, jak wszyscy ludzie prowadzący firmy będące na giełdzie. Mam też takie problemy, jak prezesi klubów piłkarskich. Do tego Real Madryt nie jest normalnym klubem, wokół niego jest ogromna presja.
Ale jak wchodzi pan do restauracji, to nie mówią panu, że dzisiaj ACS straciło na giełdzie dwa punkty. Jednak jak Real przegra, to…
Ja cierpię za każdym razem, gdy Real przegrywa. Oczywiście. Jak miałbym nie cierpieć?
I przy takim sezonie twierdzi pan jasno i klarownie, że Benítez dokończy rozgrywki.
Nie. Ja powiedziałem, że Benítez to trener Realu Madryt, którego wybraliśmy z wielu, jacy byli i który naszym zdaniem był odpowiednią osobą na ten moment, żeby rozwiązać problem, jaki mieliśmy. Mówię to z całą sympatią, nie chcę nikogo obrażać, ale to prawda, że od stycznia… Rok temu wygraliśmy klubowy mundial. Od stycznia zaczęliśmy nowe życie, niewdzięczne życie, to dla nas okropny rok, muszę to powiedzieć. Zaczęliśmy od porażki z Valencią i mieliśmy pogarszanie się sytuacji. Potem odpadliśmy z Atlético w Pucharze, przegraliśmy derby 0:4, było Schalke i tak dalej. Poruszaliśmy się w kierunku progresywnego spadku. Potrzebowaliśmy nowego impulsu.
I tego spadku już nie ma?
Jest dopóki się nie zmieni. Szukaliśmy nowego impulsu i uznaliśmy, że jest nim Rafa Benítez. Nie może być teraz tak, że rezygnujemy z niego po trzech miesiącach. Trzeba dać mu czas, nic więcej.
Mówi pan więc, że od stycznia upadaliście. Ten sezon zaczęliście od sprowadzenia Rafy Beníteza po rekomendacji od dyrektora generalnego José Ángela Sáncheza.
No nie, te informacje o José Ángelu Sánchezie to nie jest prawda. Ani on mi go nie rekomendował… Jak miałby go mi polecać? Ja nie wiem kto to jest Rafa Benítez? Ani teraz nie prosił mnie o zwołanie wyborów, ani nie prosił o dyrektora sportowego.
Ja podałem takie informacje, bo takie mam. Kto chce, niech wierzy. Kto nie chce, trudno. Pan ma inne informacje, tyle.
Nie, ja mam prawdziwe informacje. Pan mnie zna i dobrze wie, że w życiu nie skłamałem. Od 2000 roku do dzisiaj nigdy nie skłamałem.
Pański dyrektor Sánchez chodzi w biurach i mówi, że się pomyliliście.
Absolutnie. On nie rozmawiał ze mną o zmianie trenera…
Ja tak nie mówiłem. Podałem tylko, że jego zdaniem pomyliliście się przy wyborze.
On tak nie myśli, nic takiego nie mówił.
Może nie mówił tego panu?
No cóż, ja nie wiem co on tam mówi kuzynowi wujka. My rozmawiamy ze sobą na przykład o tym, że poza Realem to już zmieniono trenera, że już mamy nowego szkoleniowca. Patrzę na okładki i wszystko widać.
Jako media podajemy, że wiele wskazuje na to, że Zidane może przejąć ekipę. To nie oznacza, że już zaszła zmiana.
Tworzy się pewne oczekiwania, które nie mają przełożenia. Jestem tutaj, by powiedzieć, że Rafa Benítez to osoba wybrana do wyciągnięcia nas z trudnej sytuacji, że trzeba dać mu pracować i że on sobie poradzi. Zrobi to przy pomocy całej drużyny, bo to piłkarze grają w piłkę.
A nie mają do tego zbyt złych stosunków?
No nie, to nie jest prawda. Porozmawiaj z piłkarzami. Ja rozmawiam z piłkarzami.
Nie jest to błąd?
Niby dlaczego? Widzę się z nimi w każdy weekend, schodzę do nich, witam się.
Pamiętam, że jakiś trener powiedział, że najlepszym wsparciem od prezesa jest zostawienie piłkarzy w spokoju.
Powtórzę, że ja rozmawiam z nimi tylko po meczach, wtedy schodzę do szatni.
No przecież nie powiedzą panu w szatni, że trzeba zwolnić trenera.
Byłem na weselu i siedziałem z Pepe. On powiedział, że mamy świetnego trenera.
Cóż, ja chcę zadawać pytania, a nie tak dyskutować, ale…
Jeśli pan mówi, że piłkarze mają złe stosunki z trenerem, to ja odpowiadam, że nie jest to prawda. To nie jest prawda. Niech pan porozmawia z zawodnikami Realu Madryt.
Więc absolutne nie w tej sprawie?
No nie, nie.
Dobrze, latem mówiłem, że drużyna wydaje się bardzo pewna w defensywie, że może mało strzela, ale wygląda solidnie z tyłu. Dochodzi do przedłużenia kontraktu Ramosa po bardzo napiętym okresie.
Napiętym… Nie, to zwykła dyskusja z bardzo ważnym członkiem drużyny, kapitanem, bardzo lubianym zawodnikiem. Czasami trzeba powiedzieć otwarcie, że interesy zawodników mogą nie zgadzać się z tymi klubu. Czasami taka sprawa się przedłuża bardziej, a czasami mniej. To normalne w życiu. Wy też długo mieliście problemy z nowym kontraktem w tym radiu. To normalne. Ja u siebie w firmie też muszę negocjować z najważniejszymi dyrektorami, każdy ma swoją wizję. Trzeba podzielić interesy zawodnika z tymi klubu. Trzeba też pamiętać, że ten klub nie jest mój. Gdyby był mój, to…
Właśnie o to się pana oskarża [śmiech], że Florentino uwierzy, że jest właścicielem klubu.
Nie, ja wierzę w to, że jestem prezesem klubu, którego wspierają socios. Jeśli uznam, że nie mam poparcia, to poczynię odpowiednie kroki. Jednak trzeba pamiętać też, że to prezes musi podejmować najtrudniejsze decyzje, jak wyrzucenie brutali ze stadionu.
Długo pan na to czekał.
Nie, to byli inni.
Oni byli na stadionie od pańskiego początku.
Tamci sprzed 15 lat zostali zastąpieni innymi, których ja nazywam brutalami. Kiedy wyciągnęli noże, powiedziałem, że to dla nich koniec. Tamtego dnia to się skończyło. Gdybym podjął inną decyzję, powinienem był odejść. Ja chcę Bernabéu, na które może pan iść z rodziną, na którym ludzie cieszą się swoją ekipą. Były różne incydenty, ale nie takie z przemocą, której obecnie jest w Europie pełno. Musiałem podjąć taką decyzję i muszę wytrzymać ataki tych panów. To jest właśnie bycie prezesem Realu Madryt.
W tym chyba się wszyscy zgadzamy.
Nie, bo niektóre media są z nimi. Jeden dziennik opublikował manifest ultrasów. Pełny manifest. Jeden dziennik oddaje im łamy.
Nie sądzę, że tak jest. Nie rozmawiajmy już o tym.
Jeśli otwierasz dziennik, masz zdjęcie ultrasów, artykuł o nich, cały wypisany manifest do klubu, czym to jest, jeśli nie oddaniem łamów? Totalnym oddaniem. Jednak nie chcę tu krytykować tego dziennika, a powiedzieć socios i kibicom, że Bernabéu ma być miejscem rozrywki, biznesu, pasji i uczuć. Nie będzie na pewno miejscem, do którego nie możesz zabrać dzieci, bo zbierają się tam brutale.
Zostawmy już ultrasów.
Trzeba jasno mówić, że oni szukają rozgłosu i go dostają, że próbują wrócić. Robią wszystko, żeby wrócić.
Wierzę panu.
Po co pan tak mówi, jeśli opowiadam panu jasno, co się dzieje. To właśnie ci ludzie krzyczą hasła o mojej dymisji. Chcą stworzyć podział…
Dymisja to inny temat, wynika z 0:4 z Barceloną, które stworzyło ten szmer.
0:4 nie ma nic wspólnego z tym, co tutaj opowiadam.
Zakończmy temat ultrasów. Zaznaczam jednak, że żadne media nie mogą chronić ultrasów, bo ochrona brutali to wielki błąd.
Więc jak nazywa pan publikowanie żądań ultrasów w dzienniku?
Zakończmy to.
Mieliśmy rozmawiać o wszystkim. Pan mówi mi o tym, jak to jest być prezesem Realu Madryt, a ja panu mówię jak to jest być prezesem Realu Madryt. Ma to swoje dobry strony, ale też te niewdzięczne. Kiedy mówię o ultrasach, to chcę powiedzieć o czymś innym, o tym, że podjęcie przez prezesa takiej decyzji jest dla niego bardzo niemiłe. Nie będę tu wymieniać wszystkich wydarzeń z tych dwóch lat, ale wydarzyło się coś takiego, więc podjąłem taką decyzję. Jeśli zrobiłbym inaczej, musiałbym odejść, bo nie wypełniłbym swojej odpowiedzialności.
Wróćmy do futbolu. Przygotowania do sezonu były jednymi z najsłabszych w ostatnich latach, nie wyglądało to dobrze. Potem doszły wielkie porażki, problemy instytucjonalne i spadek na trzecie miejsce w Lidze.
W poprzednim sezonie na tym etapie mieliśmy nad Barceloną z 4-5 punktów przewagi.
Wydaje mi się, że nie.
Na pewno cztery. [rok temu po 15. kolejce Real miał 4 punkty przewagi] Na pewno, przynajmniej cztery. Co się stało? Wyszło, że to żadna przewaga, bo cały rok pracujesz na to, co chcesz wygrać. Dlaczego więc mamy teraz spalić Bernabéu? Niektórzy krzyczeli na Getafe, że trzeba to zaorać. Muszę powiedzieć, że bardzo cieszyłem się na meczu z Getafe, kiedy pewien front próbował dalej destabilizować nasz klub i mnie, ale nie poszło im za dobrze.
Bardziej atakowali chyba pana?
Nie. Ja jestem instrumentem. Jeśli jutro odejdę i przyjdzie inny…
Myślał pan o tym?
Ja nigdy nie myślę o odejściu. Znaczy kiedyś będę musiał odejść, nie będzie mnie tutaj przez całe życie [śmiech prowadzącego]. Będę tutaj dopóki będę mieć poparcie socios. [uśmiech Florentino, dalszy śmiech prowadzącego] Jak mówiłem, to sztafeta. Odszedłem w 2006 roku, musiałem wrócić, bo tamten zarząd… Cóż, ten klub chroni uczciwość i fair-play, a na zgromadzeniu socios, największej świętości Realu Madryt, pojawiają się ludzie z zewnątrz, niektórzy wręcz byli socios Atleti… Musiałem wrócić. Wróciłem i będę dopóki będą siły, ale powtarzam, że to wszystko wystartowało w 1902 roku, ma już 113 lat, a na podstawie historii mogę stwierdzić, że na pewno ktoś mnie zastąpi.
Ale w tych dniach…
Nie, ja w tych dniach…
Proszę dać mi dokończyć!
Chodzi panu o przeciwności. Jeśli myśli pan, że ja rozmyślam o dymisji czy odejściu, to w ogóle tego nie rozważam.
Nie?
Nie, bo kiedy odejdę, to wszystko dobrze wyjaśnię, znajdę przyczynę, ale nie będzie nią przegrany mecz wynikiem 0:4. Ja rosnę przy przeciwnościach.
A nie uznaje pan powrotu za błąd?
Nie.
Czy pan w ogóle popełnia błędy?
Oczywiście. Ja dużo pracuję, bo mam ogromną firmę, wtedy było przy niej wiele pracy. Do tego doszło uratowanie Realu Madryt przed kryzysem ekonomicznym i zbudowanie ośrodka. Kiedy to zrobiliśmy, uznałem, że to może być moment na innego człowieka z nowym impulsem, co jest normalne. Poszło jak poszło, opowiadałem o tym, mogę to wyjaśnić szerzej, bo czasami niektórzy tego nie rozumieją.
Nie trzeba. Wtedy mówił pan też, że źle wychował piłkarzy.
Uznałem, że mam wiele pracy i że to czas, żeby dać klubowi inny impuls. Dzisiaj jestem w stanie dzielić te sprawy, ale to prawda, że kiedyś będę musiał odejść. Jednak kiedy tak się stanie, to chcę odejść z wiarą w to, że rozwiązałem wszystkie problemy, jakie miał Real Madryt. Jestem tutaj od piętnastu lat i jasne, że mogę się mylić, ale chcę odejść z radością i z jak największym profesjonalizmem w mojej pracy. Cały czas myślę o Realu, nie jestem zmęczony, poświęcam się Realowi, robię wszystko jak najlepiej dla Realu. W tym tygodniu wyszło, że kolejny rok zamykamy jako liderzy rankingu UEFA. Mamy doskonałą sytuację ekonomiczną, od 11 lat mamy największe przychody.
Przy tym jesteście trzeci w Lidze i zostaliście wyrzuceni z Pucharu za złamanie przepisów.
W Pucharze ciągle nie rozstrzygnięto sprawy, proszę tak nie mówić.
Jak nie, jak jutro nie ma was w losowaniu.
Ja nie wiem co wydarzy się w tym temacie. Co do Ligi, jesteśmy pięć punktów za Barceloną, gdy rok temu było odwrotnie. Nie trzeba chyba z tego powodu palić stadionu.
Nie wiem skąd pan to bierze, gdy ja pytałem tylko o to, jak pan się czuje?
Czuję się dobrze poza tym, że uważam naprawdę, iż są ludzie, którzy próbują wykorzystać każdą sprawę wokół Realu Madryt, żeby zdestabilizować klub. Oni nie są przeciwko mnie, naprawdę. Jutro mogę odejść i przyjdzie ktoś inny, a te nakazy zostaną.
Ale oni atakują cały czas pana.
Nie. Dlaczego jeden dziennik chce mojego odejścia?
Bo nie zgadzają się z tym, jak zarządza pan klubem. A dlaczego pan ma taką obsesję na punkcie tego dziennika? Ja pana nie pytam o media, pytam o sytuację Realu.
To ten dziennik ma obsesję na moim punkcie. Ja jestem z generacji, która tworzyła wolność. Dla młodszych wolność słowa to rzeczywistość. Ja uznaję, że media powinny trzymać się kodeksu postępowania, wszyscy powinni trzymać się zasad. Niektórzy tego nie robią. Nie mam prawa o tym mówić? Nie mam prawa dementować ich kłamstw, kiedy oni tylko szukają destabilizacji? Niektórzy dziennikarze próbują bronić Realu przy całym swoim antimadridismo, bo naprawdę niektórzy to antimadridistas. Nie możemy dopuścić, żeby kibice Realu wierzyli taki ludziom.
Mam takie pytanie: dlaczego uznaje pan, że ci, którzy pana nie popierają, są przeciwko Realowi?
Ja tak nie mówię. Pan uważa, że kibice Realu są głupi czy co? Mogę zapewnić, że wszyscy doskonale znają z imion i nazwisk ludzi, którzy od świtu do zmierzchu mają jeden cel.
Każdy ma wrogów, to normalne.
To nie jest problem wrogów. Real jest ogromny i są ludzie, którzy chcą mieć wpływy w Realu. Kiedy wy opowiadacie o zmianie trenera, do czego dążycie? To my o tym decydujemy na podstawie interesu socios i klubu.
Ale socios nie za bardzo mają na to wpływ.
Powiem panu, że ja muszę być osobą, która najlepiej interpretuje potrzeby socios, bo oni dotychczas mnie popierali. Zawsze mnie wspierali.
Zabolało pana, że część Bernabéu domagała się pańskiej dymisji?
Nie, naprawdę. Ja przeżyłem okres, przez który musiałem wrócić. Wpływano na zgromadzenie, wpuszczano ultrasów, majstrowano przy statucie, rozwijano nielegalną sprzedaż biletów, zarząd na to pozwalał. Teraz próbuje się to odtworzyć. Dla Realu Madryt uczciwość to pierwsza zasada działalności. Ja muszę mówić i rozmawiać z kibicami, żeby wiedzieli, co dzieje się naprawdę. Muszę mówić to ja, a nie ci dziennikarze-antimadridistas.
Pan naprawdę wierzy, że są dziennikarze-antimadridistas?
Jak to czy wierzę? [śmiech] Ja to wiem i pan to wie.
Nie. Może są raczej antiflorentinistas?
Nie, niech pan zapomni o Florentino. Oni nie chcą dobra Realu, chcą swojego dobra.
Niektórzy z nich to przecież socios.
Kto?
Ci według pana źle życzący Realowi.
Więc nie sądzi pan, że istnieją dziennikarze-antimadridistas?
Nie, dziennikarze nie.
José Ramón, proszę cię, jestem tutaj od 2000 roku i pan sam doskonale zna ich z imion i nazwisk. Pan może być za Atleti, ale jest pan profesjonalistą.
Staram się.
Widać to, jest dobrze. Inni nie próbują. Inni próbują uzyskiwać poboczne korzyści, czy to z wpływów w Realu, czy z czegoś innego.
Chcę zapytać o te stosunki z prasą, ale to już po przerwie.
***
Mamy 36 minut po północy, rozmawiamy z prezesem Realu Madryt, który jest w mocnym ataku. Ta wygrana koszykarzy wyniosła go pod niebiosa. Chcę porozmawiać o stosunkach zawodników z klubem, trenerem i prasą. To piłkarze tak naprawdę wyznaczają rytm klubu? Przyzna to pan? Jak zechcą, to wyrzucają trenera…
Nie. Moje doświadczenie od 2000 roku pokazuje, że nie ma zawodników, którzy stwierdzają sobie, że wyrzucą trenera. Tego nie ma. Jak mówiłem wcześniej, to bardziej wynik lat współżycia i zmęczenia, jakie zachodzi. Ja miałem wiele ekip, ale ta jest jedną z najlepszych. Nie chodzi tylko o profesjonalizm, ale także czynnik ludzki.
Lepszą od tej, kiedy Zidane po transferze mówił, że Figo jest inny, niż się spodziewał?
Posłuchaj, miałem wiele ekip. Mam sympatię do wszystkich, jakie tutaj były, ale do tej nie mam żadnych wątpliwości pod względem profesjonalnym, mamy najlepszych zawodników na każdej pozycji. Ale do tego jest wielka pod względem ludzkim.
Więc dlaczego Real jest trzeci w Lidze?
Cóż, bo mamy problem i chcemy go rozwiązać. Nie wiem dlaczego obniżyliśmy poziom intensywności, trzeba to powiedzieć. Rafa Benítez to rozwiąże, jak mówiłem.
Jaki kredyt zaufania ma Rafa Benítez?
Cały kredyt świata. Jest z klubu, z Madrytu, od 20 lat pracuje w zawodzie.
Jeśli Rayo w niedzielę z wami wygra…
Jeśli wygra, to będziemy musieli pracować dalej.
Z Benítezem?
Z Rafą Benítezem. Przy tej całej presji narzuconej na trenera i zawodników musimy pamiętać, że czasami będzie też gorzej. Madridismo nie chce presji. Chce dobrej gry swojej drużyny, spokoju i ja proszę o współpracę, o wsparcie, ich spokój. Jednak jeśli dziennik podaje, że ten ma złe stosunki z tym, ten coś zrobił temu…
A pańskie stosunki z zawodnikami teraz…
Są dobre.
Ale chcę zapytać czy stosunki są takie same jak przed odejściem, gdy mówił pan, że musi odejść, bo jest z nimi zbyt blisko?
Nie. To jest kolektyw wielkich zawodników, najlepszych. Nie jest łatwo, bo nie wszyscy grają, nie jest łatwo tym zarządzać. Przynajmniej w Realu Madryt. Jednak mogę powiedzieć, że są jedną z najlepszych drużyn, jakie miałem, przez swój profesjonalizm i swoje zachowanie. Tak czuję. Jeśli zapyta mnie pan czy ten trzyma się z tamtym, to nie będę potrafił odpowiedzieć.
Takie sprawy są znane. Pan dobrze wiedział, że Arbeloa i Casillas ze sobą nie rozmawiają.
To nie jest prawda. Mieli mały problem. Ja widziałem jak rozmawiają. To kolejna przesada, którą podał przyjaciel przyjaciela czy znajomy agenta. Ja wiem, że futbol to rozrywka i trzeba tworzyć takie rzeczy. Jednak kiedy przekraczasz granicę i krytyka prowadzi do samowyniszczenia, to musimy wychodzić i komentować sprawy. Musimy mówić, że taka jest rzeczywistość, że intensywność w całym meczu nie jest taka sama.
Nie ma pan odczucia, że trochę zamknął pan klub?
Ja?
Wcześniej dziennikarze mogli latać na mecze z piłkarzami. Naprawdę boli mnie, gdy widzę jak lecicie na Ukrainę, a kilku profesjonalistów z mediów musi lecieć następnego dnia przez Wiedeń. Dlaczego? Piłkarze tego nie chcieli? Nie mógł pan im wytłumaczyć, że media to część ich świata?
Nawet ja z nimi nie latam, bo ja wierzę w to, że oni mają prawo do swojej przestrzeni. Oni to uzyskali i uważają za odpowiednie.
Ale nie jest to błąd?
W Stanach Zjednoczonych robią tak wszystkie drużyny.
W Stanach… W Hiszpanii nikt tak nie robi poza Realem, a teraz zaczęła tak robić Barcelona.
Nie wiem co robią inni, ale u nas piłkarze mają swoją przestrzeń, jak samolot czy autobus. Ja nigdy nie wchodzę do ich autokaru. W życiu, od 2000 roku. Mają swoje miejsce, potrzebują go do skoncentrowania się.
Nie oszukujmy się, bo ja wiem, że piłkarze, którzy przeszli do komentowania i potem zostają w oczekiwaniu na lotnisko, widzą, jakim egoizmem jest zostawianie dziennikarzy na lotnisku.
Nie sądzę, że jest to egoizm czy coś takiego.
Ale jaka przestrzeń, jeśli w czasie lotu nikt ich nie zaczepia?
Chodzi o ich zachowanie, żarty, prywatne sprawy. Mogę powiedzieć, że w mojej pierwszej kadencji przez takie wycieki wychodziło wiele prywatnych spraw piłkarzy. Ja nigdy nie powiedziałem, że ktoś nie może lecieć, mnie nie ma przy takich sprawach.
Jak nie, jak widać było pana ostatnio przy przyjeździe drużyny, kiedy beształ pan Cristiano za jakieś słowa.
Nie. Chodzi tu tylko o szacunek dla prywatności, o ich spokój, o ich dobrą grę, o koncentrację, o koleżeństwo. Ja zatwierdziłem usunięcie wszystkich elementów, jakie mogły ich dekoncentrować, łącznie z prezesem. Nie latam z nimi.
Uznaje pan, że prezes też może im przeszkadzać?
No jasne. Oni są nimi…
Ale schodzi pan do szatni.
Po meczach, przywitać się, porozmawiać, skomentować mecz.
To też ich przestrzeń.
Jako prezes muszę się czasami z nimi zobaczyć, nie tylko przy wręczaniu Audi [śmiech]. Ja staram się jak najmniej zakłócać ich życie. Jeśli pojawia się problem, to się spotykamy.
Ale czy ich życie polega na tym, że mają grać bez nikogo? Że wszyscy mają się odwrócić?
A po co się koncentrują? Ich zawodem jest uprawianie sportu drużynowego. Wchodzi tu też psychologia. To nie ja zakazałem podróżowania dziennikarzom, pan o tym doskonale wie. Musimy uszanować piłkarzy.
Ja uważam, że pan jest ich szefem i może im łatwo wyjaśnić, że to część ich świata, niezależnie od tego czy zawodnicy są mądrzy czy głupsi. Jeśli zostawiacie dziennikarzy na lodzie…
Na jakim lodzie? Każdy może znaleźć swój środek transportu.
Tak, ale przez to dolatują dwa miesiące później zamiast być w danym mieście tego samego dnia.
Są ludzie, zawodnicy, którym samolocie przeszkadza dziennikarz, który każdego dnia ich dobija. To ich boli.
Krytykowanie słabszego meczu to powód wyrzucenia z samolotu?
Słabszy mecz to nie jest dobijanie. Chodzi o atakowanie jednego zawodnika przez tego dziennikarza, drugiego przez innego. Nadszedł moment, w którym oni sami zdecydowali, że chcą mieć swoją przestrzeń. Ja nie chcę jej naruszać, bo ja w samolocie z nimi to też pewien problem.
Nie można im powiedzieć, że się mylą? Bo się mylą.
Nie sądzę.
No tak, bo są miejsca publiczne i taki transport jest publiczny. Dlaczego robią sobie prywatny samolot?
Nie mają. Lata cała drużyna z ludźmi, którzy wokół niej pracują.
Więc spokój zakłócają tylko dziennikarze?
Ja też zakłócam.
I dlatego dostali swój samolot.
Ja zakłócam, bo przede mną nie mogą zachowywać się normalnie. Pan naciska, ale nie rozwiąże pan tego tematu.
Ja mówię, że powinno się do tego podchodzić w inny sposób. To doprowadzi do kolejnych żądań. Pan obiecywał, że w strefie mieszanej też będzie inaczej.
Do strefy mieszanej idzie wielu zawodników. Moim zdaniem mogą tam iść nawet wszyscy. Rozmawialiśmy z nimi o tym. Tutaj ma pan rację. Moim zdaniem wychodzą w Lidze i Lidze Mistrzów. Macie większe zainteresowanie jednymi niż drugimi.
Po wygranej 8:0 przyjemnością było wysłuchanie Cristiano Ronaldo, który mówił o wszystkim. Po 0:1 z Villarrealem było tego dużo mniej, a wtedy socios chcieli tłumaczeń.
Ja z tej porażki 0:1 pamiętam wypowiedzi Marcelo, Pepego…
No, Marcelo i Pepego, Pepego i Marcelo, tyle. Nie wracajmy do tego. Dobrze, a jaką przyszłość oferuje pan socios w krótkim okresie?
Iker Casillas… Aj, przepraszam, wyszedł także Keylor Navas. Chodziło mi o bramkarza. Wielu zawodników mówiło po porażce, widziałem w telewizji.
Dobrze, kolejny temat…
***
Drugą część wywiadu znajdziecie tutaj.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze