To nie jest klub dla twardej ręki
Tekst o zamieszaniu wokół stanowiska trenera
Poniższy tekst jest tylko i wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadryt.pl.
Dzisiaj zwolniono Mourinho. Minęło nie więcej jak pięć minut, a rzesza zwolenników Portugalczyka z powrotem zaczęła „zatrudniać” go w Madrycie. W niedzielę Real Madryt ulega Villarrealowi i to wystarcza, aby na stanowisku trenera Beníteza „zastąpił” nieopierzony Zidane. Odsuńmy na bok podstawową chorobę dławiącą ten klub, czyli Péreza, który w ramach despotycznych rządów zrobił sobie z niego prywatne poletko, i skupmy się na kandydatach na trenera. Mówiąc wprost, obie kandydatury są złe.
Mourinho i Beníteza należy wziąć we wspólny mianownik. Obaj panowie różnią się czysto trenerskim kunsztem, ale pozostają w tej samej kategorii ludzi, którzy twardą ręką lubią dochodzić do celu i oczekują potrzebują pełnej współpracy ze strony zawodników. Dzisiaj w Madrycie to nie przejdzie. Jeśli lekarstwem na skonfliktowaną z trenerem szatnię, niechęć zawodników do pracy i jawny sabotaż z ich strony ma być człowiek, którego z bardzo podobnych metod pamięta jeszcze rzesza graczy, w tym, ci którzy trzymają szatnię, to chyba wypada spasować i dać umrzeć tej drużynie śmiercią naturalną. Na dodatek Mourinho poniósł właśnie największą w karierze porażkę dokładnie z tych samych powodów, dla których Benítez chyli się ku upadkowi. To człowiek twardy, potrafiący osiągać doskonałe wyniki, ale także uparty jak osioł, dumny, niezdolny do większych kompromisów. „Czym się strułeś, tym się lecz” nie zadziała przy tak delikatnym organizmie, jakim jest obecnie Real Madryt. Konfliktów nie gasi się ogniem, chyba że w Iraku lub Syrii. To fakt, że Mourinho pogodził się już z Ronaldo, był przynajmniej na premierze filmu o zawodniku, ale łatwiej jest pogodzić się z kimś na odległość niż utrzymywać dobre stosunki na miejscu, kiedy ogień niezgody tylko czeka, aby znów zapłonąć. Obaj panowie nie zmienili metod pracy i pewnie już nie zmienią. Odejście Casillasa pomaga, niewiele, ale pomaga. Niestety nie na tyle, żeby przyjście Mou mogło okazać się sukcesem. Inna była też sytuacja po Pellegrinim, kiedy Real nie przypominał już Realu, zatracił zwycięską mentalność i mimo dobrych wyników w Lidze, tak naprawdę nie był w stanie walczyć o trofea w Europie. Wtedy brutalne lekarstwo okazało się skuteczne, dzisiaj żaden lekarz już by go nie przepisał.
Dlaczego więc nie Zidane? Gość cieszący się większym szacunkiem w zespole niż jakikolwiek z grających tam obecnie piłkarzy. Człowiek potrafiący znaleźć wspólny język z każdym, lider, który bawiąc się pierwszy raz w trenera, doprowadził reprezentację narodową do srebrnego medalu na mistrzostwach świata. Dla uściślenia, chodzi o czas, w którym francuska reprezentacja zupełnie nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z Domenechiem i to właśnie Zizou był prawdziwym liderem Les Bleus. Dlatego że tak po prostu brak mu umiejętności i doświadczenia. Na boisku nazwisko „Zidane” i dzisiaj znaczyłoby pewnie wiele, ale w świecie trenerskim jest nikim. Więcej niż prawdopodobne jest to, że skończyłby jako kolejny plastuś prezesa, uginający się pod jakąkolwiek jego zachcianką, a bez sprawdzonych umiejętności trenerskich poległby równie prędko co jemu podobni, których pamiętamy z pierwszej kadencji Florentino.
W tym momencie muszę odnieść się do kretyńskich, przepraszam zwolenników, argumentów rzędu „przecież Guardioli i Enrique się udało”. Jasne, udało się, ale trzeba pamiętać, że FC Barcelona i Real Madryt podobne są tylko w jednym aspekcie – oba kluby są wielkie. Cała reszta je różni. Maksyma Realu, to „my jesteśmy po prostu lepsi” i ma to pełne odwzorowanie w psychice piłkarzy. Najpierw jednak o Barcelonie, skąd wziął się sukces tamtejszych „wuefistów”? (tak prześmiewczo niektórzy nazywali Guardiolę). Po pierwsze cały klub funkcjonuje w jednym systemie taktycznym, ci którzy prowadzą pierwszy zespół również chowali się wedle jego standardów. Po drugie pierwszy zespół również przepełniony jest wychowankami, którzy są w nim także najważniejsi. Dostosował się do nich nawet Suárez. W Realu jest inaczej. Szkółka nie dostarczyła w ciągu ostatniej dekady żadnego piłkarza, któremu udałoby się wejść do pierwszego zespołu na stałe. Zamiast tego klub prowadzi zaciąg gwiazd. Ludzi, w których media, rodzina, klub i reprezentacja każdego dnia pompują przeświadczenie „jesteś wielki, bo w Realu Madryt grają najwięksi”. To trener musi wejść na ich fale, bo oni na jego nie wejdą i raczej się na nich nie znajdują, jak w Barcelonie. I to się sprawdza, ostatni z byłych zawodników, który próbował swoich sił w Realu, to Camacho. Ledwo go pamiętam, nie żebym miał słabą pamięć, po prostu wolałem wymazać z niej tamten okres i proszę, nie każcie mi go przypominać. Królewską mentalność okazują też wychowankowie, dlatego też rzadko kończą karierę w Madrycie, czego doskonałym przykładem jest Casillas, który siedząc na ławce, nazwijmy to eufemistycznie, okazywał niezadowolenie również przez usta innych.
Większość z graczy stale mówi w mediach o tym, jak dobry był dla nich Ancelotti. Za Włocha było im po prostu dobrze czy łatwiej. Okazuje się, że największe sukcesy w ostatnich dwudziestu latach Królewscy święcili wtedy, kiedy klub prowadził nie twardy sierżant, ale dobry wujek. Jeśli ktoś oczekuje od tych piłkarzy pokory i służalczej współpracy, to jest po prostu naiwny. Do tego trzeba ich namówić i to udawało się Ancelottiemu i Del Bosque, a zespół grał piękną piłkę. Mieli rzecz jasna swoje wady, ale wydaje się, że taki typ trenera najlepiej wpasowuje się w królewską niszę. Balagué ze Sky Sports powiedział ostatnio, że łatwiej jest wymienić trenera niż piłkarzy. Prawda, ale trzeba dodać: wymiana piłkarzy w tym klubie jest możliwa tylko wtedy, kiedy odpowiednio rozłoży się ją w czasie. Gdyby komuś przyszło do głowy zrobić to nagle, katastrofa murowana. I nawet kiedy ktoś już tego dokona, Bernabéu nigdy nie zaakceptuje wyrobników, zawsze będzie chcieć gwiazd, sytuacja będzie się więc powtarzać, chyba że nagle wielcy gracze spokornieją... Tak, jasne.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze